poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział 6: He keeps my heart from getting broken

Cam's POV:

 Tę noc spędziłam w jego łóżku, choć nie rozmawialiśmy za wiele.  Niewiele zmieniło się rankiem. Gdy się obudziłam, Justina już nie było. Znalazłam go dopiero w kuchni, kiedy weszłam do pomieszczenia, podniósł wzrok. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
  - Dzień dobry - rzucił.
  Mruknęłam coś niezrozumiałego, nie przywiązując do tego wagi i chwyciłam jego szklankę z wodą, wlewając do ust zawartość. Na ten widok, twarz Justina ogarnął bardzo głupkowaty uśmiech. Wszelkimi siłami powstrzymał się jednak od śmiechu, pewnie wiedział, że wyszedłby na idiotę i oznajmił:
  - Jadę do Jerome'a za - spojrzał na zegarek na nadgarstku - za dziesięć minut.
  Wzruszyłam ramionami.
  - Dobrze się składa, bo ja idę spotkać się z Amandą zaa... - powtórzyłam jego gest z tym, że ja nie posiadałam zegarka - no cóż, trochę później.
   Zaśmiał się.
   - Jesteś głupia - Powiedział, kręcąc głową.
   - Obelgi jak zwykle na poziomie - Podniosłam sarkastycznie kciuk w górę.
   - Zamknij się - Przechodząc obok, przejechał ręką po moim udzie - Jakbyś czegoś potrzebowała, dzwoń. Możesz wziąć samochód.
   Wyszedł. Nadal nie nauczył się, że lans na pieniądze nie robi na mnie wrażenia. Mogliśmy się spierać, ale prawda jest taka, że on był dużo bardziej uparty ode mnie. Nie dociera do niego to, co mówię, bo nie dopuszcza do siebie innych mysli, niż swoje własne. Kretyn.
   - Mówiłaś coś? - Krzyknął z salonu, uświadamiając mi, że ostatnie słowo wypowiedziałam na głos.
  Jego głowa pojawiła się w drzwiach.
  - Jak mnie nazwałaś? - Spytał.
  - Moim kochaniem - Uśmiechnęłam się przesadnie słodko, chcąc mieć pewność, że zrozumie sarkazm.
  Skrzywił się z rozbawieniem.
  - Jeszcze gorzej.
  Zniknął, a po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Pokiwałam drwiąco głową. Ten chłopak, choć denerwujący, miał niesamowity urok.

