niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 5: You know, I love it when you're down on your knees

Camille's POV:

   Dni mijały szybko i w miarę możliwości zwyczajnie. Życie pod jednym dachem z osobowością formatu Justina było dużo łatwiejsze, niż mogłoby się wydawać. Był, co prawda, czasami denerwujący, ale niesamowicie troskliwy i, o dziwo, normalny. Odkąd się przed nim otworzyłam, dużo prościej było nam się komunikować. Nawet nie kłóciliśmy się za często. Wszystko wydawało się takie zwykłe.
   Tego popołudnia leżałam na łóżko zagłębiając się w książce Stephena Kinga, kiedy usłyszałam krzyki, dobiegające z parteru. Wyglądało na to, że Justin prowadził z kimś nieprzyjemną wymianę zdań, więc niewiele myśląc, zeszłam do niego.
   Zastałam go siedzącego w kuchni, tyłem do mnie. Rozmawiał przez telefon, lecz teraz nic nie mówił, dał na to szansę osobie po drugiej stronie. Oparłam się o futrynę, czekając na rozwój wydarzeń. Ah, ciekawosć mnie kiedyś zabije.
   - Dobrze słyszałaś - Powiedział nagle nieco spokojniej.
  Słyszałam wyraźne krzyki w jego telefonie. Nie mogłam zobaczyć twarzy bruneta, ale byłam prawie pewna, że jest zdenerwowany.
   - Nie, kurwa! - Wrzasnął nagle - Jebie mnie już to wszystko, jeśli myślałaś, że będę potulnie milczeć, jak te kutasy obrażają moją dziewczynę, to jesteś w pierdolonym błędzie, Samantha!
 Poczułam dziwne ukłucie w brzuchu.Osłupiałam. "Moją dziewczynę" ? Nie, Bieber, nie powinieneś był tego mówić. Nie jesteśmy razem, było tak dobrze, nikt z nas nigdy nie powinien wypowiadac tego słowa.
  Ale da się to jeszcze naprawić! Jeśli teraz wyjdę i on mnie nie zauważy, to nie zorientuje się, że byłam świadkiem tej rozmowy i nadal będzie normalnie. Plan idealny.
  W tym momencie usłyszałam głos Justina.
   - Dobra, spierdalaj - Syknął do telefonu, położył go na blat kuchenny i odwrócił się.
  Kurwa.
  Jak na tancerkę mam naprawdę słaby refleks, przynajmniej do takiego wniosku doszłam w tamtej chwili. Teraz pozostało mi tylko to idiotyczne wpatrywanie się w jego twarz, w jego piękne, ale pałające złością oczy. Nie mówił nic, ale miał zaciśnięte pięści, więc też nie zamierzałam zaczynać rozmowy. Trzeba to jak najszybciej skończyć. Wyminęłam go szybko, podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej wodę. Upiłam łyk, po czym skierowałam się do drzwi.
  Jest, jest, udało się!
  - Stój - Usłyszałam.
  No jasne, byłoby zbyt łatwo. Wykonałam polecenie i odwróciłam się w jego stronę, ale on nie zamierzał mówić nic więcej. Te nasze wspólne milczenia musiały momentami wyglądać komicznie, kiedy żadne z nas nie chciało zaczynać rozmowy,ale jednocześnie pragnęliśmy patrzeć na siebie i spędzać razem czas.
  Tym razem, zdawał sobie sprawę z tego, co usłyszałam i myślę, że żałował. Oh, jestem przekonana, że żałował.
  - A może po prostu - zaczęłam - poudajemy, że nic się nie stało?
  - Odwołałem trasę - Powiedział, jakby nie słysząc moich słów.
  Sądząc po tonie jego głosu, to było coś ważnego i coś, czego nie powinien był uczynić.
  - Zdajesz sobie sprawę, jakie będą tego konsekwencje? - Spytałam, starając się zachować spokój.
  Wzruszył ramionami. Wyglądał teraz na strasznie zagubionego i przygnębionego.
  - Nie myślałem o tym jeszcze.
  Nie myślisz o wielu rzeczach, Bieber, cisnęło mi się na usta, ale powstrzymałam się od tej kąśliwej uwagi.
