wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 2: Remember, when you were a madman?



  Camille's POV:

  Dni mijały bardzo wolno i monotonnie, właściwie niczym się od siebie nie różniąc. Trening-dom-trening-dom i tak w kółko. Nie wolno mi było nawet wyjść do sklepu samej. To wszystko przez ostatni incydent. Nie powinnam się w ogóle sprzeciwiać Rickowi, ale tak nie potrafiłam. Dziewczyny krzywo na mnie przez to patrzyły. Bo gdy ja byłam nieposłuszna, Dragon był wściekły na nas wszystkie. Ale nie jestem jak reszta. Wbrew temu, co on mówi, nie jestem dziwką i nie będę się puszczać. Mimo, że każdym przeciwstawieniem się jego woli, narażam swoje życie. Odruchowo spojrzałam na nadgarstki. Siniaki nadal nie zniknęły. Na rękach są małe, najgorzej wyglądają te na udach i biodrach. Dlatego na dzisiejszy wieczór kazał nam założyć body zasłaniające te części ciała.
   Usłyszałam damski głos proszący nas o przygotowanie się. Ostatni raz sprawdziłam makijaż i opuściłam garderobę. Nie czekałam na dziewczyny, zresztą, nie musiałam, bo pobiegły tuż za mną. Z mojej perspektywy wyglądały jak głupie, zagubione owieczki, które potrzebują lidera. Dlaczego akurat mnie?
  - No już, Farrelly - Jakaś blondynka w czapce z daszkiem klepnęła mnie w ramię - Pokaż tym ludziom, dlaczego warto przychodzić właśnie do tego klubu.

 Justin's POV:

  Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu, niemal od razu straciłem Jerome'a z oczu. Pieprzony dziwkarz, rzuciłem sam do siebie. Był moim przyjacielem, ale momentami stawał się nie do zniesienia. Gdybym wiedział wcześniej, że tak to będzie wyglądać, wcale bym tu nie przyjeżdżał. Zresztą, nawet się nie zorientuje, jeśli teraz wrócę do domu.
  Nie.Muszę chociaż zobaczyć, co się dzieje w środku.
  Wnętrze przypominało nieco klasyczniej urządzony burdel. Właściwie to nie mam pewności, czy tym właśnie nie było. Wszystkie kluby nocne charakteryzują się tym, że można w nich łatwo zaliczyć jakąś dobrą, pijaną laskę.
   Wbrew sobie, czułem się tu trochę nieswojo. Jakiś napakowany koleś przechodzący obok trzymał w ręku butelkę wódki. Alkohol. O tak, tego mi trzeba. Nie odzywając się ani słowem, szybkim ruchem wyciągnąłem mu szkło z ręki.
   Odwrócił się zdezorientowany.
   - Co do... - Spojrzał na moją twarz, z której w jednej chwili zeszła cała złość, przemknęło zdziwienie, postawił jednak na uprzejmy uśmiech - Witam, panie Bieber. Cieszymy się, że zaszczycił pan nasz klub swoją obecnością.
  Mówił to tak, jakbyśmy znajdowali się w jebanej restauracji. Mierzyłem go wzrokiem, co jakiś czas kiwając tylko głową.
  - Jakby pan czegoś potrzebował, proszę się zwrócić do mnie - Kontynuował. - Przez całą noc drinki dla pana są całkowicie darmowe, proszę tylko powołać się na nazwisko Johnson.
  Kurwa, to zdecydowanie największy plus popularności. Wszyscy schodzą mi z drogi, jakbym był ich bogiem. Darmowe drinki. Tak jakbym nie miał wystarczająco hajsu na nie.
   - Czy mógłbym prosić jeszcze pana o autograf? - Zapytał - Dla córki.
   Mówiąc to, wyciągnął w moją stronę długopis, jakby był pewny, że się zgodzę. Spojrzałem na niego pogardliwie, chociaż nie jestem pewny, czy to dostrzegł. Inteligencja nie skalała jego twarzy.
   - Słuchaj, fagasie - Zacząłem. Zdecydowałem się jednak wziąć od niego długopis. Podpisałem kartkę, która mi wręczył, nawet na nią nie spoglądając. Próbowałem patrzeć mu w oczy, co było stosunkowo trudnym zadaniem, ponieważ  był o głowę wyższy. - Odezwij się do mnie jeszcze jednym słowem, a napiszę tak złą opinię o tym miejscu, że po tygodniu będziecie musieli zamknąć ten burdel. Zrozumiano?
   Widziałem, że jego twarz pobladła. Otworzył usta, jakby chciał coś jeszcze dodać. Wydaje mi się, że własnie wtedy przetrawił moje słowa, więc skłonił lekko głowę i odszedł.
   Podniosłem butelkę i jak ostatni menel, wlałem kilka łyków prosto do gardła. Skrzywiłem się. Musiałem przyznać przed samym sobą, że jedyne, czego chce to ostro się najebać i obudzić rano, zupełnie nie pamiętając tej nocy.  Choć takie działanie akurat nie mogło korzystnie wpłynąć na moją reputację. Ale...Agh, chrzanić reputację! Dla mnie nie ma ona żadnego znaczenia. Ale dla George'a, Samanthy i Angeliny była ważna. Chcieli utrzymać mój dobry wizerunek w mediach. Nie wiem, po cholerę, ale chcieli. I tak nie czytam tych szmatławców, nie mam pojęcia, co o mnie piszą. Oczywiście, Styles na bank by się ucieszył, gdybym stał się wrogiem publicznym. A zresztą, jebie mnie to. Jebać Stylesa, Jerome'a i jego cholerne dziwki, jebać tępego ochroniarza, jebać...
    - ...Dragongirls! - Sztucznie pozytywny damski głos wyrwał mnie z zamyślenia.
   Na nieco podwyższone miejsce w samym centrum, które można dumnie nazwać "sceną" wbiegła piątka dziewczyn. Podszedłem bliżej, pociągając kolejny łyk czystej.
  Wszystkie miały na sobie mocno wykrojone body.
  Po cholerę w ogóle je noszą? I tak wszyscy faceci rozbierają je wzrokiem.
  Ich wszystkie ruchy miały niewątpliwie kusić i podniecać tych napalonych frajerów. Właściwie, sam najchętniej bym się dobrał do którejś z nich.
  Tłum ludzi, który zebrał się tuż pod nogami dziewczyn, zaczął coraz głośniej skanować "FA-RRE-LLY, FA-RRE-LLY"
  O cholerę im chodzi?
 
