poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział 1: Won't you save me from myself?

Camille's POV:
    Jeszcze przez chwilę stałam na scenie z uniesionymi rękami, pozwalając ludziom na uhonorowanie naszego występu oklaskami. Wiedziałam, że dziewczyny z zespołu, choć dużo starsze ode mnie, czekały na mój znak. Stałam w samym centrum, właściwie przyćmiewając ich obecność sobą. Nienawidziły tego i dobrze o tym wiedziałam. Nienawidziły mnie za wszystko.
   Powoli opuściłam ręce i, posyłając ostatni uśmiech publiczności, skierowałam się na backstage. Reszta zespołu, jak na komendę, podążyła za mną.
   - Dobra robota, Farrelly - Ktoś krzyknął, podając mi wodę.
   Ktoś inny przytulił mnie w przelocie. Inne dziewczyny, choć współtworzyły show, nie dostawały żadnych gratulacji. Cała uwaga zawsze skupiała się na mnie i, choć czułam się z tym nieswojo, nie mogłam dać nic po sobie pokazać. To było od nas wymagane. Tak samo jak fakt, że nie wolno nam było rozmawiać z żadnym człowiekiem za sceną. Gdyby szef dowiedział się, że choćby uśmiechnęłam się do kogokolwiek, skatowałby mnie. I to wcale nie jest przenośnia.
   Weszłam do garderoby. On już tam czekał. Na widok naszego teamu, odłożył drinka na stół, wstał z kanapy i podszedł bliżej. Dziewczyny zaczęły przekrzykiwać jedna przez drugą coś w jego stronę, lecz nie wydawał się tym zainteresowany. Stanął tuż naprzeciw mnie i objął rękoma moją talię.
  - Byłaś niesamowicie seksowna, gwiazdo. - rzekł ochrypłym, niskim głosem, od którego zawsze przechodziły mnie ciarki. Czułam dotyk jego wąsów na policzku. Był obleśny.
  "Szef" to za dużo słowo na określenie Dragona. Mimo wszystko wolę nazywać go w ten sposób. Jestem słaba. Słaba, bo boję się przyznać, że jest alf...
   - Ricky, dlaczego wszyscy poświęcają uwagę tylko jej? - Z zamyślenia wyrwał mnie skomlący głos Teresy, jednej z dziewczyn. Podeszła do Dragona od tyłu i przytuliła się do niego - My też tak chcemy.
  - Wszystkie jesteście  świetne - Zwrócił się do niej, lecz nadal patrzył mi w oczy. - Poprawcie makijaże, kociaki, zaraz wyjeżdżamy, ale musicie być piękne. Dla mnie.
   Próbowałam wykonać jego polecenie, jednak jego uścisk momentalnie stał się mocniejszy, gdy poczuł mój opór. Podniosłam wzrok. Wtedy przyciągnął mnie do siebie. Poczułam smród alkoholu i fajek bijący od niego. Zastygłam, jak zwykle, gdy znalazłam się zbyt blisko niego. I to nie z wrażenia. Ten facet przyprawiał mnie o mdłości. Ale zapewniał mi wszystkie środki do życia, więc starałam się być potulna, zupełnie jak reszta dziewczyn.
   - Posłuchaj, gwiazdo - Mimowolnie zamknęłam oczy, jakby miało mnie to uratować przed tym, co zaraz miałam usłyszeć. - W klubie jest pewien mężczyzna. Ma bardzo dużo pieniędzy. Wiesz jak bardzo ich potrzebujemy, prawda? W każdym razie, podobałaś mu się na scenie. Powiedział mi, że gdyby miał cię w łóżku, to "już by cię nie wypuścił" - zaśmiał się chrapliwie. - I wiesz co? Oznajmiłem mu, że za małą dopłatą, możesz być jego. Czeka na ciebie na końcu korytarza, tam jest pokój, który...
   - Rick, przerabialiśmy to już - przerwałam mu. - Jestem tancerką, a nie dziwką.
   Nie dane mi było skończyć, ponieważ na mój policzek spadło z hukiem mocne uderzenie, które zwaliło mnie z nóg. Upadłam, odruchowo chwytając się za obolałe miejsce. Nie byłam w stanie nawet spojrzeć mu w twarz, bo wiedziałam, że jest wściekły. W garderobie nastała ogólna cisza, choć żadna z dziewczyn nie przerwała czynności.
  - Wstawaj, szmato. - Rzucił. Słyszałam, że jest zdenerwowany, więc wykonałam polecenie najszybciej jak mogłam.
  - Czy jestem dla ciebie zły, Camille? - Zacisnął dłoń na mojej żuchwie i szybkim ruchem podniósł mi głowę tak, abym na niego spojrzała. Nie czekał na odpowiedź. - Wiesz, jak jest ciężko. Tak się staram, daję wam wszystko, co mam. Pozwoliłem wam u mnie zamieszkać, jeść z mojej lodówki, kurwa, robicie karierę dzięki mnie! - Wrzasnął. - Przyciągasz wzrok i dobrze o tym wiesz,a jesteś jedyną dziewczyną, która nie umie tego docenić! Myślisz, że pieniądze same się zrobią? Dałem ci wszystko i jedyne o co proszę, to pierdolone posłuszeństwo. To dla ciebie aż tak wiele?
   Mówiąc to uderzył mnie w brzuch, przez co zgięłam się w pół. Był bardzo silny. Kolejne uderzenie zwaliło mnie z nóg.
   - Za tydzień macie następny występ. Jeśli tam też zrobisz mi taki numer, to skończy się to dla ciebie dużo gorzej. Jesteś zwykłą kurwą i masz znać swoje miejsce.
   Kopał mnie jeszcze przez chwilę i coś wrzeszczał, lecz już nie pamiętam, co. Bałam się, że mnie zabije. Ten lęk zawsze mi towarzyszył, gdy wpadał w szał. A to był stały element współpracy z nim. Często gdy mnie bił, utrata przytomności przychodziła jak ukojenie, jakby anioł stróż chciał zmniejszyć moje cierpienie. Tak było i tym razem.

Justin's POV:

   Leżałem na łóżku i tępo wgapiałem się w sufit, czekając aż narkotyk zacznie działać. Przez ostatnie tygodnie moje życie właściwie kręciło się wokół jarania i spania. Czasem wpadał Jerome sprawdzić, czy żyję, ale prawdę mówiąc nie byłem specjalnie zadowolony z jego wizyt. Są takie dni kiedy chcesz być całkiem samotny. On nazywał to depresją, ale myślę, że po prostu potrzebowałem tego odpoczynku.
   Zamknąłem oczy, czując, że robię się coraz bardziej senny. Oo tak, tego mi było trzeba. Nic tak dobrze nie robi na problemy. Wziąłem głęboki oddech. Leżałem tak przez chwilę, dopóki z błogiego stanu nie wyrwała mnie charakterystyczna melodia. Zignorowałem to, ale ktoś bardzo nachalny mimo wszystko nie przestał dzwonić. Zdenerwowany spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Oczywiście, któż by inny? Wróciłem do poprzedniej pozycji i odebrałem.
   - Kurwa, Jerome, oby to było coś ważnego...
  - Człowieku, w Chicago otwierają nowy klub - Słyszałem jaki jest podekscytowany. - Zgaduj, kto wybiera się na otwarcie?
  - Ty i twoje dziwki? - Odpowiedziałem, udając zaangażowanie.
  - Pocałuj mnie w dupę, Bieber. Nie wymigasz się. Będzie świetnie, zobaczysz. Jason mówi, że będą tańczyć dupy Dragona. - Wydał z siebie coś w rodzaju sapnięcia.
  Usiadłem na łóżku i skrzywiłem się mimowolnie.
  - Stary, zdajesz sobie sprawę z tego, że mam pojęcia, kto to? - Spytałem i od razu poczułem się jak idiota. Oczywiście, że wiedział.
  - Żałuj. W piątek przyjadę po ciebie o dziewiątej wieczorem. Umyj się.
  Jak ja go, kurwa, nienawidzę. Był niesamowicie uparty. Ale właściwie, jeśli pojawię się na otwarciu klubu nocnego, może będę mógł odwołać następny koncert? I tak będą pisać w gazetach, więc wszystko mi jedno. Naprawdę nie mam najmniejszej ochoty występować przed tymi tłumami ludzi. Chyba to najbardziej odbierało mi chęć do życia.
   Podszedłem do lustra. Nie spodobało mi się to, co ujrzałem. Nie to chciałyby zobaczyć wszystkie fanki, powiedziałem do siebie i sama myśl o tym wywołała mi uśmiech na twarzy. Wierzą w innego człowieka. Na pewno nie w tego.

3 komentarze:

  1. Czy to na pewno twój ff?
    Wiesz czytałam dokładnie taki sam kilka miesięcy temu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj notkę z boku. Owszem, to moje ff, pisałam je kiedyś pod tytułem "No matter what", ale nie miałam czasu na regularne publikowanie, więc usunęłam. Teraz mam gotową całość, więc wrzucam od początku.

      Usuń
  2. pamietam jak to czytalam. Tak sie ciesze że wrócilas <3

    OdpowiedzUsuń