  - Dlaczego? - rzuciłam.
  - Mam dośc tej pierdolonej sławy - Warknął, wstając - Wiesz, ile bym dał, żeby choć jeden dzień spędzić z daleka od tego całego gówna? Móc wyjść normalnie na ulicę i nie być przez nikogo zaczepiany? Moje życie jest całkowicie do dupy. I teraz jeszcze mam jeździć przez kilka miesięcy po świecie, słuchając ich wrzasków podczas gdy ja mam skakać po scenie jak pajac? - Omiótł mnie spojrzeniem - Nie chcę tego, więc zrezygnowałem z trasy.
  Ponownie wzruszył ramionami, jakby na znak podkreślenia swoich słów. Mimowolnie przewróciłam oczami.
  - Skoro tego nie lubisz, to po co w ogóle zaczynałeś śpiewać?
  Odpaliłam papierosa i podałam go Justinowi. Uśmiechnął się słabo i od razu się zaciągnął.
  - Kiedyś to kochałem. Doceniałem to, że mam wszystkich tych ludzi, a fani niesamowicie mnie wspierali. Ale z czasem  wszystko wymknęło się spod kontroli i doszło do tego, że teraz właściwie w ogóle nie mogę opuszczać w spokoju domu, bo zawsze ktoś podchodzi, ktoś inny robi zdjęcia... - Szybko zerknął na mnie - Dlatego kiedy mogę zostać tutaj z tobą i mieć spokój od wszystkiego...to jest jak błogosławieństwo.
   Tego też nie powinieneś był mówić na głos, stary. Nie byłam już pewna, czy mnie sprawdza, czy próbuje jakoś wybrnąć z dziwnej sytuacji. Westchnęłam głęboko i powiedziałam:
   - Justin, ja nie jestem twoją dziewczyną.
   Starałam się na stanowczy ton głosu, a brunet nawet nie spuścił wzroku. Nie speszył się, nie zdenerwował, ani nawet nie było mu żal. Jego twarz była dosłownie bez żadnego wyrazu. Przeszedł mnie szybki dreszcz, na samą myśl, że w tej chwili może powiedzieć dosłownie wszystko. Może to być coś nieprzewidywalnego, albo coś, co mnie zaboli. Im dłużej milczał, tym bardziej czułam, że kurczę się wewnętrznie.
   Jakieś było moje zdziwienie, kiedy w odpowiedzi usłyszałam krótkie:
   - Wiem.
  Aha, to ekstra, Bieber. Ten człowiek momentami doprowadzał mnie do takiego szału, że nie zdajecie sobie sprawy. Rozszarpałabym go, gdybym tylko mogła. Pokiwałam głową.
  - Więc nie nazywaj mnie tak.
 - Okej. - Odpowiedział równie krótko, przez cały czas utrzymując kontakt wzrokowy.
 - Okej. - Zawtórowałam i wyszłam.


 
  Wieczorem leżeliśmy na kanapie, tępo wgapiając się w telewizję. Właściwie to było niesamowite uczucie, mieć czas na takie głupoty. Zwykle o tej godzinie Rick...
  Jejku, miałam przestać o nim myśleć. No dobra, nie powinno być większego problemu.
  Spojrzałam ukradkiem  na Justina. Jego twarz wyglądała na taką niewinną, gdybym go nie znała, dałabym się nabrać. Był niesamowicie przystojny. Zastanawiałam się czasem, czemu mężczyzna taki jak on nie ma żadnej dziewczyny. Ciało jak jakiegoś bóstwa, z charakterem też nie najgorzej...Przecież mógłby mieć każdą! A może ma, tylko nic mi o tym nie mówi? Przecież nie musi mi się tłumaczyć, bo nie jestem dla niego nikim ważnym, tylko mieszkam pod jego dachem...Taak, to nic takiego.
  Rozległ się dzwonek jego telefonu, dochodzący z kuchni. Justin westchnął i spojrzał na mnie prosząco.
  - Odbierzesz? - Spytał.
  Kiwnęłam głową i wstałam. Pewnie znowu dzwoni ktoś, żeby go opieprzyć za odwołanie trasy, więc wysyła mnie, żebym to ja oberwała za niego. Chociaż w sumie, odbieranie swoich telefonów to już jakiś wyższy poziom znajomości.
   Wewnętrznie dałam sobie w twarz. O czym ja w ogóle myślę? Zachowuję się jak idiotka.
   Doszłam do telefonu, zanim przestał dzwonić i odebrałam. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo po drugiej stronie od razu usłyszałam niski męski głos.
   - Panie Bieber, Harry Styles chce się z panem spotkać. Powiedział, że był umówiony, więc go wpuściłem.
  - Mhm - Mruknęłam niezobowiązująco, aby nie zorientował się, że nie rozmawia z Justinem, nie chciałam wyprowadzać go z błędu i komplikować rozmowy.
  Rozłączyłam się i wróciłam do salonu. Usiadłam obok niego, tak, jak wcześniej.
  - Kto dzwonił? - Spytał, nie odrywając wzroku od telewizji.
  - Twój ochroniarz. - Odparłam lekko rozbawiona - Nie wierzę, że naprawdę dzwoni, zamiast przychodzić tu z wiadomościami, skoro stoi przy bramie.
  Wzruszył ramionami.
  - To jego praca. Co chciał?
  - Mówił, że ten chłopak, który obsmarował cię do mediów jest z tobą umówiony na spotkanie i że właśnie wchodzi.
  - Co kurwa?! - Wrzasnął i odwrócił się w moją stronę. Zatkało mnie.
  - Powiedział...
  - Nie byłem z nim umówiony - Krzyczał nadal, przeczesując nerwowo włosy. - Ten kutas wykiwał moich tępych ochroniarzy. Każdy idiota może powiedzieć, że się ze mną umówił!
  Nie dane nam było skończyć rozmowy, bo rozległ się huk drzwi frontowych. Po chwili naszym oczom ukazał się na oko dwudziestokilkuletni brunet, o falowanych włosach. Ubrany był w spodnie jeansowe, białą koszulkę i czarną marynarkę. Na jego twarzy malował się drwiący uśmiech.
   - Bieber. - Rzekł.
  Był niesamowicie przystojny. Prawie tak bardzo jak Justin, który wstał, wyraźnie zdenerwowany i stanął naprzeciw chłopaka.
  - Czego szukasz w moim domu, Styles? - Warknął.
  - Sensacji? - Odpowiedział, podnosząc drwiąco jedną brew - Przeczytałem rano, że odwołałeś trasę. Utwierdziłem się w przekonaniu, że jesteś idiotą. Tym czynem naraziłeś się na wielką falę niezadowolenia, a to najgorsze, co mogłeś zrobić, bo i tak karierę masz już dostatecznie zniszczoną przez - Udawał przez moment zastanowienie - Przeze mnie.
   Justin aż kipiał ze złości, ale nic nie mówił. Nie mogłam tego zrozumieć, przecież tamten człowiek obrażał go pod jego własnym dachem. Musiałam interweniować.
   - Za kogo ty się uważasz, stary? - Powiedziałam, wymijając Biebsa. Oboje zdziwili się moim zachowaniem, choć starali się tego nie pokazywać.
  - Pani wybaczy, gdzie moje maniery - Wyciągnał rękę w moją stronę - Harry Styles.
  Uśmiechnął się lekko, jestem pewna, że tym uśmiechem rozkochał w sobie nie jedną dziewczynę.
  - Posłuchaj, pajacu - Zebrałam w sobie wszystkie siły, aby nie ulec i pozostać stanowcza - Śmieszne jest to, że przychodzisz do domu Biebsa. Całą twoja kariera i wizerunek opierają się na nim, więc powinieneś być mu, kurwa, wdzięczny. Bo gdybyś nie zaczął wymyślać na niego w mediach, nikt nie chciałby cię słuchac, prawda? - Przysunęłam się bliżej i zmrużyłam oczy - Gdyby Jus nie był sławny, nic byś nie znaczył. Więc co cię właściwie, kurwa, boli?
  Patrzył na mnie przez chwilę z niesmakiem na twarzy. Dobra, miało to wyglądać inaczej. Powinien był się teraz wycofać, przyznać mi rację, wyjść i dać Justinowi święty spokój. Czuję, że popełniłam kolejny błąd.
   - To twoja dziewczyna? - Pytanie skierował do Justina.
  - Mówię do ciebie! - Warknęłam, popychając go.
  Zaśmiał się.
  - Fajna - Kontynuował Harry. - Z którego burdelu?
  Zamarłam, a wtedy Justin rzucił się na niego. Nie przesadzam, on dosłownie rzucił się na bruneta jak zwierzę na swoją zdobycz. Styles przewrócił się pod wpływem jego ciężaru i oboje upadli z hukiem na ziemię. Biebs siadł na nim okrakiem i zaczął okładać pięściami po twarzy. Chłopak krzyczał żeby przestał i nieudolnie zasłaniał się rękoma, ale to wszystko na marne. W bruneta weszła jakaś zupełnie inna, nieznana mi siła. Odkąd go poznałam miałam wrażenie, że nie radzi sobie z napadami gniewu, ale to była totalna przesada.
  - Justin, stop - Powiedziałam.
  Nie posłuchał mnie. Był w amoku, widziałam to. Ta sytuacja wyglądała bardzo znajomo.
  Nagle całe moje życie przeszło mi przed oczami.
  O nie. I ja mam mu na to pozwolić?
  Podeszłam do nich i używając dostatecznie dużo siły, kopnęłam Biebera w głowę. Pod tego wpływem przechylił się trochę na bok i przestał okładać Stylesa pięściami. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie poczuł mojego ciosu, lecz kiedy podniósł rękę, aby wymierzyć mu kolejne uderzenie, nagle na mnie spojrzał. W jego oczach widziałam jedynie zagubienie. Było to całkiem coś nowego, nigdy w życiu nie widziałam go w takiej odsłonie.
  - Chodź - rzekłam spokojnie, łapiąc go za ramię.
  Chłopak posłusznie wstał z ziemi. Szepnęłam, aby szedł do sypialni, a on wykonał polecenie, natomiast ja pochyliłam się nad brunetem.
  Jęknęłam cicho, gdy zobaczyłam jego twarz. Z nosa i wargi leciała mu krew, a policzki miał pociemniałe. Nie jestem pewna, czy ze złości, ze wstydu, czy kolejne uderzenia to wywołały.
  Podniósł się na nogi najszybciej jak mógł.
  - Przepraszam za niego - Powiedziałam - Ale gdybyś nie zachowywał się jak dupek, to byś nie oberwał.
  Uśmiechnęłam się drwiąco, czekając na reakcję. Harry zmrużył oczy.
   - Spływam stąd - Oznajmił. - Przejrzyjcie jutro gazety, Bieber nie będzie miał już po co wychodzić z domu!
  Mówiąc to, kierował się w stronę drzwi i, nim się zorientowałam, opuścił mieszkanie.
  Stałam przed chwilę w miejscu pochłonięta własnymi myślami. Co tu się właściwie przed chwilą wydarzyło?


 Kilka minut zajęło mi ochłonięcie i ogarnięcie swoich myśli. Justin momentami zachowywał się jak gówniarz i w tej odsłonie najbardziej mnie drażnił. Mimo wszystko, poszłam do niego, bo właściwie Styles wzbudził we mnie bardzo mieszane uczucia. Naskoczyłam na niego tylko ze względu na lojalność w stosunku do Biebera, choć tak naprawdę wydawał się bardzo miły. Pomijając, że nazwał mnie dziewczyną "z burdelu"...
  Znalazłam Justina leżącego na łóżku z odpaloną fajką między wargami. Przeglądał coś na swoim telefonie, być może pisał wiadomość. Oparłam się o futrynę i przyglądałam mu. Ten natomiast, gdy mnie usłyszał, obdarzył moją sylwetkę  tylko przelotnym, krótkim spojrzeniem.
  - Co chcesz? - Rzucił.
  - Auć - Zadrwiłam. - Zabolało.
  - Taa - Zmarszczył brwi, nie odrywając wzroku do telefonu - Spierdalaj.
  - Słucham?! - Byłam pewna, że się przesłyszałam. - Ty się słyszysz, człowieku?
  - Skończ pierdolić - Wstał, rzucając urządzenie na łóżko. Stanął naprzeciw mnie. Był wyraźnie zdenerwowany, co całkowicie mnie dezorientowało - W co ty ze mną pogrywasz, Farrelly?
  O cholerę ci chodzi, człowieku, chciałam spytać, ale nie przyniosłoby mi to nic dobrego. Justin jest dziwnym typem, czasami trzeba po prostu przeczekać to, co mówi. Zamierzałam tak właśnie postąpić, ale nie było mi dane zrealizować planu.
  Pchnął mnie na ścianę, od razu poczułam przeszywający ból w okolicach karku. Nim zdążyłam zareagować przyparł mnie do niej swoim ciałem i chwycił za nadgarstki. Miał cholernie dużo siły, nie mogłam się z nim równać.
   - Najpierw dajesz mi wszelkie znaki, że jesteś moja - Wręcz syczał prosto w moją twarz - A potem wszystko niszczysz? Tak po prostu, bez powodu?!
  Patrzyłam na niego krzywo, ale nie doczekałam się wyjaśnień. Próbował mnie zastraszyć, wiedziałam. Oo, Bieber, trafiłeś na nieodpowiedni typ dziewczyny.
  - Po pierwsze - Zaczęłam spokojnie. Jego siła nie robiła na mnie przesadnego wrażenia - Wyjmij z ust szluga, bo w tym momencie wyglądasz obleśnie. Druga sprawa, nigdy nie udawałam, że jestem twoja, bo nie jestem. Nie jestem jebanym przedmiotem, żeby ciągle do kogoś przynależeć!
  Teraz oddychałam cięzko, mierząc się z nim spojrzeniem.Chwilę to trwało, zanim zdecydował się rozluźnić uścisk i wykonać moje polecenie. Zgasił papierosa i wrócił, choć już mnie nie dotknął.
  - Widziałem jak patrzysz na tego frajera, Stylesa.
  W jego spojrzeniu widziałam tyle bólu, że w pierwszej chwili musiałam powstrzymać się, aby nie wybuchnąć śmiechem.
  Bieber jest zazdrosny, Bieber jest...
  - Nie pozwolę ci na to nigdy więcej.
  Uniosłam ręce w górę w geście poddania, choć nie mogłam pozbyć się głupkowatego uśmiechu z twarzy.
  - Kurwa, przestań! - Wrzasnął nagle, uderzając pięścią w ścianę.
  Przeszedł się po pokoju, nerwowo przeczesując grzywkę. Kiedy do mnie wrócił, zaczął trochę spokojniej.
  - Kiedy do ciebie mówię, nie chcę widzieć rozbawienia. Rozumesz?! Wychujaj mnie z kim chcesz, ale nie z tym pierdolonym...
  - Uspokój się, do cholery! - Krzyknęłam. Podniósł głowę. - Kim ty jesteś, żeby mówić mi, co mam robić?! Ja cię naprawdę nie poznaję. Ale zgadnij co, kotku? - Przysunęłam twarz bliżej niego. -  Trafiłeś na nieodpowiedni typ kobiety. Nie padnę przed tobą na kolana, czego niewątpliwie oczekujesz, bo, póki co, robisz na mnie marne wrażenie.
   Zaśmiał się nerwowo, rozglądając po pokoju, tak jakby ktoś mógł nas tu zobaczyć. Wreszcie spojrzał mi w oczy i rzucił krótkie:
   - Jeb się.
   - Obelga bardzo na poziomie, Bieber. - Spojrzałam na niego najbardziej pogardliwie jak umiałam.
   Pchnął mnie ponownie, tym razem mocniej na ścianę, cały czas przypatrując się mojej twarzy. Odruchowo zamknęłam na moment oczy, choć musiałam je szybko otworzyć spowrotem, aby kontynuować tę "bitwę" na spojrzenia. Wiedział, że nie dam za wygraną i chyba to go tak denerwowało. A może raczej to, że jest ktoś, kto nie chce się mu podporządkować?
   - Suka - Warknął.
   - Kretyn. - Ucięłam
    Wtedy, nagle i zupełnie niespodziewanie, jak pijawka wbił się w moje usta. Składał namiętne pocałunki na moich wargach, które szybko zaczełam odwzajemniać. Przyparł mnie do ściany, tym razem nie nerwowo, lecz z pożądaniem. Gdy włożył ręce pod moją koszulkę, najpierw poczułam zimny dreszcz, ale szybko przestało mi to dokuczać.  Palcami lekko szarpałam go za włosy, rozkoszując się smakiem jego ust. Jego dotyk, delikatny choć stanowczy, niesamowicie na mnie działał. Chciałam go już, teraz, w tym momencie. Bieber zarzuca mi, że się nim bawię. Gówno prawda, to on się mną bawi. Widzi jak na mnie działa, a mimo wszystko, nie da mi tego, czego pragnę. Nie da mi swojego ciała. Czy muszę sama się o nie prosić?
   Moje palce zjechały niżej, na jego pośladki, po czym przeszły do przodu. Chwyciłam za jego penisa przez spodnie, aby upewnić się, czy jest twardy. Oczywiście, nie pomyliłam się. Jęknęłam cicho z rozkoszą i zaczęłam rozpinać jego spodnie, podczas gdy on nie przestawał mnie całować. Powoli zsunęłam mu bokserki, aby teraz poczuć jego penisa w pełnej okazałości. Szarpnęłam Justina mocno za ramiona. Teraz to on stał plecami do ściany. Otworzył oczy i spojrzał na mnie, a jego wzrok wydawał się kompletnie nieobecny. Zaczęłam składać pocałunki na jego szyi, schodząc coraz niżej. Pocałunki na torsie były z gruntu bez sensu, z racji, że miał na sobie koszulkę, ale nie miałam czasu o tym myśleć. Ostatecznie klęknęłam i całowałam przez chwilę wewnętrzną stronę jego ud, aż w końcu objęłam ustami penisa. Najpierw pieściłam wolnymi ruchami języka sam czubek, lecz w końcu włożyłam go najdalej jak mogłam. Mimo wszystko nie zmieścił mi się w całości do gardła i musiałam wspomóc się ręką, jednocześnie obserwując reakcję Justina. Stał z zamkniętymi oczami i lekko uchylonymi ustami. Wyglądał strasznie seksownie, jak zwykle zresztą. Z każdą kolejną chwilą przyspieszałam ruchy głowy, ręki i języka. W pewnym momencie chwycił mnie mocno za włosy i pociągnął. Gdy spojrzałam na niego pytająco, przerywając pracę, usłyszałam tylko ciche, powiedziane na jednym wydechu:
   - Dochodzę.
  Wzruszyłam ramionami i wróciłam do przerwanej czynności. Justin bardzo szybko oddychał. Zdążył jeszcze błagalnym tonem wymówić moje imię, zanim eksplodował prosto w moje usta. Połknęłam całą ich zawartość. Wtedy oparł się o ścianę i zjechał wzdłuż niej, aż w końcu usiadł na ziemi, starając się uspokoić oddech. Dopiero po pewnej chwili otworzył oczy i w ogóle zdecydował się na mnie spojrzeć. Jeśli wcześniej mówiłam, że wyglądał seksownie, to teraz musiał być już jakimś greckim bogiem. Jego nieobecny wzrok przyprawiał mnie o dreszcze, chociaż niesamowicie podniecał. Mierzyliśmy się teraz spojrzeniami bez żadnego wyrazu, kompletnie nic nie mówiąc, kiedy on nagle przysunął się do mnie i złożył pocałunek na moich ustach. Odwzajemniłam go, choć, gdy się ode mnie odsunął, skomentowałam drwiąco.
  - Fuuu - Podniósł jedną brew,  kontynuowałam - To tak, jakbyś całował się z własnym kutasem.
  Zaśmiał się, był to najsłodszy dźwięk jaki usłyszałam tego dnia. Pokręcił głową i rzekł:
   - Co ty ze mną robisz, Farrelly?

3 komentarze:

  1. Uwielbiam związek Camili i Justina, czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest cudowne, akońcówka mnie rozwaliła! :') Czy to normalne żeby uśmiehać się do komputera ? xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww to takie słodkie :) Uwielbiam to opowiadanie. Zostaje Na dłużej! Zapraszam do siebie joeandjustin.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń