środa, 11 listopada 2015

Rozdział 8: Shout till I throw you out the house

Camille's POV:

  Gdy tylko Justin opuścił teren posiadłości, zaczęłam się malować. Jego "ważny wyjazd" do Samanthy bardzo mi odpowiadał, zdążę wyjść bez ochroniarza i bez zbędnych kłótni. Naprawdę miałam już serdecznie dość ciągłych potyczek słownych z tym chłopakiem. Denerwował mnie jak mało kto.
  Dochodziła godzina osiemnasta, gdy dostrzegłam przez okno samochód zaparkowany przed domem. Byłam pewna, że należy do Harry'ego, więc chwyciłam torbę i wyszłam.
  Ku mojemu nieszczęściu dostrzegłam go rozmawiającego z ochroniarzem Justina. Cholera.
  Zapomniałam, że ci ludzie są wszędzie. Harry stał oparty o maskę, ubrany w elegancką koszulę i ciemne jeansy. Patrzył na ochroniarza ze skupieniem, nie widziałam w jego oczach nienawiści mimo, że ciemnoskóry fagas na pewno zdążył zrobić się już nieprzyjemny. Podeszłam bliżej,lecz żaden z nich nawet nie rzucił na mnie okiem.
  - Co tu się dzieje? - Zapytałam, tracąc nadzieję na jakiekolwiek powitanie.
  Teraz oboje odwrócili głowy w moją stronę. Wszystkimi siłami powstrzymałam się od wywrócenia oczami. Harry, widząc mnie, wyprostował się.
  - Powinienem spytać ciebie o to samo - Ochroniarz zwrócił się do mnie - Pan Bieber zabronił pani wychodzić z domu, a już na pewno nie z tym... - Zmierzył bruneta pogardliwym wzrokiem.
  - Wielka szkoda, że nie jestem więźniem pana Biebera - Uśmiechnęłam się sztucznie - Więc mogę wychodzić kiedy chcę i z kim chcę
  Kipiał ze złości, widziałam to. Choć nogi zaczęły uginać się pode mną ze strachu, starałam się nie dać nic po sobie poznać. Harry natomiast stał tylko przyglądając się całej sytuacji. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
   - Więc może zadzwonimy do Biebera i zobaczymy, co o tym myśli? - Spytał nagle ochroniarz.
  Zamurowało mnie. Jasne, tylko tego mi brakowało.
  - Posłuchaj mnie uważnie - Warknęłam, podchodząc od niego bliżej - Biebz ma teraz ważniejsze sprawy na głowie. Piśnij mu choć jedno słowo, a przysięgam na wszystko w co wierzę, że stracisz tę pracę. - Stanęłam na palcach, żeby móc patrzeć mu w oczy - A byłaby wielka szkoda, gdyby dowiedział się, że jego ochroniarz próbował mnie zgwałcić, prawda?
  Momentalnie zbladł.
  - Przecież ja wcale nie..
  - Myślisz, że uwierzy mi czy tobie?  - Zaśmiałam się - Albo oboje siedzimy cicho, albo oboje mamy przejebane. Którą opcję wolisz?
  Przełknął ślinę. Ten facet wyglądał jak góra, a pozwolił zastraszyć się jak dziecko. Kiwnął głową i odszedł, a ja już wtedy wiedziałam, że się dogadaliśmy. Odetchnęłam z ulgą i przeniosłam wzrok na Harry'ego. Patrzył na mnie z wyraźnym niesmakiem. Coś było nie tak.
  W tamtej chwili nie byłam pewna, jak mam się zachować, więc stałam tylko, starając się go zrozumieć. Na moje szczęście, przejął inicjatywę. Obszedł samochód i otworzył drzwi od strony pasażera, zapraszając mnie do środka. To miły gest. Przeszło mi przez głowę, że Justin nigdy nic takiego dla mnie nie zrobił, choć była to taka małostkowa rzecz, poczułam się wyjątkowo. Harry zajął miejsce z drugiej strony i bez słowa rozpoczął jazdę.
   - Co się dzieje? - Zapytałam, po kilku minutach nieznośnej ciszy.
   Zerknął na mnie szybko, nieco nieobecnym wzrokiem, jakbym wybiła go z zamyślenia.
   - Co? Nie...Nic. Po prostu... - Uśmiechnął się, zdejmując jedną dłoń z kierownicy - Cieszę się, że jesteś tu ze mną.
  Odwzajemniłam uśmiech, chociaż wiedziałam, że kłamie.
  - Harry - Przysunęłam się do niego i ujęłam go za rękę - Powiedz mi, co cię gryzie.
  Wpatrywał się w jezdnię przed sobą tak, jakby w ogóle mnie nie usłyszał. Pewnie gdyby zamiast niego był tutaj Justin, już bym wybuchła. Ale Styles miał klasę, więc musiałam się przy nim zachowywać lepiej. Chciałam chociaż próbować trzymać jego poziom.
  Nagle niespodziewanie zjechał na pobocze i zaparkował samochód. Nie zrobił tego gwałtownie, chociaż i tak mnie zadziwił.
  Wyłączył silnik i odwrócił się w moją stronę, nadal splatając nasze dłonie.
  - Ten ochroniarz... - Zaczął.
  - Co z nim? - Zapytałam zniecierpliwiona, na co się uśmiechnął. Zrobiło mi się strasznie głupio, jestem prawie pewna, że się zarumieniłam.
  - Przepraszam - Mruknęłam.
  - Nie przejmuj się - Odgarnął mi włosy z twarzy, przytrzymując przez chwilę dłon na moim policzku - Wiesz, wydaje mi się, że on pomógł mi coś zrozumieć.
  Wpatrywałam się w niego czekając na rozwinięcie wypowiedzi. Nie chciałam zbyt nachalnie wyskoczyć z następnym pytaniem.
  - Camille...Nie jestem pewien do końca jak to jest. Nie zrozum mnie źle - Przeczesał włosy ręką, tak jak zawsze to robi Justin, na co poczułam dziwne ukłucie w brzuchu. Poczucie winy? - Wydaje mi się, że udajesz przy mnie kogoś, kim nie jesteś.
  Otworzyłam usta ze zdziwnienia. Musiałam wyglądać tak idiotycznie.
  - Słucham? - Podniosłam lekko głos, moje zdziwnienie momentalnie przerodziło się w złość - Czy ty w ogóle rozumiesz, co mówisz? Po co miałabym...
  - Bo on mnie nienawidzi - Wszedł mi w słowo, patrząc na coś w oddali. Mówił bardzo cicho, niemal szeptem - Obawiam się, że to my...że to, że się spotykamy to jakiś...plan? Coś przeciwko mnie...Sam nie wiem - Zerknął na mnie szybko - Naprawdę mi na tobie zależy, ale mieszkasz z nim i już nie wiem, czy właściwie jesteście parą czy cokolwiek innego was łączy. Ale gdyby faktycznie był ci obojętny, to byś nie próbowała w tak żenujący sposób ukryć naszego spotkania - Wzruszył ramionami - Po prostu chcę wiedzieć, na czym stoję.
  Oh, no tak.
  - Więc uważasz, że spotykam się z tobą dlatego, że Justin cię nienawidzi? To nie ma sensu. - Prychnęłam - Oh, więc dlatego też narażam się na jego gniew, wymykam z jego domu jak pieprzona nastolatka, tak?!  To wszystko tylko po to, żeby spędzić z tobą pierdolony wieczór! Ale jasne, zawsze jestem ta zła, już się do tego przyzwyczaiłam. - Pokręciłam głową. Zupełnie straciłam kontrolę nad emocjami - Wiesz co? Pieprz się.
  Wysiadłam z samochodu. Nie miałam pojęcia, gdzie jesteśmy. Z każdej strony otaczały nas lasy, na co przeszedł mnie dreszcz. Ale nie mogłam się wtedy zatrzymać, musiałam pokazać, że jestem silna. Lubiłam spędzać z nim czas i tak naprawdę był jedną poukładaną osobą w moim życiu, nigdy nie spodziewałabym się, że osądzi mnie o oszustwo.
  Na moje szczęście, usłyszałam za sobą trzask drzwi.
 - Zaczekaj. - Poprosił.
 Na dźwięk jego głosu coś we mnie pękło. Nie był przepełniony smutkiem, był taki..neutralny. Wyjątkowo mnie to pociągało w tym chłopaku. Jest cholernie tajemniczy.
  Nie zatrzymałam się, tak jak o to prosił, więc podbiegł do mnie. Poczułam jego ramiona oplatające mnie od tyłu. Moje ciało od razu przepełniło ciepło. Spuściłam głowę w dół, nie chciałam, żeby teraz na mnie patrzył. Zorientował się, że coś jest nie tak.
  - Camille?
  Wtedy odwróciłam się do niego i wtuliłam w jego ramiona. Przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej, jakby chciał mnie przed czymś ochronić.
   - Nie płacz, proszę - Powiedział.
   Mimo wszystko pozwolił mi dać upust emocjom. Staliśmy tak przez długi czas, nic nie mówił, tylko lekko mną kołysał, jak dzieckiem. Czułam się tak bezpiecznie w jego ramionach. Podniosłam głowę, by spojrzeć na jego twarz. Ubrudziłam mu koszulę makijażem, ale nie wydawał się zły.
  - Nie chcę, żebyś była przeze mnie smutna - Wyszeptał.
  - Nie jestem - Zapewniłam, uśmiechając się. Musiałam wyglądać okropnie z rozmazanym tuszem do rzęs -Jestem bardzo szczęśliwa. To, że tu jesteś jest jak błogosławieństwo. Ja... - Załkałam - Ja naprawdę chcę się zmienić. Całe życie żyłam na marginesie i...naprawdę chciałabym być lepsza i myślę, że dzięki tobie to mi się udaje. Harry...dziękuję.
  Przytulił mnie do siebie jeszcze raz. Czułam jak jego klatka piersiowa miarowo unosiła się i opadała, działało to na mnie kojąco.
  - Dobra, najwyższa pora się ogarnąć - Powiedziałam, odsuwając się od niego.
  Przetarłam oczy w nadziei, że zetrę rozmazany tusz z twarzy.
  - Przepraszam - Brunet rzekł nagle - To miał być dobry dzień. Powinniśmy teraz miło spędzać czas. Wszystko zepsułem.
  - To nieprawda - Uśmiechnęłam się, przeczesując palcami jego włosy - Tak jest idealnie
  Przygryzł wargę, co było cholernie seksowne.
  - Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem - Wyznał nagle.
  Zjechałam dłońmi na jego ramiona, przytujaląc się do niego. Odwzajemnił uścisk. Oparłam głowę o jego bark i zaczęłam składać lekkie pocałunki na jego szyi. Zesztywniał.
  - Camille... - Wyszeptał.
  Uciszyłam go. Słyszałam, że jego oddech przyspieszył i stał się nierówny. Moje wargi powędrowały do jego policzka, a chwilę później do ust. Odwzajemnił pocałunek, trzymając lekko moją twarz rękoma. Był naprawdę dobry, poczucie jego warg na moich już dostatecznie mnie podniecało. Skierowałam dłonie na jego spodnie i zaczęłam je rozpinać. Wtedy, ku mojemu zdziwieniu, nagle odsunął mnie od siebie, uważnie przyglądając się mojej twarzy.
  - Nie - Rzekł stanowczo.
  - Ale Harry... - Zaskomlałam i przysunęłam się do niego znowu - Tak bardzo cię pragnę,
  - Wiem - Odparł rzeczowo - Ale mam do ciebie dużo szacunku, więc na pewno nie będę kochać się z tobą w samochodzie przy drodze, jak z jakąś prostytutką, nie ma takiej opcji.
   - Mówiąc mi takie rzeczy sprawiasz, że jeszcze bardziej cię chcę - Odparłam.
   - Camille - Jego ton był coraz ostrzejszy - Ty też powinnaś okazać mi tyle szacunku, żeby uszanować moje zdanie. - Spojrzał na zegarek - Jest już późno, chodź, odwiozę cię do domu.
  Wykonałam polecenie. Z początku byłam wyjątkowo niezadowolona, ale im dłużej jechaliśmy tym bardziej docierało do mnie znaczenie jego słów, a złość przechodziła. On naprawdę traktował mnie poważnie. Nie chciał, żebym poczuła się wykorzystana. Żaden mężczyzna nigdy mnie tak nie potraktował. Ale jak sobie pomyślę, co mogłabym z nim teraz robić, zamiast wracać do domu...
  Boże, co ja właściwie wyprawiam?!
  Kocham. Kocham to dziwne słowo, ale myślę, że adekwatne.
  Kocham dwóch chłopaków. Z dwóch różnych środowisk, o dwóch różnych charakterach.
  Są całkowicie inni, a ja kocham ich oboje.
  Problem w tym, że żaden z nich nie mógłby tego zaakceptować, a ja nie umiem wybrać.


