czwartek, 5 listopada 2015

Rozdział 3: You've felt this way for far too long

Camille's POV:

  Rozglądałam się po jego domu. Kazał mi wejść, "czuć się ja u siebie" , a sam gdzieś zniknął. To miejsce jest olbrzymie, czuję się co njamniej idiotycznie. Przechadzając się od jednych drzwi do drugich, coraz mocniej towarzyszyło mi uczucie, że jestem tu niepotrzebna. Bo właściwie byłam. Justin jest strasznie tajemniczy, robi to, co sobie postanowi bez żadnych wyjaśnień. Czy to dobrze? Nie wiem, wątpię. Ale jakież to było pociągające!
  Znalazłam jego sypialnię. Od niej wychodziły całkiem osobne drzwi do łazienki. Dobrze się składa, marzę o prysznicu, żeby zmyć z siebie zapach Ricka.
   Boże, Rick...
   Zdjęłam z siebie ubranie i odkręciłam wodę, pozwalając gorącym kroplom spływać delikatnie po mojej skórze.
   Tak bardzo się go bałam. Co też Justinowi przyszło do głowy, żeby powodować bójkę z kimś takim jak on? Nawet nie liczyłam na wyjaśnienie. Niestety, on nie zdaje sobie sprawy z tego, jakich Rick ma ludzi pod sobą. Co oni mogą mu zrobić...
   Nie, nie mogę o tym myśleć.
   Przecież dla Justina też pracuje masa ludzi. W końcu jest artystą, bożyszczem nastolatek. Nie musi się bać, bo zapewne ochroniarze nieczęsto odstępują od niego choćby na krok.
   Starałam się uspokoić samą siebie takimi myślami, choć nie liczyłam na spokojny sen tej nocy. Ani żadnej innej. Za dużo się w życiu naoglądałam nieszczęść i zdecydowanie za wiele z nich było właśnie z mojej winy.
   Wyszłam spod prysznica i wtedy zorientowałam się, że nawet nie mam nic, w co mogłabym się ubrać. Wzięłam ze sobą jedynie telefon i paczkę fajek, wszystkie ubrania zostały w domu Ricka. Zawinęłam się więc w ręcznik i opuściłam łazienkę.
  Rozejrzałam się po sypialni. To chyba jedyne pomieszczenie, w którym panował bałagan. Na pewno ma jakąś sprzątaczkę i tylko tutaj nie pozwala jej wchodzić. Dostrzegłam na łóżku pozwijany t-shirt. Niewiele myśląc, rozprostowałam go i wsunęłam na ciało. Był na mnie o wiele za duży, myślę, że na niego również. Na mnie wyglądał po prostu jak wyjątkowo niegustowna sukienka.
    Wokół łóżka porozrzucane zostały przeróżne rzeczy. Zobaczyłam tam opakowanie po pizzy, puste plastikowe i szklane butelki, jakieś dokumenty...
    Położyłam się na jego łóżku i uśmiechnęłam do samej siebie.  Widać, jak bardzo szanuje swoją pracę, trzymając ważne papiery razem ze śmieciami. Na poduszce czułam zapach jego włosów. Piękny i kojący. Wąchałam ją tak przez chwilę, lecz przestałam, gdy zorientowałam się, jak komicznie muszę wyglądać.
   Tuż obok łóżka stała mała szafka nocna. Przez ciekawość sprawdziłam, co znajduję się w jej wnętrzu. Żadna niespodzianka, masa różnych rzeczy. Węgielki do sziszy, kolejne dokumenty, same głupoty. Wsadziłam rękę głębiej. Moje palce natrafiły na mały, śliski woreczek foliowy. Szybko go wyjęłam.
   - No to są chyba jakieś żarty - Powiedziałam sama do siebie.
  Zawartością jego był biały proszek. Ciężko mi stwierdzić, co dokładniej, ale wiedziałam, że to narkotyk. Moje usta mimowolnie rozciągnęły się w uśmiechu.
  - Biebs się przygotował na moje przyjście - szepnęłam.
  Wysypałam zawartość na szafkę, starając się zrobić to w miarę równo. Zatykając jedną dziurkę w nosie, wciągnęłam kreskę drugą.

   Justin's POV:
   Wszedłem do domu około drugiej w nocy. Próbowałem znaleźć sobie miejsce, żeby przemyśleć, co dalej. Może nawet się upić, naćpać, cokolwiek. Ale tak naprawdę poza obrębem własnej posiadłości, znaleźć ciche i spokojne miejsce było praktycznie nierealne. Dziennikarze, fani, fotoraporterzy...oni byli wszędzie. Byłem bardzo ciekawy, co teraz robi Camille i czy poczuła się już lepiej w moim mieszkaniu.