  Wybiła godzina dwunasta, gdy siedziałam w kawiarni na mieście i od kilku minut czekałam na przyjaciółkę. Prawdę mówiąc, bałam się trochę tego spotkania. Nie widziałam jej odkąd pamiętam, pracując dla Ricka miałam ograniczony kontakt z ludźmi do minimum, więc z Amandą mogłam jedynie smsować. Odruchowo spojrzałam na telefon, jednocześnie bawiąc się łyżeczką, kiedy usłyszałam głośny pisk:
  - Cam!
  Odwróciłam się. Moim oczom ukazała się ciemnoskóra, wysoka brunetka. Wstałam i od razu wpadłyśmy sobie w ramiona, ignorując dziwne spojrzenia ludzi w pomieszczeniu. Poczułam ulgę, że nie było między nami żadnej bariery, której obawiałam się najbardziej. Nie pomyliłam się, na Amandę zawsze mogłam liczyć.
  Usiadła naprzeciw.
  - Zamówiłam ci kawę. - Oznajmiłam, na co machnęła lekceważąco ręką.
  - Opowiadaj - Powiedziała lekko podskakując na krześle.
  - O czym? - spytałam zdezorientowana.
  - O rycerzu na białym koniu.
  Jej białe zęby błyszczały w wyczekującym uśmiechu. Typowa, stara, dobra Amanda. Westchnęłam głęboko.
  - Nie ma o czym mówić...
  - Nie rób sobie ze mnie jaj!
  - Amy - Uciszyłam ją - Po prostu cieszę się, że uwolniłam się od Ricka.
  Moje wymijające odpowiedzi nie przekonały dziewczyny. Położyła swoją wielką torbę na stół i wyjęła z niej gazetę, podczas gdy kelner przyniósł nam zamówienie i odszedł.
  Rozłożyła kartki przed sobą.
  - Krazą plotki - zaczęła - Że nie byle kto jest twoim wybawcą.
  Podsunęła mi gazetę pod nos.
  Artykuł, na którym otworzyła, opisywał bójkę "między Justinem a menegerem tancerek". Zagłębiłam się w lekturze przez dobre kilka minut, podczas gdy ona  lustrowała moją twarz. Kiedy ta dziewczyna mruga, do cholery?
  Gdy skończyłam, podniosłam na nią wzrok. Nie dała mi skomentować.
  - No więc - Zaczęła mówić, przeciągając przy tym każdą głoskę - Gramy dalej w prawda-fałsz czy po prostu opowiesz mi, co tam się stało, do cholery jasnej. - Przysunęła głowę i ściszyła głos - Wiem, że pobili się o ciebie, nie jestem głupia, bo dzień po tym napisałaś mi, że uwolniłaś się od Dragona. Tylko, powiedz mi, dlaczego gwiazdor...?
  Wtedy właśnie Amanda uświadomiła mi ważną rzecz. "Dlaczego?", jest kluczowym pytaniem. Mieszkam u tego człowieka, spędzam z nim całe dnie, kurwa, pieprzyłam go wczoraj, a właściwie nadal nie wiem, jak to się wszystko zaczęło. Przecież mnie nie potrzebował. A jeśli potrzebował, to w jakim celu?
   -  Camille, zaraz się zdenerwuję - Rzuciła swoim ostrzegawczym tonem.
   - Ja...ja nie wiem. - Bąknełam. Widząc jej minę, szybko sprostowałam - To wszystko zdarzyło się tak nagle, nie wyjaśnił mi przyczyn swojej pomocy. I teraz...tak jakby...no... - Zerknęłam ostrożnie na przyjaciółkę - Mieszkam u niego.
  Amanda zaśmiała się tak głośno, że paru ludzi obdarzyło ją przelotnym spojrzeniem. Czasem zachowywała się jak goryl, a nie jak kobieta.
  - Dobra, znam typa tyle, ile opowiada o nim ten uroczy loczek do mediów, ale pamiętaj, że jesli cię skrzywdzi, to możesz zamieszkac u mnie.
  Uśmiechnęłam się lekko.
  - Ale będziesz musiała iść do pracy - Sprostowała od razu, z rozbawieniem - Tylko, do NORMALNEJ pracy.
  Machnęłam na nią ręką. Oo, mogła być pewna, że już drugi raz nie popełnię takiego błędu.

 Około godziny piętnastej pożegnałyśmy się i każda udała się w swoją stronę. Przyszłam tu na nogach, chcąc udowodnić Justinowi, że umiem radzić sobie sama. Nim odeszłam, Amanda zdążyła jeszcze parę razy powtórzyć mi, że cokolwiek by się nie działo, mam do niej dzwonić, nie ufać nikomu, nawet jeśli ma forsę i te sprawy. Nie przywiązywałam wagi do jej słów, grzecznie przytakiwałam w oczekiwaniu, aż wreszcie skończy. Czasem zachowywała się, jakby była moją matką i choć wielokrotnie działa mi tym na nerwy, wiedziałam, że chce dobrze, więc nie zaczynałam kłótni.
   Wracając, poczułam wibracje w telefonie. Nie przerywając marszu, zerknęłam na wyświetlacz. SMS.
  Od: Bieber
  Wrócę później niż zamierzałem. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz

 Mimowolnie pokręciłam głową. Czy on mi się właśnie spowiada z tego, o której będzie w domu? Haha, dobre sobie.

 Do: Bieber
Nie jestem twoją matką, stary, wracaj o której chcesz.

Nie minęło nawet kilka sekund, gdy mój telefon ponownie zabrzęczał.