Camille's POV:

   Pożegnałam się z Harrym szybkim pocałunkiem i wysiadłam z samochodu. Drogę od bramy do drzwi budynku pokonałam pospiesznym krokiem, chcąc jak najszybciej znaleźć się w środku. Jeszcze zanim wejdę do domu zbieram pocztę leżącą na schodach. Gdy weszłam, rzuciłam ją niedbale na stół i poszłam wziąć prysznic.
   Justina jeszcze nie było w domu, na całe szczęście. Swoją drogą, zastanawiało mnie, jak długo mógł dyskutować z Samanthą? Nieważne. Chciałam jak najszybciej się położyć, żeby pomyślał, że śpię, gdy wróci do domu.
   Chciałam uniknąć konfrontacji z nim po dniu spędzonym z Harrym. Czułabym się winna kłamiąc mu w oczy chwilę po fakcie. Jutro będzie całkiem inna sprawa, bo dzisiejszy dzień będzie historią.
  Właściwie dziwił mnie fakt, że Justin i Harry byli na siebie tacy cięci. Styles to naprawdę miły chłopak, nie widzę powodu, dla którego miałby budować swoją popularność na Biebsie. Może uda mi się przekonać go, do zakopania topora wojennego? Muszę z nim o tym porozmawiać.
   Mentalnie uderzyłam się w twarz.  Jak niby miałam z nim rozmawiać, skoro od jutra będę non-stop pilnowana przez ochroniarza?
   Westchnęłam. Jak o tym myślę, to czuję się jak pies na łańcuchu. Nie mogę na to pozwolić i zamierzałam powiedzieć o tym jutro mojemu uroczemu współlokatorowi.
   Znalazłam w łazience czarną koszulkę Justina, od razu wsunęłam ją na mokre ciało. Ogarnął mnie piękny znajomy zapach. Uśmiechnęłam się. Cóż za ironia, że uspokaja mnie zapach osoby, z którą praktycznie cały czas się kłócę?
  Albo pieprzę. To też dobra alternatywa.
  Nagle poczułam się strasznie głodna. No tak, miałam jechać z Harrym na kolację, jednak nasze dramaty pokrzyżowały plany.
  Udałam się do kuchni i wyjęłam z szafki miskę, chwilę później wypełniając ją mlekiem i płatkami błonnikowymi.
  Spożywałam posiłek, chodząc po kuchni. Nie mogłam usiedzieć w miejscu, totalnie się nudziłam. W końcu podeszłam do stołu, na którym rozrzuciłam pocztę Justina. Skoro mieszkamy razem, to chyba nie pogniewa się, jeśli przejrzę jego listy?
  Jest ich dość sporo, ale i tak nie mam lepszego zajęcia, a moja ciekawość jak zawsze prowadzi mnie tam, gdzie nie powinna. Przeglądam głównie nazwiska nadawców, same nudy, więc odrzucam je na bok, mając pewność że nie kryje się w nich nic interesującego.
   Nagle moim oczom ukazuje się niedbale zapakowana, poplamiona paczka. Nie ma  na niej żadnych danych adresowych, więc jestem pewna, że nie przyniósł jej listonosz, lecz ktoś sam ją tu podrzucił.
   Ogarnia mnie wątpliwość, czy otworzenie jej jest dobrym pomysłem, lecz nagle dostrzegam napis, który wcześniej nie przykuł mojej uwagi. Głosi on "Justin, Camille"
   Wzdrygam się lekko. Prawie nikt nie wie, że tu mieszkam, więc nikt nie może tak po prostu pisać mojego imienia...
   Karcę się w duchu za tę panikę i jedną ręką niezgrabnie otwieram paczkę.
   W jej wnętrzu znajduję  zwykłą, ufam, że kiedyś białą, choć teraz jedynie brudnoszarą teczkę i mały pognieciony papierek. Rozwijam go. Widząc napis, marszczę brwi.
     "Trzymaj lepiej tę dziwkę na smyczy, bo nie wydaje mi się twoja. Przemyśl to, co ci wcześniej powiedziałem/ R"
    Przeczytałam to kilka razy, nadal nie rozumiejąc słów. Wsuwam rękę ponownie do paczki, upewniając się, że nie ma w niej nic więcej, po czym biorę do ręki teczkę, która wcześniej wyleciała z opakowania. W środku znajduje się zestaw niewielkich fotografii, wszystkie odwrócone tyłem.
   Patrzę, co przedstawiają.
   W tym momencie miska wypada mi z ręki a usta w cichym okrzyku kształtują się w literę "O". Zamieram. Nie wiem, ile czasu trwało, zanim doszłam do siebie, ale to, co zobaczyłam przeszło wszelkie moje oczekiwania.
   Przysłano plik około dziesięciu zdjęć. Na każdym z nich widać mnie z Harrym. Na większości się przytulamy lub całujemy.
   Wszystkie fotografie zostały wykonane dzisiaj.
    Jak to możliwe?!
   Mój organizm zaczyna wypełniać gniew.
  Kto do cholery chciałby podrzucić to Justinowi? I po co? Żeby zepsuć mi z nim relacje? A może raczej po to, żebym cierpiała?! Bo, gdyby on je zobaczył, to na pewno bym ucierpiała, myślę, przywracając wspomnienie, gdy mnie popchnął tak mocno, że straciłam równowagę.
  Kto życzy mi tyle nieszczęścia, żeby śledzić mnie, zrobić te zdjęcia i jeszcze je wysłać?
   Zerkam ponownie na mały papierek.
   "Trzymaj lepiej tę dziwkę na smyczy, bo nie wydaje mi się twoja. Przemyśl to, co ci wcześniej powiedziałem/R"
  Kto do cholery...
  " R "
  Przecież...
  Czuje, że moje serce nagle przestaje bić, a z twarzy odpływa cała krew.
  Boże...
  To Rick.

***

  Cieszę się, gdy wreszcie udaje mi się posprzątać bałagan, jaki narobiłam rozlanym mlekiem i potłuczoną miską. Chcę jak najszybciej położyć się do łóżka i zapomnieć o całym dzisiejszym zdarzeniu.
   Zdjęcia oczywiście zabrałam, nie dopuszczę Justina do znalezienia ich. Póki co znajdują się w mojej sypialni, jeszcze nie wymyśliłam, co z nimi zrobię. Cieszę się, że dotarłam do tego przed nim. Moja wrodzona ciekawość jednak czasem się na coś przydaje. Byłabym martwa gdyby Justin zobaczył.
   Siadam na swoim łóżku i biorę do ręki telefon. Mam nieprzeczytane wiadomości od Justina i Harry'ego. Na moje usta mimowolnie ciśnie się drwiący uśmiech. Zachowuję się, jakbym miała dwóch chłopaków, a oni nawzajem nie mają o niczym pojęcia, jednak równo mi na nich zależy.
   - Jebana intrygantka - obrażam samą siebie na głos.
   Najpierw odczytuję SMS-a od Biebera, w końcu jego nie widziałam dłużej, a fakt, że nie ma go w domu tak długo nieco mnie niepokoił. Przecież coś mogło się stać albo Rick...
  Zaraz, zaraz.
  Rick napisał na tym małym papierku w paczce,  "Przemyśl to, co ci wcześniej powiedziałem". Znaczy, że musieli wcześniej rozmawiać.
   Ogarnęło mnie dziwne uczucie przerażenia.
   A co jeśli Justin też jest przeciwko mnie? Jeśli to wszystko to jakaś gierka, której zasad nie rozumiem? Nie chcę zostać skrzywdzona po raz kolejny.
   Odpycham od siebie wszystkie te myśli i odczytuję wiadomość.

  Od: Bieber
  Mam nadzieję, że się beze mnie nie nudzisz.

 Przewracam oczami i odczytuję następną.

  Od: Bieber
  Jak wrócę, wynagrodzę ci to, że musisz być teraz sama, obiecuję.

  Przykładam sobie rękę do czoła, w zastanowieniu, czy on naprawdę jest idiotą, czy tylko udaje.

  Od: Bieber
  Będę za dziesięć minut, piękna

  Zerkam na zegarek. Ostatnią wiadomość wysłał dziesięć minut temu, więc w domu powinien być dokładnie...teraz. Chce mi się śmiać z niego, z jego głupoty czy raczej z tej złudnej pewności siebie.
  Wygląda na to, że to koniec wodospadu SMS-ów od Justina, więc zerkam teraz na wiadomość od Harry'ego, która, ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, jest tylko jedna.

  Od: Harry
  Przepraszam za wszystko. Mam nadzieję, że nie zniechęciłem Cię do siebie całkowicie. Pierwszy i ostatni raz przeze mnie płakałaś, obiecuję.

  Czytając to, ogarnia mnie smutek. Nie wiem, dlaczego czuje się winny, podczas gdy ja naprawdę się cieszę z tego, co dzisiaj między nami zaszło. Dużo się o nim dowiedziałam. Nie wykorzystał mnie, mimo że mógł, właściwie się o to prosiłam. Podczas gdy zachowywałam się jak zwykłe dziwka, on spojrzał mi w oczy i zadeklarował, że ma do mnie szacunek.
  Imponował mi, naprawdę mi imponował. I byłabym nieszczera, gdybym nie przyznała, że go pragnę.
   Zaczynam odpisywać, kiedy słyszę silnik samochodu za oknem.
 
  Do: Harry
  Harry, zrozum, że ja się bardzo cieszę z tego, jak spędziłam z tobą czas. Uwielbiam cię i nigdy nie jestem Tobą w pełni nasycona. Wiesz o tym. xoxo

  Kliknęłam "wyślij" w momencie, w którym usłyszałam miękki, znajomy głos:
  - Dlaczego moja ulubiona wiedźma jeszcze nie śpi? - Twarz Justina wykrzywiona w drwiącym uśmiechu pojawiła się w drzwiach - Tęskniłaś?
  Wywróciłam oczami, na co cmoknął z niezadowoleniem.
  - Bieebz, myślałam, że zanudzę się tu na śmierć - Skłamałam.
  - W takim razie dobrze, że wróciłem - Podszedł, pochylił się i złożył na moich ustach pocałunek, który chętnie odwzajemniłam. Czując to, położył rękę na moim udzie i w rytm naszych wargi, przesuwał ją coraz dalej w górę.
  - Właściwie - Przerwałam, bezceremonialnie odsuwając jego twarz od mojej dłonią - To już się nie nudzę, bo idę spać. Dobranoc!
  Wskoczyłam pod kołdrę, na co teatralnie skrzyżował ręce na piersi, udając niezadowolenie. Myślał, że żartuję. Kiedy jednak zauważył, że nie zamierzam wrócić do żadnych pieszczot, próbował protestować.
   - Ej no, mnie też się chyba coś nalezy od życia - Syknął.
   - Nie zaczynaj, bo się pokłócimy - Ostrzegłam, wzdychając zrezygnowana.
   - To ty prowokujesz kłótnię! - Warknął, rozkładając ręce.
   - Niby czym? - Odpowiedziałam równie jadowitym tonem, podnosząc się na łokciach.
   - Bo nie chcesz się ze mną teraz pieprzyć! - Wrzasnął, a ja już wiedziałam, że stracił kontrolę nad emocjami
  - To mnie zgwałć - Syknęłam prosto w jego usta. Nie spodziewał się takiej reakcji, w zasadzie sama się tego po sobie nie spodziewałam. Nie chciałam tego powiedzieć, cóż, w mojej głowie nie brzmiało to aż tak źle.Jego oczy pociemniały gniewnie, a to nigdy nie wróży nic dobrego.
   - Justin, ja... - Chciałam załagodzić sytuację.
  - Nie, w porządku - Przerwał mi, dziwnie spokojnie. Wstał, odchrząknął i kontynuował - Miałaś rację. Nie powinienem w ogóle zaczynać z tobą rozmowy, ale jestem kretynem - Pokręcił głową - I już zapomniałem, że jesteś cholernie...podłą...kurwą!
   Trzy ostatnie słowa były tak nasycone jadem, że gdyby nie trzasnął drzwiami, prawdopodobnie zdążyłby jeszcze zobaczyć szklące się w moich oczach łzy. Szybko jednak je powstrzymałam, przekonując samą siebie, że nie jestem jak "takie dziewczyny". Nie mogę płakać przez byle obelgę.
   Wiem, że przesadziłam i od razu żałuję.
   Tej nocy nie mogę zasnąć. Nie wiem, czy dręczy mnie sumienie, czy cokolwiek innego, ale wiem, że potrzebuję teraz Justina. Po prostu chcę go obok, i to właśnie zamierzałam osiągnąć.
   Wstałam, próbując nieudolnie przyzwyczaić oczy do ciemności, lecz po kilku sekundach machnęłam na to ręką i polegając jedynie na losie, żeby nie narobić hałasu, udałam się do sypialni Jusa.
   Spał. Oddychał równo, miarowo. Podeszłam bliżej, chcąc ujrzeć jego twarz. Niestety, mój wzrok ponownie zawiódł więc pomogłam sobie dotykiem. Jego rysy były łagodne,uwielbiałam, gdy nie był spięty. Nie przeze mnie.
   - Camille? - Szepnął nagle, rozbudzając się lekko - Co się stało?
   - Nic...śpij - Pogłaskałam go po włosach.
   Rozchylił lekko powieki, próbując na mnie patrzeć. Wyglądał niesamowicie seksownie.
   - Połóż się ze mną - Poprosił sennie, co oczywiście chętnie wykonałam. Od razu poczułam ciepło od jego ciała, przytulając się do nagiego torsu. Czułam się tak naprawdę bezpiecznie i gdybym mogła, zostałabym w takiej pozycji już na całe życie. Nagle zrobiło mi się smutno na samą myśl, że mogę go stracić przez ciągłe kłótnie. Potrzebowałam go. Potrzebowałam, bez względu na to, jak się zachowywałam. Ale potrzebowałam również Harrego. I to mnie zabijało.
   - Przepraszam - Szepnęłam na co w odpowiedzi usłyszałam tylko ciche mruknięcie, które i tak dostatecznie uśpiło moje poczucie winy


Camille's POV


    Poprawiałam ostatni raz makijaż, prawie gotowa do wyjścia. Kilka minut wcześniej dostałam wiadomość od Amandy, że chce się spotkać. Myśl o opuszczeniu mieszkania bardzo mi odpowiadała, tym bardziej, że już nie widziałam przyjaciółki przez dłuższy czas. Naprawdę chcę mieć z nią dobry kontakt, jest fantastyczną dziewczyną.
   Do mojego pokoju wszedł Justin. Jak to miał w zwyczaju, stanął w progu i, nie odzywając się ani słowem, po prostu obserwował moje ruchy. Sprawiał, że czułam się nieswojo, ale nie komentowałam tego. Czasem nawet podobało mi się, że nie musieliśmy rozmawiać przez cały czas. Jego towarzystwo niesamowicie mi odpowiadało.
   - Poradzisz sobie? - Wypalił nagle.
   Widząc moje zdezorientowanie, westchnął. Odwróciłam się, a on podszedł bliżej.
   - Bez ochroniarza. - Sprostował.
   - Jakiego...? - Zmarszczyłam brwi, ale szybko zrozumiałam
   - George nawalił - Syknął - Nie był w stanie sprowadzić nikogo odpowiedniego w tak krótkim czasie. Słuchaj...
    - Nie, w porządku - Zapewniłam szybko - Nigdy nie chciałam mieć ochroniarza, więc nawet lepiej, że...
     - Dobra, a teraz możesz mnie przez chwilę posłuchać? - Przerwał mi, wyraźnie zirytowany. - Wolałbym, żebyś nie poruszała się nigdzie sama, ale nie ma innego wyjścia. Nie zabronię ci wychodzenia z domu po prostu... - Urwał, wlepiając wzrok w podłogę - Uważaj na siebie, dobrze?
     Zadziwiona jego postawą, dwukrotnie zapewniłam, że będę z Amandą, więc nic mi nie grozi, po czym złożyłam szybki pocałunek na jego czole, na co wyraźnie się rozpromienił, i odwróciłam się ponownie w stronę lustra. To miłe wiedzieć, że Justin potrafi być taki troskliwy. Gdyby zachowywał się tak przez cały czas, byłabym skłonna powiedzieć, że jest idealny.
    Nagle w pokoju rozległ się dźwięk SMS-a. Sprawdziłam szybko mój telefon, ale nie zauważyłam żadnej nieodebranej wiadomości.
    - To chyba twój - stwierdziłam, ale nie dostałam odpowiedzi. Skoro już trzymałam komórkę w ręku, zaczęłam pisać do Amandy, kiedy usłyszałam za plecami cichy głos:
    - Ty mała dziwko...
    Odwróciłam się szybko, lecz niewystarczająco by uciec. Justin pchnął mnie z powrotem na krzesło, jedną rękę zaciskając na mojej żuchwie. Próbowałam się podnieść, wtedy on naparł na mnie swoim ciałem. Użyłam całej swojej siły aby go zepchnąć, jednak bez skutku.
   - Spójrz na mnie - Polecił, co od razu wykonałam.
    Jego twarz była cała czerwona z gniewu, a szczęka mocno zaciśnięta. Jego oczy pociemniały. W tamtej chwili nie byłam pewna, kim jest. Wiedziałam tylko, że się go boję. Bardziej niż czegokolwiek.
     - Naprawdę zrobiłaś mi taki numer - Kręcił głową z wyraźną pogardą w oczach. Nie chciałam widzieć go w takim stanie. Jedyne, czego pragnęłam, to żeby się uspokoił. - Nie mogę w to uwierzyć.
    Jego zaciśnięta dłoń sprawiała mi coraz większy ból, choć starałam się tego nie okazywać.
    - Nie wiem...o czym...mówisz - Udało mi się wykrztusić.
    Zaśmiał się nerwowo.
     - To ja cię zaraz uświadomię, proszę bardzo - Wolną ręką zaczął grzebać w swojej kieszeni. Po upływie kilku sekund wyjął z niej swój telefon. Jeździł po ekranie palcem przez chwilę, po czym odwrócił ekran w moją stronę.
    Zamarłam. Wysłano do Justina zdjęcia, moje z Harrym. Trzy fotografie z ostatniej nocy, w dostatecznie bliskim kontakcie fizycznym. Już nawet nie miała siły wymyślać żadnego wytłumaczenia. Po prostu siedziałam tam, czekając na dalszy przebieg wydarzeń.
    Wiedziałam. Wiedziałam, że narobię sobie przez Harry'ego problemów. Dlaczego nie mogłam wtedy tego zrozumieć?
    Bo jesteś idiotką, podpowiada głos w mojej głowie. Wiem, że ma rację. Westchnęłam.
   - Justin to nie jest to, na co wygląda. - Starałam się mówić najspokojniej jak mogłam - Proszę, uspokój się, porozmawiajmy.
   W tym momencie na mój policzek spadło mocne uderzenie jego ręki. Jako, że nie byłam na nie przygotowana, spadłam z krzesła, łapiąc się żałośnie za piekące miejsce.
   - Z tobą się nawet nie da rozmawiać! - Wrzasnął, przeczesując nerwowo włosy. Znieruchomiał na chwilę patrząc w sufit. Miałam wrażenie, że próbuje się uspokoić. Jednak szybko zorientował się, że wpatruję się w niego wyczekująco, więc pospiesznie podszedł do mnie i ponownie chwycił za żuchwę, usadzając mnie z powrotem na krześle.
   - Ja już nawet nie wiem, jak mam do ciebie mówić, żebyś zrozumiała - Powiedział szeptem, usilnie starając się złapać kontakt wzrokowy. - Ale się poddaję. Dlaczego nie możesz po prostu zachowywać się normalnie?
   - Justin, puść - Zaskomlałam - To boli.
   Zignorował moją prośbę, więc szybkim ruchem chciałam go od siebie odepchnąć, lecz ta próba zakończyła się porażką. Wtedy chłopak uwolnił moją żuchwę, a zacisnął swoje dłonie wokół moich nadgarstków, na co tylko jęknęłam z bólu.
   - Nie mogę zrozumieć twojego zachowania - Kontynuował, kręcąc głową - Może niesłusznie wyciągnąłem cię z burdelu, Camille? Wydaje mi się, że pasujesz do takiego miejsca. Bo cały czas zachowujesz się jak jakaś..pieprzona...dziwka!
   Poczułam mocne ukłucie w sercu. Nie chciałam go dłużej słuchać. Ranił mnie, i myślę, że dobrze o tym wiedział. Ostatnia próba. Podniosłam nogę i wymierzyłam mu kopniaka w brzuch. Udało się! Puścił moje nadgarstki i złapał się za bolące miejsce, kaszląc. Wykorzystałam moment, zabrałam torebkę i pobiegłam w stronę drzwi wyjściowych. Przemierzając salon, usłyszałam za sobą kroki.
   - Stój, kurwa! - Zagrzmiał zdenerwowany głos Justina.
   Ale nie mogłam się już zatrzymać. Dotarłam do drzwi i w momencie, w którym za nie pociągnęłam, tuż koło mojej głowy z hukiem rozbiła się butelka, która wciąż była do połowy wypełniona wódką. Podskoczyłam wystraszona. Nim zorientowałam się, co się dzieje, chłopak był tuż przy mnie, ponownie napierając swoim ciałem na moje.
   - Czy ty jesteś normalny? - Krzyknęłam prosto w jego twarz - Mogłeś mnie zabić!
   - Zamachnij się na mnie ponownie, a wróci to do ciebie ze zdwojoną siłą. - Oznajmił z drwiącym uśmiechem, jakby nie słyszał moich słów. - Rozumiemy się?
    Wpatrywałam się w jego twarz, cały czas walcząc z jego pewnym siebie spojrzeniem. Zmarszczyłam brwi.
    - Nie dostałem informacji zwrotnej - Wyjaśnił.
    - Tak, rozumiem. Rozumiem wszystko, co mówisz - Odparłam szybko.
    - Czyżby, Camille? To znaczy, że rozumiesz, dlaczego jestem na ciebie zły? - Podniósł brwi
    - Tak, Justin. - Westchnęłam - Zdenerwowałam cię, bo pocałowałam Harry'ego. Ale to był błąd - Objęłam jego twarz dłońmi - Nigdy więcej tego nie zrobię.
    - Po pierwsze, nie dotykaj mnie - Syknął tak chłodno, że przeszedł mnie dreszcz. Posłusznie opuściłam ręce. - Po drugie, oo, oczywiście, możesz być pewna, że nigdy więcej nie zrobisz czegoś takiego.
    Nie mam pojęcia, co miał na myśli. Jego spojrzenie było tak hipnotyzujące.  Mimo, że był ekstremalnie zdenerwowany, pozostaliśmy w bliskim kontakcie fizycznym, ponieważ napierał na mnie całym ciałem, przyciskając mnie do ściany. I choć w tamtej chwili skrajnie mnie przerażał, niesamowicie go pragnęłam.
   Czując na sobie jego oddech, wygięłam plecy w łuk. Zauważył to i zaśmiał się lekko. Ale to nie był jego słodki, dźwięczny  śmiech. Była to krótka melodia przesączona kpiną.
   Mimo tego, objął mnie ramionami i złożył delikatny pocałunek na mojej szyi. Jęknęłam.
   - Wiesz, Camille - Szepnął uwodzicielsko, na co się rozpłynęłam - Myślę, że nie jestem wystarczająco dobry dla ciebie. Ale cokolwiek się nie stanie, pewnego dnia stanę się jedynym, którego potrzebujesz. Zmienię cię, rozumiesz? Nie będziesz się dłużej zachowywać jak dziwka. Staniesz się prawdziwą kobietą, która potrzebuje do szczęścia tylko jednego mężczyzny. Ja będę tym mężczyzną. Jest to dla ciebie wystarczająco jasne?
   Oburzona, odepchnęłam go od siebie. Nie był na to przygotowany, bo jego ciało nie postawiło oporu.
   Spojrzał na mnie zdziwiony.
   - Co do...?
   - Jak śmiesz nazywać mnie dziwką?! - Wrzasnęłam. Nie panowałam już nad swoimi emocjami. Do oczu napłynęły mi łzy - Może to sposób, w jaki jestem. Jeśli nie potrafisz tego zaakceptować, to przepraszam, ale nie mogę się zmienić. Nie potrafię  - Pokręciłam głową, patrząc w podłogę. Za chwilę podniosłam wzrok na niego - Ale wiesz co? Chyba dlatego cały czas spotykam się z Harrym. Bo on nie próbuje mnie zmieniać, chce, żebym była dobra i, przede wszystkim, szczęśliwa. To jedyne czego pragnę i jedyne, czego ty nie możesz mi dać, prawda?
   Milczał, przyglądając się tylko mojej twarzy. Nie miałam zamiaru mówić już nic więcej. Justin westchnął cicho i przygryzł na chwilę wargę.
   - Camille, nie płacz - Powiedział łagodnie, a to było ostatnie, czego mogłabym się po nim spodziewać. Zrobił krok w moją stronę, na co się odsunęłam na tyle, na ile było to możliwe. Zrozumiał, stanął w miejscu. - Posłuchaj, źle mnie zrozumiałaś. Ja tylko...
    - Cały czas źle cię rozumiem, cóż za ironia, nieprawdaż? - Zasyczałam - Justin, całe nasze wspólne życie to jedno wielkie niedopowiedzenie! Może po prostu do siebie nie pasujemy? Może...
   - Zamknij się, kurwa! - Wrzasnął. Jego zmiany nastrojów powodowały dreszcze na moim ciele. Zaczął pospiesznie przechadzać się po pokoju. Wręcz kipiał ze złości - Ciągle to robisz, prowokujesz kłótnie! Myślisz, że tego nie widzę?! Chcesz, żebym był ciągle zdenerwowany, chcesz...
   - Żebyś mnie krzywdził? - Dokończyłam za niego, na co znieruchomiał. Obdarzył mnie tak rozczarowanym spojrzeniem, że serce pękło mi na milion kawałków. Chyba zorientował się jak wygląda, bo odchrząknął i rzucił:
    - Z reguły nie mam szacunku do dziwek.
   - A ja do ćpunów i alkoholików! - Wrzasnęłam, lecz nim zdążył zareagować, zamaszystym ruchem otworzyłam drzwi i wybiegłam z domu, zostawiając go samego ze swoimi myślami.


   Chodziłam po ulicach, zupełnie bez celu. Powinnam już być w kawiarni, zakładam, że Amanda tam czeka. Ale musiałam poukładać myśli, to nie był dobry moment na spotkanie z przyjaciółką. Później jej wszystko wyjaśnię, liczę, że zrozumie.
   Naprawdę nie wiem, co robię źle. Chciałabym być szczęśliwa z Justinem. On jest taki idealny, myślę, że naprawdę go kocham. Coś dziwnego nie pozwala mi od niego odejść. Zresztą, żadna cząstka mnie tego nie chce, choć czuję, że tak byłoby rozsądniej. Nie jestem pewna, czy odbyliśmy chociaż jedną rozmowę bez kłótni, odkąd się znamy. Chcę tylko, żeby był szczęśliwy, bo ja na szczęście nie zasługuję.
   Może miał rację, może jedyne, do czego się nadaję, to sprawianie mężczyznom przyjemności. Choć ta myśl boli, nie mogę jej wykluczyć. Justin niszczy moją pewność siebie. Ale potrzebuję go bardziej niż kogokolwiek innego.
   Przed oczami przemknął mi obraz Harry'ego. Znam go znacznie krócej i nadal nie wiem, na jakiej płaszczyźnie mu się podobam, ale jest dla mnie ważny. I jest cholernie pociągający, a do tego ma do mnie szacunek, którego od Justina nawet nie śmiem oczekiwać.
   I Harry nigdy nie podniósłby na mnie ręki, podpowiada mi podświadomość.
   No i co z tego? Nie mogę potępiać Biebera, zasługuję na cierpienie. Powinnam być mu wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobił. Powinnam pomóc mu odbić się od dna, na którym się w tym momencie znajduje. Jestem mu to winna.
   Zatrzymałam się i wyprostowałam.
   To jest myśl, tak właśnie zrobię. Wrócę do domu, przeproszę Justina i powiem mu to wszystko. Wszystko, co chcę dla niego zrobić i jak bardzo chcę być częścią jego życia. Wybaczy mi błędy, możemy być razem szczęśliwi. Powinnam również zerwać kontakt z Harrym, ale...przedyskutuję tę kwestię z Bieberem.
    Uparta w swoim przekonaniu, chciałam podążyć w stronę posiadłości Justina, kiedy na moich ustach zacisnęła się czyjaś ręka. Poczułam dotyk zimnej stali na szyi. Zadrżałam, a moje ciało ogarnęło przerażenie. Choć za wiele wtedy nie myślałam, gdy usłyszałam za sobą ten głos, wszystko stało się jasne:
   - Czego w zdaniu "należysz do mnie" nie rozumiałaś, gwiazdo? - Szepnął.
   Zdążyłam jeszcze poczuć dotyk jego obrzydliwych wąsów na policzku, zanim mocne uderzenie czymś ciężkim w głowę pozbawiło mnie przytomności.


             

4 komentarze:

  1. nienawidze Ricka
    ale kocham to ff <3
    dodaj szybko następny

    OdpowiedzUsuń
  2. NIECH TEN ZJEB SIĘ OD NIEJ ODWALI, BO SAMA OSOBIŚCIE GO WYKASTRUJE!
    A co do Cam to niezłe z niej ziółko :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham to, z jakimi emocjami odbierasz moje fanfiction <3 <3

      Usuń
  3. hahhahaha czekałam na powrót Rika :D to mój crush :D taki słodki gówniak. Osobiście też nie lubię jak ktoś przywłaszcza sobie moje rzeczy, więc rozumiem jego sytuacje :P

    OdpowiedzUsuń