   Ku własnemu zdziwieniu, znalazłem ją w moim łóżku, w mojej koszulce. No cóż, jest lepiej niż myślałem. Na mój widok, przekręciła się na brzuch. Nic nie mówiła, ale zauważyłem, że ma przekrwione oczy. Czy ona...
    - Poczęstowałam się - Rzekła, jakby czytając w moich myślach, i pomachała w powietrzu niewielkim woreczkiem - Tego mi było trzeba. Dzięki.
   Normalnie wpadłbym w szał, ale cała ta sytuacja wydała mi się komiczna. Wyglądała po prostu uroczo, leżąc tak i czekając na reakcję. Uśmiechnąłem się z rozbawieniem i pokiwałem głową.
   - No spoko, ale następnym razem, sama będziesz musiała załatwić nam towar - Odparłem, a ona prychnęła z teatralną wręcz pogardą.
   Zmieniła pozycję, teraz leżała na plecach, a jej głowa zwisała z łóżka. Gęste, kasztanowe włosy dotykały już podłogi. Jej spojrzenie lustrowało dokładnie moją sylwetkę, choć uśmiech nie schodził jej z twarzy.
    - Powinnaś iść już spać, łobuzie - Mówiłem, próbując ukryć rozbawienie.
    Podniosła kciuk w górę na znak, że się zgadza. Zaprowadziłem ją więc do innego pokoju, gdzie od razu wskoczyła do łóżka.
   - Dobranoc - Szepnąłem.
   Jeszcze przez chwilę przyglądałem się jej drobnej postaci. Była piękna. Nie wyglądała jak panna na jedną noc. Muszę poznać jej historię. Postanowiłem zapytać o to jutro, bo dzisiaj już dużo przeszła. Widzieć ją w dobrym humorze pod koniec dnia, na prawdę przyniosło mi ulgę.

   Widziałem garstkę ludzi, którzy szli prosto na mnie. Krzyczeli "Justin, zawiodłeś nas wszystkich". Z każdym krokiem było ich coraz więcej, a krzyki stawały się coraz głośniejsze.
   Zawiodłeś nas wszystkich.
   Nie mogłem się ruszyć, a oni byli coraz bliżej.
   Zawiodłeś nas wszystkich.
   Otaczali mnie z każdej strony.
   Zawiodłeś...
   Widziałem wśród nich Jerome'a, Samanthę i George'a
   ...Nas wszystkich...
   o, Boże!
   wszystkich!

  Obudziłem się we własnym łóżku, pokój nadal wypełniały ciemności. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał 05:42. Usiadłem i przetarłem oczy.
  Kurwa, kolejny zły sen. Mam tego serdecznie dość. Muszę się napić, ostatnimi czasy to sprawdzało się najlepiej jako lekarstwo na nocne koszmary.
  Wstałem, ledwo żywy podszedłem do lodówki. Światło bijące z niej kompletnie mnie oślepiło, ale udało mi się znaleźć butelkę czystej wódki. Była co prawda do połowy pełna, ale powinna wystarczyć. Od razu odkręciłem i wziąłem kilka łyków, które wykrzywiły mi twarz. Nie cierpię tego gówna, ale tylko ono mi pomaga. Oczy powoli zaczęły przyzwyczajać się do ciemności. Na wszelki wypadek, wziąłem flaszkę ze sobą.
   Idąc korytarzem zauważyłem, że w pokoju Camille świeci się światło. Zaciekawiony, ostrożnie uchyliłem drzwi, aby sprawdzić co się dzieję.
   Moim oczom ukazała się dziewczyna, siedziała na podłodze, oparta plecami o łóżko. Owinęła ramionami kolana i skryła w nich głowę. Jeśli słyszała, że wszedłem, to nie dała nic po sobie poznać. Podszedłem bliżej, by za chwilę usiąść tuż obok niej. Siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy, miałem nadzieję, oczywiście naiwną, że gdy będzie chciała pogadać, to sama rozpocznie rozmowę. Nie doczekałem się żadnej próby komunikacji, więc sam zainicjowałem konwersację:
    - Cam - zero reakcji. Przeszło mi przez myśl, że śpi, ale wydawało się to co najmniej głupie - Ja naprawdę chciałbym ci pomóc, ale jest to nierealne, kiedy nie mówisz mi, co się dzieje.
   Podniosła głowę i spojrzała prosto w moje oczy. Twarz miała całą we łzach. Na ten widok wziąłem głęboki oddech, musiałem to przetrawić.
   - Nie przejmuj się. - Powiedziała niesamowicie spokojnie. Gdybym jej teraz nie widział, pewnie bym uwierzył w jej złudny ton głosu. - Po prostu...nocne zmory nie pozwalają mi spać.