Od: Bieber
Podobasz mi się w tej wersji, pani nie-jestem-zainteresowana.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaczęłam odpisywać, kiedy nagle na kogoś wpadłam. Kuźwa, powinnam bardziej uważać. Szybko schowałam telefon do kieszeni, żeby zatuszować powód mojego rozkojarzenia. Mężczyzna, w którego wleciałam odwrócił się i dosłownie zjechał po mnie wyjątkowo niezadowolonym spojrzeniem.
  - Patrz jak chodzisz, laluniu.
 - Patrz jak stoisz, fagasie - Syknęłam.
 - Coś ty... - Chwycił mnie za ramiona. - Ty...ty...ty mała kurwo!
 Staliśmy na środku ulicy, a z tłumów ludzi nikt nie reagował. Super. Nie wiem, czy mogłam mu się wyrwać, wtedy czułam jedynie zażenowanie. To moja wina, że w niego wleciałam, ale nie mogłam nagle zmienić swojej postawy.
   - Puść ją. - Usłyszałam nagle znajomy głos.
  - Hę? - zdziwił się grubas.
  - Daj jej odejść - Spokojny, lecz stanowczy głos rozległ się ponownie.
  Mężczyzna rozluźnił uścisk i odsunął się, a zza jego pleców wyłonił się nikt inny jak Harry Styles.
  No pięknie.
  Uśmiechnął się do mnie promiennie.
  - Czy my spotkamy się kiedykolwiek w miłych okolicznościach? - Spytał, podchodząc bliżej.
  Nie byłam pewna, czy to już dobry moment, aby odwzajemnić uśmiech, czy powinnam nadal pozostać z kamiennym wyrazem twarzy.
   Nie, ja tak nie mogę. Miękło mi serce.
   - Twoja twarz wygląda lepiej niż się spodziewałam - Rzekłam, starając się o naturalny ton głosu.
   Bo rzeczywiście tak było. Miał rozciętą wargę i lekko siną lewą stronę policzka. Bałam się, że Justin złamał mu nos, czy coś w tym rodzaju, dlatego poczułam ulgę, że nie stało się nic złego.
  - Martwiłaś się? - Zaciekawił się.
  Nie jestem pewna, ale prawdopodobnie się wtedy zarumieniłam. Jasne, że się martwiłam, nie chciałam, żeby Bieber miał problemy przez tego chłopaka.
  - Jak ci na imię? - Spytał nagle.
  - Camille. - Odparłam. Pokiwał głową w zadumie, jakby w ogóle miał o czym rozmyślać. Jego piękne oczy zaczęły ponownie mnie lustrować.
  - No co? - Czułam się zdezorientowana.
  - Ładne imię. - Odpowiedział, po czym wziął głębszy oddech i patrząc mi prosto w oczy, kontynuował - Wiesz, wyglądasz na inteligentną dziewczynę. Robisz dobre pierwsze wrażenie. Więc co właściwie robisz z takim...
  - Daj spokój, nic mnie z nim nie łączy - Zaprzeczyłam szybko. - Muszę już iść.
  - Chciałbym się jeszcze kiedyś z tobą zobaczyć - Rzekł. - Intrygujesz mnie.
  "Intrygujesz mnie"? Kto normalny w dwudziestym pierwszym wieku używa takich słów? Ostatecznie wzruszyłam ramionami i dałam mu swój numer. Po powrocie do domu spytam Justina czy dobrze robię. A jeśli źle, to po prostu nigdzie z nim nie wyjdę. To chyba niegłupi pomysł.


  Gdy następnego ranka leżałam na kanapie, bawiąc się telefonem, usłyszałam huk frontowych drzwi. Chwilę później do pokoju wszedł Justin. Uśmiechnęłam się na jego widok.
  - Cześć piękna - rzucił łobuzersko
  - Jak tam noc z Jeromem? - zapytałam złośliwie.
  - Pieprz się, Farrelly. - Pokręcił głową z drwiącym uśmiechem i uniósł w powietrze środkowy palec dla podkreślenia swoich słów. Wywróciłam oczami. Brunet zniknął na chwilę w kuchni, po czym wrócił z piwem i usiadł obok mnie.
  - Jakim cudem możesz mieć takie ciało, skoro wlewasz w siebie tyle alkoholu? - Zainteresowałam się, na co odpowiedział mi śmiechem.
  - A jakim cudem ty możesz mi się podobać, skoro jesteś taka wredna? - Skontrował.
  - Kurwa, Justin - Uderzyłam się dłonią w czoło.Gdy podniosłam wzrok, napotkałam na sobie jego wyczekujące spojrzenie.
  - No co? - Ponaglił.
  - Po prostu nie mów tak do mnie, okej?
  Odstawił butelkę na stolik.
  - No nie udawaj, że ci się nie podobam - Powiedział z uśmiechem. Nim zdarzyłam odpowiedzieć, położył ręce na moich biodrach, obsypując pocałunkami moją szyję. Próbowałam go odepchnąć, ale był dla mnie zbyt silny.
  - Przestań, frajerze! - rozkazałam, śmiejąc się.
 - To przyznaj mi rację - Bardziej naparł na mnie swoim ciałem, uśmiechając się drwiąco - Powiedz, że ci się podobam.
 - Ale to nieprawda. - Zaczął mnie łaskotać, pod wpływem czego, straciłam panowanie nad moim ciałem - Cholera, Justin.
 - Powiedz to!
 - Podobasz mi się! - Wrzasnęłam, nie mogąc już wytrzymać.
 Puścił mnie, składając ostatni pocałunek na moim policzku. Badając reakcję, uśmiechnął się lekko.
 - To było takie trudne? - Widząc moją minę, zaśmiał się.
 - Jesteś nienormalny - Odparłam szybko, kręcąc głową z dezaprobatą. - Ale to nie zmienia faktu, że jesteś tylko moim przyjacielem, rozumiesz?
 Zasalutował z rozbawieniem. Co za idiota.
 Podniósł z powrotem piwo i wziął kilka łyków. Zaczęłam się niespokojnie kręcić, co od razu zauważył.
 - Co jest? - Zainteresował się.
 - Właściwie...może to nic ważnego..
 - Mów.
 - Chodzi o to, że spotkałam wczoraj Harry'ego - Zdecydowałam się mówić. - Całkiem przypadkiem. Chwilę rozmawialiśmy i spytał, czy mogłabym się z nim kiedyś umówić. Co o tym myślisz?
  Bacznie mi się przyglądał.
  - I co mu powiedziałaś?
  - Nic - Odparłam - Dałam mu swój numer i postanowiłam, że najpierw spytam cieb...
  - I ty masz, kurwa, czelność, pytać mnie, co o tym sądzę?! - Wybuchł, wstając z kanapy. - Co jest z tobą nie tak, dziewczyno?!
 Nie odpowiedziałam. Byłam zbyt zajęta analizowaniem całej sytuacji. Nie dał mi nawet szansy się odezwać, gdyż kontynuował:
  - Przychodzisz do mnie i pytasz, co sądzę o tym abyś umawiała się z moim wrogiem. Ty jesteś co najmniej pojebana.
  - Słucham?! - Wstałam. - Przepraszam za to, że pytam cię o zdanie, przyjacielu! Pieprzony ignorant.
  - Co powiedziałaś? - Przysunął się do mnie, więc zrobiłam krok w tył. Widząc to, machnął ręką i również się odsunął. Przeszedł po pokoju i kopnął stolik, przewracając go. Przyglądałam się temu nagłemu atakowi złości bez słów, bo zresztą nie były potrzebne. Po chwili podszedł do mnie ponownie.
 - Dlaczego zawsze musisz wszystko psuć? - Warknął. - Przecież tak dobrze nam razem...
 - Razem? - Przerwałam mu, unosząc ręce w geście załamania - Justin, nie ma żadnych "nas razem", czemu to do siebie nie dociera?!
 - No pewnie, przecież seks to nic takiego - Prychnął, po czym spojrzał mi w oczy, a pod jego spojrzeniem ugięły mi się nogi. - Nie zachowuj się jak dziwka.
 - Może tym właśnie jestem? - Przekrzywiłam głowę na bok, jednocześnie robiąc krok w jego stronę - Żyłam na takich zasadach przez dług czas, więc przepraszam, jeśli ci to nie pasuje. Nie interesuje mnie miłość, interesuje mnie seks. Ja nawet nie umiem kochać!
  - Ale ja zasługuję na bycie kochanym! - Wrzasnął popychając mnie na ścianę. Odruchowo zamknęłam oczy, czując ból w plecach. -   Rozumiesz, kurwa?!
 Oddychałam ciężko, czując na sobie jego spojrzenie. Do oczu zaczęły napływać mi łzy, które z wielkim trudem powstrzymywałam. Po chwili uspokojenia, rozsunęłam powieki, starając się przez cały czas utrzymać z nim kontakt wzrokowy.
  - Przykro mi, ale nie mogę ci tego dać. - Powiedziałam, spokojnie.
 Zacisnął szczękę, lustrując mnie spojrzeniem. Chciałam, już skończyć tę kłótnię, czułam się cholernie winna. Ku mojemu zdziwieniu, ton Justina był opanowany, gdy przemówił nagle:
  - Wynoś się.
  Westchnęłam.
  - Justin...
  - Wypierdalaj z mojego domu, szmato! - Wrzasnął ponownie, z trudem powstrzymując się, by do mnie nie podejść.
  Kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Chwyciłam torbę i udałam się w stronę drzwi. Brunet obserwował każdy mój ruch, z nienawiścią w oczach. Nie chciałam, żeby tak na mnie patrzył. Mimo, że wydawało mi się, że nic do niego nie czułam, to cholernie bolało.
  - Przepraszam - Powiedziałam łamiącym głosem. Nie doczekałam odpowiedzi, więc, tak jak prosił, wyszłam.

   Od godziny chodziłam bez celu po mieście, próbując znaleźć sobie miejsce. Czułam się okropnie, nie chciałam go zdenerwować. Pragnęłam wrócić do niego i przeprosić, ale nie mogłam. Wyrzucił mnie, zresztą, doskonale go rozumiałam. Ale co ja mam teraz ze sobą zrobić?
  Trzęsącymi się dłońmi odpaliłam papierosa i włożyłam go do ust. Czy to znaczy, że muszę wrócić do Ricka? Na samą myśl przeszły mnie dreszcze. Nie mogę, przecież on by mnie zabił. Powinnam być mu wdzięczna, że nie wniósł oskarżenia na Justina, ale..Mimo wszystko, wiem do czego jest zdolny.
   Chciałam jak najszybciej odsunąć od siebie tę myśl. Sama jestem sobie winna, gdybym nie zaczęła tematu Harry'ego, to wszystko byłoby idealne.
   Nagle coś mnie tknęło.
   Wyjęłam telefon, po wybraniu numeru, przyłożyłam komórkę do ucha.
   Po kilku sygnałach, po drugiej stronie usłyszałam:
   - Halo?
  Głos jakby ugrzązł mi w gardle. Co ja właściwie wyprawiam?
  - Camille? - Jego głos był wyraźnie zaniepokojony - Coś się stało?
  Wzięłam głęboki wdech i odparłam:
  - Pamiętasz, jak pytałeś, czy się kiedyś z tobą umówię? Chciałabym cię spytać o to samo. Czy możemy się spotkać.. - Głos mi się załamał - Teraz?
  - Gdzie jesteś? - Głos Harry'ego stał się stanowczy i rzeczowy.
  - Ja...ja nie wiem - Rozkleiłam się. Poczułam jak ciepła łza spływa po moim policzku. Nie kryłam już przed nim smutku, nie miało to sensu. - Na ulicy, gdzies w mieście.
  - Powiedz mi, co widzisz, a będę tam w ciągu dwóch minut - Rzekł.
  Rozejrzałam się.
  - Tu jest taka kawiarnia...Nazywa się w jakimś obcym języku. Francuskim albo hisz...
  - Nie ruszaj się stamtąd. - Przerwał po czym usłyszałam pikanie, sygnalizujące koniec rozmowy.
  Zostałam tu sama, kompletnie zagubiona. Podeszłam do pobliskiego murku. Usiadłam na nim, chowając twarz w dłoniach i cicho łkając. Musiałam w końcu dać upust emocjom, póki jeszcze miałam chwilę dla siebie. To wszystko moja wina...to wszystko.
  Nagle poczułam czyjeś ręce obejmujące mnie w talii. Ktoś oparł głowę o moję ramię i szepnął prosto do ucha uspokajające:
  - Ciii...
  - Justin? - Rozpromieniłam się w miarę możliwości.
 - Co? Nie...
 Odwróciłam się. Moim oczom ukazał się Harry. No tak, życie to nie film, tutaj nie zdarzają się takie sytuacje. Wytarłam łzy i zmierzyłam go wzrokiem. Ubrany był w elegancką niebieską koszulę i beżowe spodnie. Bardzo estetycznie.
  - Wejdziemy? - Wskazał ręką wcześniej wspomnianą przeze mnie kawiarnię, na co skinęłam głową. Gdy znaleźliśmy się w środku, zamówił coś dla nas, po czym zaprowadził mnie do stolika, siadając naprzeciw.
   Patrzył na mnie ze zmartwieniem w oczach i pokręcił głową:
    - Co on z tobą zrobił...
 Brzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. Nie chciałam zagłębiać się w szczegóły, bo mimo, że wyglądał na miłego, wiem, że byłby w stanie wykorzystać wszystko przeciwko Justinowi.
  - To nie jego wina...ja...po prostu... - Westchnęłam. - Nie zostawiaj mnie, dobrze?
 Podniósł lekko jedną brew. Wydawało mi się, że oczekiwał aż powiem coś więcej. Nie wiedziałam co, więc strzeliłam:
  - Przepraszam.
  Nagle poczułam, że mój telefon wibruje. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym zobaczyłam napis "Bieber".
  Bez namysłu odrzuciłam i podniosłam na niego wzrok.
  - Nie masz za co, Camille. Wybacz, że to powiem, ale niepokoi mnie ta sytuacja.
  - Nie powinna - Odparłam szybko, siląc się na uśmiech. - Ale nie gadajmy o mnie. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej na twój temat.
  Ożywił się.
  - Coś konkretniej? - Obdarzył mnie tym swoim uśmiechem.
 - Czym się zajmujesz?
 - Pracuję dla ludzi. Pomagam im, wygłaszam mowy - Wzruszył ramionami - Takie sprawy.
 - Na tym zarabiasz? - Zdziwiłam się, jednocześnie poczułam ulgę, że zeszliśmy z tematu Justina - Przecież to brzmi jak wolontariat.
 - Bo tym właśnie jest, nie zarabiam w ten sposób. Zarabiam na Bieberze - Uśmiechnął się drwiąco, ale nie widząc cienia rozbawienia na mojej twarzy, szybko starał się ratować sytuację. - Żartowałem, dobrze? Jestem jeszcze młody. Pracuję dla ludzi, a pieniądze dają moi - Nakreślił palcami cudzysłów - Rodzice. Aktualnie pracuję nad projektem o...
  Mój telefon ponownie zawibrował. Szybko chwyciłam go, odrzucając.
  - Przepraszam - Mruknęłam, odkładając go na stój - Kontynuuj.
  Uśmiechnął się grzecznie.
  - Ma to na celu uświadomienie ludziom, że...
  Moja komórka ponownie się odezwała. Wywróciłam oczami i wyłączyłam urządzenie całkowicie.
  - Wybacz mi, to tylko..
  - Nieważne - Przerwał, nadal grzecznie się uśmiechając. - Możesz odebrać, pewnie to coś ważnego.
  Pokręciłam głową, odrobinę zbyt zamaszyście. Bacznie mi się przyglądał.
  - Słuchaj, jeśli chcesz o czymś porozmawiać, to wiedz, że cię wysłucham.
  - Nie, Harry. Cieszę się, że jesteś tu ze mną teraz, dla mnie, ale... - Zawahałam się. - Nie chcę ryzykować, że powiesz o tym mediom.
  Skrzywił się.
  - Co ty mówisz? Nie zrobiłbym tego...
  Wydawało się, że chciał powiedzieć, coś więcej, ale zdał sobie sprawę, do czego nawiązuję. Urwał, nie komentując tego.


Justin's POV:

  Odchodziłem od zmysłów, po raz kolejny wybierając jej numer i po raz kolejny słysząc "zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału". Jerome przyglądał się bez słowa, pozwalając mi rozładować emocje.
  - Nie powinienem był tego mówić...Nie powinienem - Chodziłem po pokoju, przeczesując ręką włosy - A teraz nie mam pojęcia, co się z nią dzieje, a suka nie raczy nawet odebrać ode mnie telefonu!
  - Jestem idiotą - Kontynuowałem, kierując wzrok ku górze - Boże, nigdy cię o nic nie proszę, więc wysłuchaj mnie teraz, jeden jedyny raz, niech ona odbierze ten pierdolony telefon!
 - Stary, wyluzuj - Mój przyjaciel odezwał się po raz pierwszy dzisiaj - Dziwki są głupie, zabraknie jej forsy to wróci...
 - No chyba do Dragona! - Wrzasnąłem. - On jej przynajmniej nie wywalił, gdy obiecał bezpieczeństwo!
 - Co ty wygadujesz? - Zdziwił się. - Mówiłeś, że ją bił i gwałcił...
- No i co z tego? - Zatrzymałem się. - Wiem, że baby są głupie, więc powinienem przestać...Rozumiesz, że ona powiedziała, że jest ze mną tylko dla seksu? Że jedyne czego chce, to żebym ją pieprzył, podczas, gdy nawet nie miała w sobie jeszcze mojego kutasa?!
  - Bieber, ty stary chuju - Jerome wytrzeszczył na mnie oczy - Taka dziewczyna to diament!
  Machnąłem na niego ręką.
  - Idź do diabła
  Wybrałem jeszcze raz jej numer i rezultat był taki sam. Nie mogłem tego wytrzymać.
  - Jakkolwiek by mnie nie zdenerwowała, to mimo wszystko chcę ją mieć przy sobie - warknąłem - Ma być moja. I koniec.
  - Mówisz jak dziesięciolatek...
  Złapałem nagle kurtkę i kluczki z blatu. Jerome podniósł  głowę, zainteresowany.
  - Co robisz?
  - A na co ci to wygląda? - Syknąłem. - Znajdę ją. Jeśli nie zamierza odebrać telefonu, to załatwimy to inaczej...
  Wyszedłem, zostawiając przyjaciela w moim domu.

Camille's POV

  Rozmawiałam z Harrym jeszcze przez długi czas, nawet nie czułam, jak szybko mijały kolejne minuty. Interesował mnie sposobem w jaki mówił i gestykulował. Wyglądał na niesamowicie inteligentną osobę. Z tego właśnie powodu powinnam czuć się przy nim nieswojo, bo, nie oszukujmy się, jestem niższą partią w społeczeństwie. Jednak wtedy byłam szczęśliwa, że jest ze mną, że nie siedzę tu sama.
  Dochodziła dziewiętnasta, kiedy postanowiłam, że nie będę go już dłużej zatrzymywała.
  - Harry, dziękuję ci za wszystko - Powiedziałam, gdy wyszliśmy na zewnątrz. Zapadał już zmrok. - Doceniam to, że poświęciłeś dla mnie właściwie większość swojego dnia.
   Uśmiechnął się. Właśnie ten uśmiech sprawiał, że od razu było mi raźniej. Przytuliłam go.
   - Mam nadzieję, że w przyszłości dasz się zaprosić ponownie. - Powiedział.
   - Ej, jakie "ponownie" - Spytałam, odsuwając się od niego - Przecież to ja cię dzisiaj zaprosiłam.
  Zaśmiał się słodko i uniósł ręce w geście poddania.
  - Okej, okej. - Spoważniał - Uważaj na siebie, dobrze?
  Skinęłam lekko głową.
  - Podwieźć cię pod jego dom? - Zapytał, a mi od razu krew odpłynęła z twarzy.
  - Właściwie...eee - Opuściłam wzrok. Żeby wyglądało to nieco naturalniej, wyjęłam telefon i włączyłam go - Nie...poza tym...Ee...ja...Przejdę się.
  Zmierzył mnie bacznym wzrokiem, szukając czegoś niepokojącego. Miałam wielką nadzieję, że nie dałam mu żadnych powodów do wątpliwości.
  Nagle ciszę przerwał mój telefon. Nie musiałam nawet patrzeć na wyświetlacz, żeby wiedzieć, kto dzwoni, odruchowo odrzuciłam.
  - Nie odbierzesz? - Zainteresował się Harry
  - Nie, raczej nie  - Założyłam kosmyk włosów za ucho. Ponownie opuściłam wzrok. Tym razem zerknęłam na wyświetlacz, a moim oczom ukazała się informacja
  "49 nieodebranych połączeń od: Bieber"
  - Mogę mówić o nim różne rzeczy, ale muszę przyznać, że naprawdę mu na tobie zależy - Zdanie bruneta uświadomiło mi, że przeczytałam to na głos.
  Zarumieniłam się. W tym czasie telefon zaczął dzwonić znowu.
   - Posłuchaj mnie - Zażądał, więc podniosłam na niego wzrok - Nie wiem, co jest między wami ani co się właściwie stało. Nie naciskałem na ciebie, bo to nie moja sprawa. Ale mimo wszystko, myślę, że jeśli pragnie się z tobą skontaktować, to powinnaś go wysłuchać. Jesteś mu to winna.
  Kiwnęłam głową. Był cholernie mądrą osobą i bardzo chciałam mu to powiedzieć, ale nigdy przy mnie nie przeklinał, więc chciałam odwdzięczyć się tym samym.
  - Dziękuję - Rzekłam i pocałowałam go lekko w policzek - Za wszystko.
  Ukłonił się lekko i wskazał palcem na mój telefon. Wiedziałam, co próbuje mi powiedzieć. Westchnęłam i odebrałam.
  - Co chcesz? - Warknęłam, jakby od razu zmieniając się w kogoś innego. Harry skrzywił się, gdy to usłyszał.
  - No wreszcie - Westchnął Justin - Odchodzę tu od zmysłów do jasnej cholery, bo nie wiem, co się z tobą dzieję!
  - Jeśli masz zamiar na mnie krzyczeć to żegnam.
  - Cały dzień do ciebie wydzwaniam! Powinnaś mieć choć tyle honoru, by odebrać!
  - Żegnam, Justin.
  - Nie, nie, nie, czekaj - Momentalnie jego głos złagodniał - Nie rozłączaj się. Jestem już spokojny, dobrze? Posłuchaj mnie przez chwilę.
 Wzruszyłam ramionami tak, jakby mógł to zobaczyć.
  - Chcę z tobą porozmawiać - Rzekł. - Gdzie jesteś?
  - Nie twoja sprawa.
 - Cam, po prostu powiedz mi gdzie, do kurwy nędzy, jesteś! - Krzyknął, jednak po chwili odchrząknął i dodał - Proszę.
 Pokręciłam głową.
 - Jesteś żałosny w tym momencie - Powiedziałam. Wtedy Harry podszedł bliżej i położył rękę na moim ramieniu. Zrozumiałam. - Doceniam, że się przejmujesz, ale to niekonieczne. Byłam pod dobrą opieką.
  - Widzę. - Warknął. Usłyszałam po drugiej stronie słuchawki jakiś trzask.
 - Co..? - Spytałam zdezorientowana.
 - Odwróć się, ty tępa...
 Nie zdążyłam usłyszeć obelgi do końca, bo się rozłączyłam. Spojrzałam ze strachem w oczach na Harry'ego, lecz on już na mnie nie patrzył.
  - Poradzisz sobie? - Szepnął z wzrokiem utkwionym w jakimś punkcie za mną.
  Kiwnęłam głową.
  - Nie zapomnij o mnie - Powiedziałam, gdy odchodził.
 Odprowadziłam go wzrokiem, dopóki nie zniknął za rogiem. Wtedy wreszcie się odwróciłam.
 Kilkadziesiąt metrów za mną, na środku ulicy zobaczyłam zaparkowany samochód. O niego opierał się Justin, wpatrując się we mnie.

5 komentarzy:

  1. Ja pierdole.. hahaha no nieźle! Teraz sobie tak myśle, że jednak z tego Stylesa nie aż taki wielki chuj... ♥♥♥ A Justinowi na niej zależy srolololo , lol dostałam szajby, nie czytaj tego :')

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pierdole.. hahaha no nieźle! Teraz sobie tak myśle, że jednak z tego Stylesa nie aż taki wielki chuj... ♥♥♥ A Justinowi na niej zależy srolololo , lol dostałam szajby, nie czytaj tego :')

    OdpowiedzUsuń
  3. Już lubię Amande mam nadzieje ze bedzie jej duzo <3
    ale koncowka :O
    Dodaj dzisiaj następny bo oszaleje co dalej <3

    OdpowiedzUsuń