Camille's POV:

   I tym razem zostałyśmy przyjęte wyjątkowo pozytywnie. Ludzie klaskali jeszcze chwilę po tym jak zeszłam ze sceny. Wszystkie, jak jeden mąż, udałyśmy się prosto do garderoby, tak jak zawsze nakazuje nam Rick.
   Po zamknięciu drzwi, jedna z dziewczyn, Sophia od razu pisnęła:
   - Jejku, widziałyście?! No widziałyście?!
  - Co? - Zainteresowała się Ashley.
  - Tam był...Tam był... - Sophia wyraźnie nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa.
  - Jejku, po prostu powiedz. - Warknęła Kim, chwytając ją za ramiona i lekko potrząsając.
  - Justin Bieber! - Wrzasnęła.
  - Co?! - Dziewczyny zapytały jak na zawołanie
  - Justin Bieber oglądał nasz występ! - Piszczała - Co więcej, słuchajcie! On jako jedyny nie skanował nazwiska Camille. Widzisz? Możesz mieć wszystkich tych brudnych meneli, ale największe ciacho chodzące po ziemi na ciebie nie leci!
   Zwracała się do mnie, ale nigdy nie wchodziłam w te idiotyczne rozmowy. Nie potrzebowałam kłótni, już i tak dostatecznie mnie nienawidziły. Były strasznie zazdrosne. A tak naprawdę bardzo chętnie oddałabym im zainteresowanie facetów moją osobą. Nie uważam tego za przyjemne, ani tym bardziej za potrzebne. Wręcz przeciwnie. A przecież to wszystko nie miało tak wyglądać...
   Drzwi otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia wszedł Dragon z szerokim uśmiechem. Dziewczyny od razu go obległy, lecz odprawił je skinieniem ręki. Patrzył prosto na mnie:
   - Podejdź, gwiazdo. - Z ukrytą niechęcią, spełniłam polecenie. Najwyraźniej niezadowalająco, ponieważ przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. - Odwaliłaś kawał dobrej roboty. Jesteś moim diamentem. I dobra wiadomość! Już znalazłem klienta!
   Spochmurniałam. Zauważył, naglą, niekontrolowaną zmianę na mojej twarzy.
   - Spójrz na mnie. - Gdy to zrobiłam, kontynuował - Spotkasz się z nim w pokoju 201. Masz dwadzieścia minut na przygotowanie się. Lepiej, żebyś nie wykręciła mi żadnego numeru. Bo chyba nie chcesz powtórki z rozrywki? Tym razem nie odpuszczę ci tak lekko, moja mała, głupia dziwko.
   Czułam jego dłonie na moich plecach. Znieruchomiałam, jak zwykle. Szybko jednak odzyskałam czucie w nogach. Dwadzieścia minut. Odsunęłam się od niego lekko, żeby nie sprawiać wrażenia speszonej, chwyciłam torebkę i opuściłam pomieszczenie.
Wyszłam na zewnątrz, zachłannie szukając papierosów. Oparłam się o barierkę i odpaliłam. Już po pierwszym zaciągnięciu, gdy dym błogo  zapełnił moje płuca, poczułam coś w rodzaju ulgi. Jednak wiedziałam, że tym razem moich problemów nie rozwiążą jedna czy dwie fajki. Byłam w kropce. Nie chciałam się puszczać, strasznie się tego bałam, ale...ale bardziej przerażał mnie Rick. Boże, jak mogłam być tak naiwna? Co mnie podkusiło, żeby wprowadzić się do niego? Żeby w ogóle pracować dla tego człowieka? Znałam odpowiedzi, lecz mimo to do oczu napłynęły mi łzy. Byłam taka głupia. Nie chcę mieć do czynienia z ludźmi,z którymi Dragon robi interesy. Są niebezpieczni i naprawdę mogą mnie skrzywdzić. Już nie wiem, co m...
   - Taka młoda, a już pali?
  To krótkie pytanie całkowicie wyrwało mnie z rozmyśleń. Odwróciłam głowę w prawo. O barierkę tuż obok mnie oparł się chłopak. Nie siliłam się na odpowiedź, bo Rick zabronił mi rozmawiać z kimkolwiek.
   - Żartuję. Dasz mi jednego?
   Spojrzałam na niego przelotnie. Nadal uśmiechał się łobuzersko. Jejku, proszę niech on sobie już idzie.
   Ale nie poszedł.
   - Jestem Justin. - Powiedział.
  Przecież wiem, idioto. Dziewczyny z zespołu za tobą szaleją. Chciałam powiedzieć, ale nie mogłam. Tępo wgapiałam się w ziemię.
  - A ty jesteś...? - Liczył, że dokończę.
  Przybliżył swoją twarz do mojej i po jego uśmiechu nie było już ani śladu.
  - Ej...co się dzieje? - W jego głosie słyszałam bardziej zaniepokojenie, niż troskę. Po chwili milczenia chwycił mój podbródek i pociągnął lekko, sprawiając, że nasze głowy były na przeciwko siebie. - Co do..?
  - Proszę, nie - szepnęłam, odsuwając się o krok.
  - Czy moja gwiazda sprawia jakiś problem? - usłyszałam za sobą niski, gardłowy głos.
  O nie, nie, nie...
  Rick podszedł bliżej i teatralnym gestem objął mnie ramieniem. Drugą rękę wyciągnął w stronę chłopaka
  - Dobrze cię w końcu widzieć, Bieber.
  - Ciebie też, stary.
  Przerażenie ogarnęło całe moje ciało, lecz w pewien sposób rozbawiła mnie ta sytuacja. Byłam prawie pewna, że Justin nie ma pojęcia, kim jest Dragon. Z jego oczu wyczytałam zmieszanie całą sprawą, ale wyprostowaną postawą nie dał po sobie nic poznać.
  - Camille sprawia ci jakies problemy? - Szef ponowił pytanie.
  - Nie - Odparł nieco za szybko. Przeniósł spojrzenie na mnie i rzekł, nie jestem pewna do kogo - Camille. Więc tak masz na imię.
  - Cieszę się, ze jest dzisiaj grzeczna - Powiedział Rick, po czym przysunął swoją twarz do mojej i dodał nieco ciszej - Mam nadzieję, że Carolson pochwali twoje nocne poczynania. Byłaby szkoda, gdyby nie, bo płaci za ciebie naprawdę dużo pieniędzy...
  - Dragon, ja nie... - Złapał mnie za nadgarstki. Zamknęłam oczy, z których zaczęły ponownie spływać mi łzy. Westchnęłam głęboko, oczekując na cios, kiedy nagle usłyszałam coś, czego nigdy bym się nie spodziewała z ust nowo poznanego chłopaka:
  - Zapłacę więcej.


Justin's POV:

  Kurwa, co ja właściwie wyprawiam? Szedłem po schodach, kierując się w stronę pokoju 124. Co jakiś czas patrzyłem, czy Camille wciąż za mną idzie. Nie podniosła wzroku przez całą drogę, która wydawała się wiecznością. Nie podniosła go nawet, gdy weszliśmy do pomieszczenia.
   Zamknąłem drzwi.
   - Siadaj. - Poleciłem, wskazując na łóżko.
  Szybko wykonała moją prośbę.
  Dobra jest. Co ja mógłbym z nią robić w łóżku...
  Nie, kurwa, nie z nią.
  Nie teraz.
  Podszedłem do okna. Jesteś pierdolonym frajerem, Bieber. Jesteś...
  Świetnie, teraz jeszcze gadam sam do siebie.
  Pierdolony rycerz na białym koniu. Pan wybawca. Trzeźwo pomyślę o tym dopiero jutro, gdy zrozumiem, ile forsy poszło się jebać.
   Gdzieś w podświadomości, ujrzałem Jerome'a krzyczącego "Stary, weź się w garść".
   Masz rację. Zawsze masz rację, kutasie. Odwróciłem się w stronę dziewczyny, podszedłem do niej. Najwyraźniej  nie miała najmniejszego zamiaru wstać, więc usiadłem tuż obok. Jak zwykle, nie podjęła konwersacji. Nie mogłem nawet złapać z nią kontaktu wzrokowego. Denerwowała mnie tym. Wszystkie laski wkurwiają tym, że wgapiają się we mnie za bardzo, a ona...Ona nie reagowałam na to kim jestem. Co jest z nią, kurwa, nie tak?
     - Więc.. - Potarłem wierzchem dłoni o usta - Dlaczego to robisz?
     Skrzywiła się, jakby nie zrozumiała pytania.
     - Dlaczego się puszczasz?
     Kurwa, brawo za elokwencję. Gdyby rozdawali medale za największego kretyna roku, właśnie wygrałbym złoto.
     - Ja...Po prostu...Czy możemy mieć to jak najszybciej z głowy?
     - Ej - Wysiliłem się na możliwie najłagodniejszy ton - Nie skrzywdzę cię.
     Zmarszczyła brwi. Pierdolę, czy ja mówię po chińsku? Nie jestem już pewny, czy nie umiem składać zdań, czy to może ona jest najzwyczajniej tępa?
     - Chcę ci pomóc - dodałem dla sprostowania.
    To był pierwszy raz, kiedy dobrowolnie spojrzała mi prosto w oczy. Przez jej delikatną twarz przeszła iskra nadziei. Widziałem to. I ona zauważyła, że widzę, dlatego powtórnie spuściła wzrok. Złapałem ją za rękę.
     - Jedyne, czego od ciebie oczekuję, to żebyś opowiedziała mi, co tu robisz.
     - Miałam trudne dzieciństwo - Ucięła. - Wpakowałam się tu na własne życzenie, ale nie miałam innego wyjścia. Nie marnuj swojego czasu na pomaganie mi.
     Wstała. Jeszcze przed chwilą wydawała się cichą myszką, a teraz pokazuje mi się z zupełnie innej strony. Co ja wygaduję, jaką myszką? Widziałem ją na scenie. Jest prawdziwym kotem. Jak tylko pomyślę, co moglibyśmy robić w łóżku..
     Przestań, kurwa!
     Jeszcze jednak wewnętrzna rozmowa i chyba zwariuję.
     Zerknąłem na dziewczynę. Wyglądała naprawdę apetycznie. Skłamałbym mówiąc, że jest inaczej. Miała szczupłe i całkiem długie nogi, a włosy prawie do pasa. Piękna dziewczyna. Choć przez wcześniejsze łzy rozmazał się jej makijaż, i tak była śliczna. Dobrze, że Jerome nie zdążył jej zabrać.  Gdyby ten szmaciarz...
     Na sam myśl, że mój przyjaciel mógłby skrzywdzić Camille, zacisnąłem ręce w pięści. Co się ze mną dzieje? Kurwa, co ona mi robi?
    Podnieca? Czy to na pewno to?
    - Wyciągnę cię z tego. - Powiedziałem już na głos.
   - Tylko narobisz mi problemów. Jeśli Rick się dowie...
   - Nie dowie - Krzyknąłem. Ona cholernie się go bała. Wiedziałem, że powie mi, o co tu chodzi. Tylko jeszcze nie teraz.
   - Posłuchaj - Podszedłem bliżej - Idź zmyć z siebie całą tę tapetę, a ja w tym czasie wszystko załatwię.
   - Jak możesz być tak kurewsko pewny siebie? - Skrzyżowała ręce na piersiach.
   Zacisnąłem szczękę. Ruchem ręki wskazałem na łazienkę, mając nadzieję, że wykona moje polecenie bez zbędnych potyczek słownych. Wiedziałem, że bym wybuchł, a nie chciałem, żeby na pierwszym spotkaniu już mnie takiego widziała. Na moje i swoje szczęście, posłusznie udała się w tamtym kierunku.
   Wyciągnąłem telefon.
    Bo mogę, kurwa, bo jestem pierdolony Justin Bieber.


   Camille's POV:
 
   Stałam przed lustrem, kompletnie zdezorientowana. Bałam się, co może się za chwilę stać. Chcąc być szczera przed samą sobą muszę przyznać, że chciałam jego pomocy, ale wiedziałam, jakie będą konsekwencję. To wszystko działo się tak szybko. Dałam radę przeżyć z Rickiem i dziewczynami okrągłe trzy lata, więc nic już nie powinno mnie złamać. Gdyby to tylko było takie proste. On krzywdził mnie regularnie, ale jednocześnie dawał do zrozumienia, że nie mogę bez niego przetrwać. Wiem, że to manipulacja, nie jestem taka głupia, a jednak mimo to, miał trochę racji. Gdybym chciała odejść, straciłabym wszystko. Nie mam własnego domu, pieniędzy, rodziny, niczego.
   Przemyłam twarz po raz kolejny i wyszłam. Justin chodził po pokoju, rozmawiał przez telefon. Nie powinnam mu przeszkadzać, więc oparłam się o futrynę i czekałam. Teraz już i tak za późno, żeby się wycofać. Nie rozumiem tylko, czemu tak się uparł, aby dać mi normalne życie. Czy to przez...litość?
   Nienawidzę ludzi litujących się nade mną. Sama jestem odpowiedzialna za swoją głupotę. Prawda jest taka, że i tak nie uda mu się zmienić mojego życia na normalne. Rick znajdzie mnie wszędzie i dobrze o tym wiem. W najgorszym wypadku pewnie sama bym do niego wróciła, jeśli nie miałam dokąd pójść.
   - Po prostu zostaw na chwilę te dziwki i zrób to,o co cię proszę, jebany fagasie! - Justin krzyknął do telefonu, wyraźnie zdenerwowany.
   Nie do wiary, że ten człowiek chce komukolwiek zapewnić bezpieczeństwo. Miał problem z panowaniem nad emocjami. To widać, mimo że znam go od niespełna godziny. Skierował głowę ku ziemi i przeczesał grzywkę szybkim ruchem.
   - Posłuchaj mnie, Jerome - Nadal przysłuchiwałam się rozmowie. - Nigdy cię o nic nie proszę. Zawsze sam się we wszystko wtrącasz, a teraz, kiedy naprawdę potrzebuję twojej pomocy, umywasz ręce? - Zawiesił na chwilę głos, ponieważ rozmówca coś odpowiedział - Dobra, nie będę się przed tobą płaszczyć. Jebać cię, Jerome. Sam to załatwię, ale nie przychodź do mnie z pretensjami, jak przeczytasz w jakiejś gazecie...
   Przerwał, bo rozmówca natychmiast zaangażował się w rozmowę. Justin odwrócił się w moją stronę, wyraźnie rozbawiony kimś po drugiej stronie. Patrzył na mnie i kiwał głową, tak jakby rozmówca mógł to zauważyć bądź usłyszeć. Pokręciłam głową z dezaprobatą.
   Nagle, bez słowa pożegnania, rozłączył się. Rzucił telefon na łóżku i podszedł do mnie niespiesznie. Ten idiotyczny uśmiech nadal nie schodził z jego twarzy, choć muszę przyznać, że wyglądało to całkiem uroczo. Zatrzymał się w odległości metra, jakby bał się o naruszenie mojej przestrzeni osobistej.
   - Zaraz będzie po wszystkim. - Myślę, że tymi słowami próbował mi dodać otuchy, choć tak naprawdę zabrzmiały nieco niepokojąco. Zmarszczyłam brwi. Zauważył to, ale nie przejął się specjalnie.
   Rozległo się pukanie do drzwi. Gdy Juss je otworzył, do środka bezceremonialnie wpadł ciemnoskóry chłopak, mniej-więcej w moim wieku. Omiótł pokój szybkim spojrzeniem, które ostatecznie zatrzymało się na mnie.
   - Bieber, ty jebany intrygancie... - Zaczął, wyraźnie zdyszany.
   - Nie zaczynaj - Syknął i zwrócił się do mnie - To jest Jerome. Może wydawać ci się, że jest kutasem, bo jest, ale w ciągu najbliższej godziny wykonuj wszystkie jego polecenia. Jeśli nie zawahasz się ani na moment, wszystko się uda.
   Patrzył mi w oczy, chociaż miałam wrażenie, że może przejrzeć mnie na wylot. Poczułam się niespokojnie na samą myśl o tym, ale nie mogłam go teraz zawieść. Wzruszyłam ramionami i skinęłam głową.
   Moja reakcja wyraźnie mu się nie spodobała. Odwrócił się ode mnie, przeczesując palcami swoje ciemne włosy.
   - Ma charakterek - Jerome roześmiał się głośno - Nie wiedziałem, że na takie lecisz, stary...
   W oczach Justina zapłonęła złość. Pierwszy raz mogłam zobaczyć to tak klarownie. W momencie znalazł się tuż obok chłopaka i przyparł go do ściany, pociągając za koszulę. Stali tak chwilę kompletnie bez ruchu, próbując opanować przyspieszone oddechy. Nie reagowałam na nagły wybuch złości, właściwie nie stanowiło to dla mnie nic dziwnego.
   - Jeszcze jedno słowo - Zaczął Juss nieco spokojniej - I cię zapierdolę, rozumiesz?
  Jerome kiwnął powoli głową, czując zwalniający się chwyt przyjaciela. Otrzepał się lekko i spojrzał na niego z pewnego rodzaju żalem w oczach
   - Stary, wyluzuj - Spojrzał na mnie - To co , idziemy?
 
Justin's POV:

  Pieprzony kretyn.
  Gdy wyszli, chodziłem niespokojnie po pokoju. Musiałem poczekać, aż mój tępy przyjaciel doprowadzi ją do samochodu. Nie mogłem zrobić tego sam, gdyby media to zobaczyły, miałbym przejebane. A niestety, paparazzi są wszędzie. Prosiłem niejednokrotnie, aby wszyscy przestali się przejmować, co dziennikarze o mnie piszą, ale najwyraźniej żyję w otoczeniu idiotów.
  Włożyłem do ust papierosa, jednocześnie odpalając go jedną ręką.
  Czym ja się właściwie denerwuję?
  Tym, że nie zrobiłem na Camille takiego wrażenia, jakiego oczekiwałem?
  Tym, że jest teraz sama z Jerome'm?
  Jebie mnie to wszystko.
  Kurwa, czy naprawdę mam problem ze szczerością nawet przed samym sobą?!
  Oczywiście, że się przejmuję. Powód jest tylko jeden: ta laska jest niesamowita. Mimo wszystko, moje sumienie nie pozwala mi jej wykorzystać.
  Uśmiechnąłem się sam do siebie,
  Sumienie? Nie wiedziałem, że jeszcze je mam. Ostatnie miesiące nie wyglądały kolorowo i nie jestem dumny z tego, co robiłem. Ale nigdy nie miałem poczucia winy. Bo dla kogo? Fanów? Oni wybaczą wszystko, jeśli tylko powiem, że wkrótce się zmienię. Taak. Tylko, że "wkrótce", to bliżej nieokreślony termin.
   Poczułem wibracje w telefonie. Od razu zgasiłem papierosa, założyłem kaptur i wyszedłem z pokoju. Idąc wzdłuż ściany w tym popieprzonym klubie, czułem się jak idiota. Pragnąłem jak najszybciej dotrzeć do wyjścia kompletnie niezauważony. Oczywiście, moje prośby nie zostały wysłuchane.
   Gdy tylko wyszedłem na zewnątrz, usłyszałem znajomy głos.
   - Bieber.
   Kurwa.
   Odwróciłem się. Naprzeciw mnie stanął wyprostowany Rick z rękami splecionymi za plecami i z przyklejonym uśmiechem. Patrzyłem na niego bez wyrazu.
   - Krążą plotki - Zaczął - Że widziano twojego odwiecznego towarzysza opuszczającego lokal z moją gwiazdą. Wiesz coś może na ten temat?
   Nie odpowiedziałem. Jestem w pierdolonej kropce, ale nie mogłem dać tego po sobie poznać. Starałem się zachować kamienną twarz, choć nie jestem pewien, czy to się udało. Dragon, niezrażony, kontynuował:
   - Ja rozumiem, że było ci z nią dobrze, więc chciałeś, aby sprawić przyjacielowi podobne doznania, ale proszę cię... - uśmiechnął się pobłażliwie - To nie jest zdrowe. Zresztą, Farrelly jest taką samą kurwą jak każda inna, mogę wam zaoferować cztery inne dziewczyny. No chyba, że wolicie zabawy w trójkącie, jeśli wiesz, co mam na myśli - Puścił do mnie oczko.
   Mimowolnie  zacisnąłem pięści, czując wzbierający się we mnie gniew.  Jednak na tę chwilę nie przyniosłoby mi to niczego dobrego, więc wysilając się na najgrzeczniejszy ton, odparłem:
   - Nie mam pojęcia o czym mówisz, Rick.
   Facet pierwszy stracił panowanie nad sobą. Chwycił materiał mojej bluzy i przyciągnął bliżej.
   - Gdzie jest, do kurwy nędzy, moja dziwka?! - Krzyknął.
   Wyrwałem mu się, od razu wymierzając szybki cios w twarz. Pod wpływem uderzenia, Dragon przekręcił głowę w lewo. Ponowiłem atak, szybką serią ciosów. Czułem już ból w kościach, ale to nie miało teraz znaczenia. Zobaczyłem na jego twarzy krew, więc odpuściłem.
   Ale nagle przeciwnik rzucił się na mnie z wrzaskiem. Odskoczyłem, wymierzając mu kolejne uderzenie, tym razem w brzuch. Opadł na kolana, krztusząc się. Ale moja granica gniewu została już dawno przekroczona. Nie zlitowałem się nad nim. Kopałem go jeszcze przez kilka sekund. Wtedy nie widziałem nic innego, tylko to. Przez chwilę wszystko inne przestało mieć znaczenie. To taki dziwny stan, kiedy wiesz, że popełniasz błąd, i myślisz "Jebać, będę martwić się tym jutro". To był właśnie ten moment.
   Z amoku wyrwał mnie głośny pisk opon tuż za moimi plecami. Nim zdążyłem się odwrócić, usłyszałem głos Camille:
   - Zostaw go, kurwa, i wsiadaj!
   Od razu wykonałem polecenie, choć nie wierzyłem własnym uszom. Ta dziewczyna nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Podobało mi się to. Zająłem tylne siedzenie, tuż obok niej. Gdy tylko zamknąłem drzwi, samochód prowadzony przez Jerome'a odjechał.
    - Stary, pojebało cię? - Wrzasnął, gdy wyjechaliśmy na drogę. - Staram się, aby żadna pijawka z aparatem cię nie zobaczyła, robię wszystko, co w mojej mocy, a ty  odpierdalasz taki numer?!
   Nie odpowiedziałem. Jerome to Jerome, musiał się wygadać i zaraz mu przejdzie. Zresztą, w tej chwili nie miałem ochoty wchodzić w żadne potyczki słowne.
   Krzyczał jeszcze przez jakiś czas, ale nie wsłuchiwałem się w to. Myślami byłem nadal z Rickiem Chory skurwiel. Spojrzałem na Camille. Siedziała, opierając głowę o szybę. Jej wzrok był kompletnie nieobecny. Pewnie także snuła rozważania na jego temat. Bała się go, choć była silną dziewczyną. Widzę to. Ale on nigdy już jej nie skrzywdzi, nie dopuszczę do tego.
    Gdy Jerome się uspokoił i wreszcie przestał mówić, poinformowałem go, żeby jechał w kierunku mojego domu. Obdarzył mnie tylko krótkim, obrażonym spojrzeniem, odbitym w lusterku nad jego głową. Uśmiechnąłem się lekko. Ten facet momentami zachowuję się jak baba, przysięgam.
    Po upływie dwudziestu minut, samochód wreszcie się zatrzymał. Cała nasza trójka wysiadła z samochodu przed moim mieszkaniem. W oczach Camille widziałem niedowierzanie i, może nawet, podziw. To całkiem typowe, wszystkie tak reagują. Ale to nie było w tym momencie najważniejsze. Pozwoliłem jej gubić się w swoich myślach przez chwilę. Podszedłem bliżej Jerome'a.
   Patrzył na mnie, nieudolnie siląc się na zdenerwowanie. Szybko dał sobie spokój. Roześmiał się i pokręcił głową. Wyciągnąłem rękę w jego stronę, uśmiechając się uroczo. On od razu wsunął w nią swoją prawą dłoń, a lewą klepnął mnie w ramię.
  - Doprowadzasz mnie do białej gorączki, ty szalony sukinsynu.
  - Kochaj mnie za to. - Odparłem kąśliwie.
  Prychnął. Zaczęliśmy się lekko przepychać. Był dla mnie jak brat i tak też mnie traktował. Po kilku minutach odjechał, zostawiając mnie samego z obcą dziewczyną, która jeszcze niedawno puszczała się za pieniądze dla faceta, którego przed godziną potraktowałem jak worek treningowy
  Kurwa.
  To wszystko będzie trudniejsze niż myślałem.

5 komentarzy:

  1. No powiem Ci ze ciekawie sie zapowiada , czekam na dalszy rozwój akcji ;) opowiadanie dodaje do ulubionych i na pewno będę na bierząco :) życzę weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. O boze myslalam ze to ff juz nigdy nie wroci! Nawet nie wiesz jak sie ciesze, ze postanowilas na nowo pisac ta historie. Nie moge sie juz doczekac by poznac nowe losy bohaterow, czy zmienilas troche zarys fabuly, czy dodalas nowe wydarzenia.. i tak jestem forever Jamille shipper! Zycze weny i czekam na nastepny rozdzial, chociaz i tak jesli nic w nich nie zmienilas, to znam je na pamiec, bowiem czytalam to ff po 4 razy.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. O boze myslalam ze to ff juz nigdy nie wroci! Nawet nie wiesz jak sie ciesze, ze postanowilas na nowo pisac ta historie. Nie moge sie juz doczekac by poznac nowe losy bohaterow, czy zmienilas troche zarys fabuly, czy dodalas nowe wydarzenia.. i tak jestem forever Jamille shipper! Zycze weny i czekam na nastepny rozdzial, chociaz i tak jesli nic w nich nie zmienilas, to znam je na pamiec, bowiem czytalam to ff po 4 razy.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. O boze myslalam ze to ff juz nigdy nie wroci! Nawet nie wiesz jak sie ciesze, ze postanowilas na nowo pisac ta historie. Nie moge sie juz doczekac by poznac nowe losy bohaterow, czy zmienilas troche zarys fabuly, czy dodalas nowe wydarzenia.. i tak jestem forever Jamille shipper! Zycze weny i czekam na nastepny rozdzial, chociaz i tak jesli nic w nich nie zmienilas, to znam je na pamiec, bowiem czytalam to ff po 4 razy.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O boże, nie masz pojęcia, jak miło jest mi to czytać!! Nie myślałam, że ktokolwiek będzie mnie tu pamiętał :) Dziękuję misia, czytaj dalej to sama się przekonasz <3 <3

      Usuń