  - Coś o tym wiem - Mruknąłem i wziąłem łyk wódki.
  Poczułem dotyk jej zimnych palców na skórze, więc od razu odwróciłem twarz w jej stronę. Uśmiechnęła się i wyciągnęła mi butelkę z ręki, nadal utrzymując kontakt wzrokowy.  Wzięła kilka dużych łyków na raz, miałem wrażenie, że wręcz wlewa sobie trunek do gardła. Czekałem w ciszy. Gdy usłyszałem jej westchnienie, spytałem dla pewności:
   - Lepiej?
  Kiwnęła głową, więc wstawałem.
  - Jakbyś czegoś potrzebowała, to krzycz.
  Skierowałem się w stronę drzwi, ale jej cichy głosik mnie zatrzymał:
  - Justin?
  - Tak? - Odwróciłem się.
 - Właściwie jest coś.. - Powiedziała i od razu spuściła wzrok.
 - Hej.. - Uklęknąłem przy niej i objąłem jej głowę dłońmi. Poczułem jak nieruchomieje. - Powiedz mi.
 - Czy mógłbyś... - Odetchnęła i podniosła to swoje lustrujące spojrzenie na mnie - Czy mógłbyś spać dzisiaj ze mną?
  Kurwa, powinna mnie wcześniej przygotowywać na takie propozycje. Chyba już niczym mnie nie zaskoczy. Zostałem lekko zbity stropu, ale oczywiście się zgodziłem.
  Położyłem się na plecach, a ona tuż obok. Poczułem, jak powoli otacza ramieniem mój nagi tors. Gdy się do mnie przytuliła, ciepłe dreszcze przeszły po całym moim ciele. Potrzebowała poczucia bezpieczeństwa, a to, co teraz miało miejsce, było pewnego rodzaju wołaniem o pomoc. Objąłem ją ramieniem. I wtedy poczułem, że znowu nieruchomieje. Bała się mojego dotyku, jak gdybym miał jej zrobić krzywdę. A przecież, kurwa, mówiłem , że ze mną nic jej nie grozi. Im szybciej zacznie mi wierzyć, tym lepiej. Na razie obchodziłem się z nią jak z porcelaną. Czułem się niesamowicie dobrze, mając ją obok, wtulającą się we mnie. Myślę, że też tego potrzebowałem.
   Usłyszałem jej cichy, miarowy oddech. Zasnęła.

  Justin's POV:

   Budząc się, myślałem tylko o tym, że pierwszy raz odkąd pamiętam, spałem spokojnie, a to było cholernie dobre uczucie.
   Otworzyłem oczy i od razu przypomniałem sobie, dlaczego. Ah, Camille. To pierwsza dziewczyna, z którą spałem a nie uprawiałem seksu. To pierwsza dziewczyna, która spała w moim domu, a nie była dziwką.
   Chociaż własciwie...
   Ughh, ogarnij się, Bieber.
   Zobaczyłem, że siedziała tyłem do mnie, na łóżku. Obudziła się wcześniej, ale wyraźnie czekała, aż sam wstanę. Była taka drobna, ale jaka piękna. Ile razy już to powtórzyłem? Nie wiem. Ale to sama prawda, była przepiękna i miałem na nią cholerną ochotę. Chociaż pragnąłem jej w inny sposób niż dziwki. W sposób całkowicie mi obcy.
    - Dzień dobry - Powiedziałem ochrypłym głosem.
   - Uśmiechasz się przez sen. - Prawie weszła mi w słowo lodowatym tonem i odwróciła się w moją stronę - Dlaczego?
   Nie znałem odpowiedzi. Sądząc po poprzednich, ciężkich nocach, byłem pewien, że to nie może być prawda. Wzruszyłem ramionami i odparłem:
   - Chyba ty tak na mnie działasz.
  Uśmiechnęła się lekko, widocznie zadowolona z odpowiedzi. Odwzajemniłem gest, chociaż niespecjalnie było mi do śmiechu. Czułem, że mój organizm domaga się narkotyku, a nie miałem nic w domu. No, zajebiście. Przetarłem oczy i wstałem.
   - To, co zamierzasz? - Usłyszałem pytanie, które wbiło mnie w ziemię.
   Nie dlatego, że mnie zaskoczyła, tylko dlatego, że było to kurewsko dobre pytanie, na które jeszcze sam sobie nie odpowiedziałem. Oparłem się o futrynę przez chwilę wpatrując w postać na łóżku. Wyczekiwała, ale w jej oczach nie widziałem już przerażenia ani zagubienia, tylko chłód. Oblizałem wargi.
   - Muszę załatwić trochę koki, a wieczorem jest trening. - Zmarszczyła brwi, tak jak to tylko ona potrafiła, więc sprostowałem - Mam trasę koncertową. Jakiś facet pokaże mi i tancerzom ruchy, i te sprawy.
   Usłyszałem ciche "oh", więc nie mówiłem już nic więcej. Wiem, że nie o to pytała, ale co miałem powiedzieć? Chcę, żebyś tu została ze mną jak najdłużej? Nie mogę. A dopóki to zdanie nie zostanie wypowiedziane, tak właśnie będzie. I o to chodzi.
   - A ty, jakie masz plany na dziś? - Spytałem, chcąc odbiec od tematu.
  - Zadzwonię do Amandy, mojej przyjaciółki. Może się z nią spotkam. Gdy mieszkałam u Ricka, wychodzenie na zewnątrz samej było właściwie niemożliwe...
   - Na szczęście już u niego nie mieszkasz - Odparłem szybko, zanim zdążyła spuścić wzrok - I wolno ci wszystko. Jak chcesz, możesz wziąć samochód. - Otworzyła usta, ale przerwałem - Chyba nie myślałaś, że mam tylko jeden samochód, prawda?
   Uśmiechnąłem się drwiąco, na co ona lekko się skrzywiła. Moje pieniądze naprawdę nie robiły na niej oczekiwanego wrażenia i zdecydowanie nie byłem z tego powodu zadowolony.
   - Justin, jest jeszcze jedna sprawa...
  - Huh?
  - Bo ja... - Włożyła kosmyk włosów za ucho - Tak jakby...no wiesz...Nie mam żadnych ubrań.
  - A, to nie problem - Odpowiedziałem szybko. - Alona coś dla ciebie przygotuje. Każę komuś jechać na zakupy dla ciebie. Chyba, że wolisz zrobić to osobiście?
  - Justin, ja nie mam żadnych pierdolonych pieniędzy! - Krzyknęła i wstała. Po raz kolejny, psychicznie wbiła mnie w ziemię - W tym właśnie problem. Że nie mam nic, kompletnie kurwa nic!
  Wyciągnęła z torebki papierosa i odpaliła go. Zacisnąłem pięści, typowa reakcja, gdy ktoś podnosił na mnie głos. Wyciągnąłem tę niewdzięczną szmatę z jej dennego życia, a ona śmie wydzierać się na mnie w moim własnym domu?
  - Nie unoś się tak, niunia - Powiedziałem, starając się o obojętny ton - Żyjesz na moich warunkach, więc to ja zapewniam ci pieniądze na wszystko...
  - Czy nie po to zabrałeś mnie od Ricka? - Podeszła na tyle blisko, że nasze twarze niemal się stykały - Dlatego, żebym, własnie, "nie żyła na nikogo warunkach". Wygląda na to, że trafiłam z deszczu pod rynnę.
   Zaciągnęła się, a po chwili rozchyliła usta i wypuściła dym prosto na moją twarz.
   Wiem, że robiła to na złość, ale wywołała zupełnie odwrotny efekt. To było cholernie seksowne i jedyne, o czym wtedy myślałem to rzucić ją na łóżko i pieprzyć do utraty tchu. Przygryzłem wargę. Pragnąłem jej jak niczego innego. Ona mnie też. Ale żadne z nas nie chciało tego przyznać, bo wtedy ona wyszłaby na dziwkę, a ja na dziwkarza. Dlatego w tej chwili staliśmy tylko naprzeciw siebie, niemal dotykając się głowami i patrząc sobie głęboko w oczy, synchronizując oddechy.  W jej wzroku widziałem wyzwanie. Nie jestem pewien, czego miało dotyczyć, ale wiedziałem, czego ja chcę.
   Wtedy to się stało, przyszło nagle, jakiś impuls. Przyparłem ją do ściany. Uniosła ręce lekko w górą, ale chwyciłem ją za nadgarstki, namiętnie całując po szyi i ramionach. Usłyszałem cichy jęk.  Podniosłem głowę, przelotnie szukając jej reakcji. Spojrzała na mnie z pożądaniem. Odbiła się od podłogi, i wskoczyła na mnie, oplatając nogi wokół moich bioder. Otoczyłem jej talię ramionami, nadal przypierając do ściany. Próbowałem wrócić do przerwanego zajęcia, lecz wtedy Camille pociągnęła mnie za włosy, tak, żebym spojrzał na jej twarz, co uczyniłem. Zamknęła oczy i rozchyliła lekko usta. Potraktowałem to jak zgodę i złożyłem na jej ustach długi pocałunek. Oddechy były niemal równe, jakbyśmy stanowili jedno ciało. Nasze połączone wargi poruszały się coraz szybciej i szybciej, chcieliśmy czerpać z tej chwili jak najwięcej jakby w obawie, że jest ostatnią. Ręce Camille jeździły po moich plecach, karku i włosach, szukając sobie miejsca. Przeniosła je na moją szyję, zaczęła jeździć po torsie i..Najwyraźniej jej dłonie znalazły to, czego chciały. Chwyciła przez spodnie za mojego kutasa, który od razu zaczął twardnieć. Nagle jakby zrozumiała, co się właśnie dzieje. W momencie odkleiła się od moich ust, stanęła na nogach i spojrzała mi w oczy, szukając zrozumienia. Znalazła w nich tylko niespełnione pragnienie. Ciężko oddychałem. Dotknęła swojej wargi palcem, jakby sprawdzając, czy to naprawdę miało miejsce. Ponownie oparła się o ścianę, tylko metr dalej. Gdy oboje uspokoiliśmy oddechy, rzuciła:
   - Muszę wziąć prysznic.
   Ta krótka informacja w tamtym momencie wydała mi się najbardziej skomplikowanym zdaniem świata. Stałem, wpatrując się w nią bez słowa jak ostatni kretyn. Ale tak właśnie się czułem. Camille opuściła pokój. Czy ona się mną zabawiła? Kurwa, to ja się bawię laskami, nie one mną! Uderzyłem pięścią w ścianę i od razu poczułem ból w kostkach.
   Teraz potrzebuję towaru jeszcze bardziej niż wcześniej.

Camille's POV:

   Gdy wyszłam spod prysznica zorientowałam się, że Justin opuścił dom. Na łóżku czekała na mnie krótka czerwona sukienka. Przeszło mi przez myśl pytanie, skąd ją ma. Czy nosiła ją wcześniej jakaś prostytutka? Skrzywiłam się z obrzydzeniem, lecz po chwili zdałam sobie sprawę z mojej głupoty. Sama otarłam się o prostytucję, więc nie powinnam reagować w taki sposób.
A może ta sukienka należała do jakiejś byłej dziewczyny Biebsa? Tak, ta myśl dużo bardziej przypadła mi do gustu. Założyłam ją i niespiesznie zaczęłam rozczesywać włosy.
   Tej nocy naprawdę dobrze spałam, byłam bardzo wypoczęta. Poproszenie go o zostanie na noc ze mną było niewątpliwie oznaką mojej słabości. Ale się zgodził i pomogło. Zapach jego ciała niesamowicie mnie odprężał. A jego oczy? Najbardziej seksowne, kiedy lustrowały  mnie bez żadnego wyrazu.
  Musiałam go mieć. Chciałam tego, ale widziałam, że sytuacja go przerosła. Bałam się, że po rannym incydencie wyrzuci mnie z domu, chociaż pewnie, gdyby chciał to zrobić, to już byłabym na ulicy. Czy tylko dlatego tak bardzo chciał mi pomóc? Dlatego, że go pociągałam? Jeśli tak, to okazałby się strasznym dupkiem. Odpychałam od siebie tę możliwość, choć w głębi serca byłam przekonana, że jest prawdziwa. Przecież ten człowiek nic o mnie nie wiedział. Nie do wiary, wpuścił przypadkową dziewczynę do willi i pozwolił jej czuć się jak w domu. Mimo wszystko uśmiechnęłam się do siebie. Nie byle jaką dziewczynę, tylko mnie. Satysfakcjonowało mnie to. Był obiektem westchnień miliona dziewcząt, a to ja miałam go dla siebie dzisiaj rano. Ale to bez znaczenia, to się więcej nie powtórzy.
   Usłyszałam lekkie trzaśnięcie frontowych drzwi. Ucieszyłam się na myśl, że Justin wrócił tak szybko. Chciałam wyjść mu na przeciw, lecz gdy miałam znaleźć się z nim twarzą w twarz, osłupiałam.
   To nie był Justin.
   To nawet nie był mężczyzna.
  Długonoga blondynka w obcasach i krótkiej, przyległej spódnicy stała naprzeciw. Lustrowała mnie wzrokiem. Widziałam w jej spojrzeniu jedynie pogardę. No tak, ona wyglądała jak milion dolarów, a ja? Jak tania dziwka. Za taką też mnie pewnie wzięła.
   - Przepraszam bardzo - Siliła się na miły ton, ale zauważyła, że się nie udało, więc odchrząknęła i mówiła dalej - Przyszłam do Justina.
  Za stara na dziewczynę, za młoda na matkę. A może właśnie Bieber lubi bardziej doświadczone kochanki? Poczułam rosnącą satysfakcję. Oo, tak słodka, plastikowa lalo, powiedz mi, że jesteś jego. Wtedy to dopiero rozpocznie się zabawa.
  - Niewątpliwie - Odpowiedziałam kąśliwie ze sztucznym uśmiechem.
  Wpatrywała się we mnie przez chwilę. Mimo, że prezentowała się, w moim mniemaniu, lepiej, wiedziałam, że to ja wyglądam na bardziej pewną siebie. Ona stała jak zagubiona owieczka, nie wiedząc jak zadać idiotyczne pytanie "czy jest w domu?". Napawałam się tym przez chwilę, pozostawiając ją w zażenowaniu. Dopiero po chwili powiedziałam:
  - Nie ma go tutaj.
  Wyprostowała się i kontynuowała:
  - Dobrze, to ja na niego poczekam. Bo rozumiem, że pani już wychodzi?
  Haha, tępa szmata.
  - Właściwie - Denerwowały mnie już te sztuczne uprzejmości, ale nie wypadałam z roli - To zostaję.
  Odwróciłam się na pięcie i podeszłam do beżowej, skórzanej kanapy. Usiadłam na niej, zbierając po drodze ze stołu torebkę, z której od razy wyciągnęłam papierosa i zapalniczkę. Bezceremonialnie go odpaliłam. Starałam się przesadnie zachowywać jak przystało na damę. Kobieta przyglądała mi się z otwartymi ustami. Opamiętała się jednak i powiedziała grzecznie:
   - W tym domu się nie pali, proszę pani.
  - O, to zabawna sprawa - Wykrzywiłam twarz w teatralnym zdziwieniu - Przykro mi, ale Jus nie przestrzega pani zakazu.
  Kobieta kipiała ze złości. Nie wykrzyczała mi tego, co o mnie myśli, tylko dlatego, że kurczowo trzymała się manier. Zebrała w sobie wszystkie siły, żeby powiedzieć:
   - Nie wiem kim pani jest...
  - Prawdopodobnie tym, za co mnie uważasz  - Przerwałam.
  - Ale proszę trzymać się zasad obowiązujących w tym domu. Przeszkadza mi dym papierosów, więc niech pani...
  - Ale ja mam w dupie te zasady - Powiedziałam nieco podniesionym tonem, wstając z kanapy. Podeszłam najbliżej jak mogłam - Rozumiem, że zrobiłaś regulamin tej pieprzonej willi, ale tak się składa, że ja tu teraz mieszkam, więc twoje warunki jebią mnie równie mocno jak - Urwałam, dając jej wyobraźni pole do popisu.
  Nie mówiła nic, stała tylko jak otępiała. Rozważałam sztuczkę z dymem na twarz, ale ostatnim razem, gdy jej użyłam, miałam niespodziewaną szybką akcję w stylu gry wstępnej, więc odrzuciłam ten pomysł. Moja sylwetka, wyprostowana z podniesioną głową, musiała się teraz prezentować perfekcyjnie przed dużo starszą blondynką, która zaczynała się coraz bardziej kurczyć. I kto teraz wygląda jak milion dolarów, suko?
   Nagle rozległ się kolejny trzask drzwiami, tylko mocniejszy i głośniejszy. W progu stanął Justin, który z sekundy na sekundę wyglądał na coraz bardziej zdenerwowanego.
   Spoliczkowałam się w podświadomości,
   No to mam przejebane.


Justin's POV:

  Jednym spojrzeniem oddelegowałem Camille do pokoju. Wcale nie zdziwiło mnie, gdy za ten "pokój" wybrała moją sypialnię. Grała ze mną w grę, której za cholerę nie rozumiałem, a ona nie raczyła wyjasniać zasad. Najgorsze, co mogła zrobić, to dać się zobaczyć komuś z moich znajomych. I to jedyna rzecz, którą zrobiła.
   Podszedłem do blondynki, chcąc przytulić ją na przywitanie, lecz zatrzymała mnie ruchem ręki. Wzruszyłem ramionami.
   - Samantha...
   - Daruj sobie.
   Zapanowała niezręczna cisza, którą chciałem jak najszybciej przerwać.
   - Może usiądziemy?
   -  Wyjaśnisz mi, co tu się dzieje? - Zignorowała moje pytanie, zakładając ręce na piersi.
   W niczym nie przypominała tej kobiety, którą ujrzałem gdy wszedłem do domu. Camille ma w sobie coś dziwnego, co pozwala jej tak przytłaczać ludzi. Nie wiem, co to było ale...
   - Justin! - Samantha podniosła głos i złapała mnie za ramiona - Co się z tobą dzieję? I kim jest ta dziewucha?
   - To moja... - Zawahałem się.
  Znajoma? Czy znajoma zostałaby u mnie na noc? Nie. Czy mogę nazwać ją moją dziewczyną? Całowaliśmy się ostro kilka godzin temu, ale czy to już związek? Może zaryzykuję z "obcą,piękną dziewczyną, z którą się przelizałem bez zobowiązań"? Nie, to głupie. Ostatecznie zdecydowałem się na krótkie:
  - ...Przyjaciółka.
  Samantha zaśmiała się z lekką pogardą, odgarniając włosy na plecy.
  - Justin, twoją przyjaciółką jestem ja - Powiedziała, wskazując palcem w swoją stronę, w razie gdybym miał wątpliwości.
  - Właściwie to pracujesz dla mnie, dbasz o mój wizerunek - Sprostowałem, uśmiechając się przepraszająco.
  - Który niedługo zostanie zszargany po raz kolejny, jeśli nie przestaniesz zabierać dziwek do domu - Mówiła spokojnie, niezrażona moją kąśliwą uwagą.
   Poczułem nagły napad wściekłości. Nawet nie wiem, jak to określić. To tak, jakby nagle fala gniewu zalała całe moje ciało. Zacisnąłem zęby i pięści.
   - Jak nazwałaś Cam, szmato?
   Zaniemówiła. Odsunęła się, najwyraźniej widząc co się ze mną dzieje. Najrozsądniej by postąpiła, gdyby wtedy opuściła mój dom. Ale jasne, że tego nie zrobiła, w końcu w grę wchodziła duża suma pieniędzy, jakie dostaje za pracę dla mnie.
   - Justin, ja nie to miałam na myśli - Rzekła, uśmiechając się sztucznie, ale ze strachem w oczach - Wiesz, jak reagują media, widząc cię z dziewczyną. Wiesz, że wszyscy pomyślą, że jest własnie... - Urwała, wzruszając przepraszająco ramionami.
  - O niej tak nie pomyślą - Uciąłem szybko.
  - Dlaczego tak uważasz, kwiatuszku? - Zainteresowała się.
  - Bo ona...bo ona jest...- Powiedziałem pierwsze, co przyszło mi do głowy - Moją tancerką.
  Samantha skrzywiła się.
  - Tancerką - Powtórzyłem, aby mieć pewność, że ją przekonałem. - Będzie tańczyć z zespołem, kiedy ja będę śpiewać.
  - Wiem co to znaczy tancerka, Justin.
  - Poznaliśmy się dawno temu. Pamiętałem, że zawsze lubiła tańczyć i była w tym dobra, więc gdy tylko odnowiliśmy kontakt, zaproponowałem jej moją trasę koncertową. I na szczęście się zgodziła.
  Uśmiechałem się jak idiota przez chwilę. Blondynka lustrowała mnie spojrzeniem, doszukując się jakiegokolwiek załamania na mojej twarzy. Ale nie mogła tego zrobić, bo przez tę minutę nawet, kurwa, nie mrugałem.
  - Podpisała już kontrakt? - Spytała z wyraźnym niezadowoleniem.
  - Nie - Odpowiedź jej się nie spodobała, więc szybko sprostowałem - Podpisze na dzisiejszym treningu. Miałem do ciebie dzwonić, żebyś załatwiła wszystko z odpowiednimi ludźmi, mi się nie chce z tym pieprzyć. - Kurwa, Bieber, zmień, temat. - W jakiej sprawie przyszłaś, Samantho?
   Bardzo subtelnie, gratuluję. Przetrawiła moje idiotyczne pytanie i odpowiedziała:
   - Masz problem, Justin.
  Nie masz pojęcia, jak wiele.
   - Media aż huczą od wczorajszego zajścia pod klubem - Mówiła, patrząc na mnie z niezadowoleniem - Przez kilka tygodni praktycznie nie wychodziłeś z domu, a gdy już to robisz, to naprawdę musisz pakować się w kłopoty? Wiesz, że tamten facet może cię podać do sądu?
  - Należało mu się - Wzruszyłem ramionami.
  - A tobie będzie należeć się wyrok! - Warknęła - Myślisz jeszcze czasami o fanach, Justin? Co oni czują, kiedy ich idol reprezentuje sobą tak niski poziom? Wiesz, że oni wszyscy oczekują...
  - Jebie mnie, co oni oczekują! - Nie wytrzymałem. - Nie prosiłem się o całą tę sławę i mam jej serdecznie dosyć! Dosyć, kurwa, chcę mieć normalne życie!
  Kopnąłem lampę, aby rozładować złość. Rozbiła się na milion kawałków. To nic, i tak nie wiem, po co tu stała.
  - Niestety, nikt z nas nie miał prawa wybrać sobie życia, Justin - Jej ton przybrał barwę "ostrzegawczą". Ta kobieta momentami zachowywała się, jakby była moją matką. - Ty masz takie, więc musisz się z tym pogodzić i robić to, co jest od ciebie oczekiwane, jasne?
   Opanowałem emocje na tyle, na ile potrafiłem i ponownie stanąłem przed nią.
   - Mów dalej.
   - Tutaj dochodzimy do sedna sprawy - Rzekła Samantha, pocierając jedną dłonią, o drugą - Twój największy problem. Nazywa się on Harry Styles.
   Dlaczego mnie to, kurwa, nie dziwi. Przeczesałem ręką włosy.
   - Co tym razem?
   - Nie omieszkał skomentował twojego zachowania. Nazwał je - Nakreśliła palcami w powietrzu cudzysłów - Szczeniackim i idiotycznym. Powiedział również, że nie rozumie, jak nastolatki mogą widzieć w tobie ideał, jeśli jesteś tylko - Ponowiła gest - Żałosnym ćpunem i alkoholikiem.
  Odetchnąłem głęboko. Rozładowywanie złości w towarzystwie Samanthy było co najmniej głupim pomysłem, więc wolałem to sobie darować i utrzymać spokój najdłużej jak to możliwe.
   - Problem w tym - Kontynuowała. - Że Styles jest ostatnio postacią uwielbianą przez media. Mówi o wszystkim i o wszystkich, choć najchętniej o tobie i, dobrze wiesz, jakie bzdury. Ale ludzie go kochają za "szczerość" i "trzeźwe spojrzenie na świat". Palant.
  - Doceniam to, że się tym tak przejmujesz - zacząłem - Ale wiesz, po trzech latach męczenia się z tym pajacem, jest mi już naprawdę wszystko jedno, co o mnie mówi.
  - Nie denerwuj mnie - Ostrzegła.
  - Czego ode mnie oczekujesz? - Spytałem. Nasza rozmowa powoli stawała się męcząca. Marzyłem o narkotyku. I o Camille. Oo, chcę moje dwa skarby już, teraz, zaraz. Niech ta upierdliwa baba da mi już spokój.
  - Ostrożności, Justin, ostrożności. Żadnych imprez, żadnych prostytutek i żadnych bójek, rozumiesz?
 - Żadnych imprez, prostytutek i bójek - Powtórzyłem od niechcenia.
 - Brawo. Widzę, że jesteś zmęczony. Prześpij się jeszcze przed treningiem, żeby nie mieli pretensji, że przeze mnie jesteś taki osowiały.
  Uśmiechnęła się i skierowała do drzwi wyjściowych. Nie zatrzymywałem jej, wręcz przeciwnie, poczułem ulgę, że już wychodzi.
   Poszedłem do lodówki po schłodzoną butelkę wódki, po czym jak najszybciej, udałem się do sypialni. Do dziewczyny, której pragnąłem.
     Byłem pewien, że czeka nas trudna rozmowa na temat porannego incydentu. Teraz wydawała mi się jeszcze gorsza, przez Samanthę. Drzwi do pokoju były otwarte, wiedziałem, że Camille słyszała każde nasze słowo.
    Ale nie ma takiego problemu, którego nie dałoby się odwlec.
    Wszedłem do pomieszczenia. Brunetka od razu zerwała się z łóżka.
   - Jus...
  - Ciii.. - Położyłem palec na ustach, trzymając butelkę niezgrabnie pozostałymi palcami, a drugą ręką wyjąłek dwa woreczki z kieszeni. Rzuciłem jej jeden.
  - Połóż się ze mną. Jak dzisiaj w nocy.
  Kiwnęła głową i wykonała polecenie, gdy tylko wciągnęła zawartość folii. Przyjęła dokładnie taką samą pozycję jak w nocy, wtulając się we mnie.
   Wtedy poczułem, że właśnie osiągnąłem pełnię szczęścia.

2 komentarze:

  1. O rany.
    Nie wiem w ogóle co powiedzieć.
    Po pierwsze, świetny rozdział, świetne opowiadanie.
    Samantha mnie wkurzyła, jak nazwała Cam dziwką, no ale właściwie miała powody, a Justin nie, no bo ostatecznie to jego przyjaciółka, a z Camillą się tylko liznął i może ją kochać, ale nie powinien się tak unosić na Sam.. ale właściwie, to było słodkie.
    No i ta scenka z pocałunkiem, aww.
    Akurat jak czytałam o narkotykach i wgl., to miałam włączone "Give me a novocaine" Green Daya. Przypadek? ;D
    Herri, kochanie, co namieszałaś Justinowi? :C
    Dusza Directionerki i Beliberki w jednym nie wie, kogo bronić, help XD
    Czekam na nexta, bo nie mogę się doczekać tego, jak rozwiną się relacje Camilli i Justina <3
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:)
    itisnotourloveaiff.blogspot.com
    devilorangells.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń