piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 10: Today I got a million. Tomorrow, I don't know

Harry's POV:

  W swoim życiu byłem wielokrotnie stawiany przed trudnymi wyborami. Nie raz musiałem wykazać się zdrowym rozsądkiem, już nawet jako dzieciak. Lecz ze wszystkich sytuacji udawało mi się wybrnąć. Teraz jest zupełnie inaczej. Pierwszy raz w życiu kompletnie nie wiem, co mam robić.
   Nie przespałem całej nocy, próbując coś wymyślić na zmianę z wydzwanianiem do Camille. Bez skutku.Teraz, kiedy wstał nowy dzień, wiem, że muszę działać. Tylko, że nie mam pojęcia, od czego zacząć.
    Dlaczego jakiś psychol miałby w ogóle porywać Camille?
    Czy ktokolwiek jej groził?
    Czy taka sytuacja zdarzyła się w przeszłości?
    Nie znam odpowiedzi na te nurtujące go pytania. Jednakże znam osobę, która mogłaby pomóc mi odpowiedzieć.
    Szkoda, że to ostatnia osoba na którą chciałbym patrzeć.
     Spędziłem kilka godzin na rozważaniu wszystkich "za" i "przeciw" zanim ostatecznie wsiadłem do samochodu. To było jedyne wyjście.

                  *         *          *

    Dom Biebera znajduje się niecałe pół godziny jazdy samochodem od mojego, choć dzisiaj każda minuta wydaje się być jak wieczność. Konfrontacja z nim nie była mi na rękę, ale nie mogłem zbagatelizować telefonu od nieznajomego.
    Ciągle mam w głowie krzyk Camille. Muszę pozbyć się go z myśli, żeby móc zachować zdrowy rozsądek.
    Co właściwie mu powiem?!
    Zrozumiałem, że nie mam czasu na wymyślanie prawdopodobnych scenariuszy konfrontacji z Bieberem, gdy przed moimi oczami pojawiła się jego willa. Westchnąłem, widząc zmierzającego w moim kierunku ochroniarza. Wysiadłem z samochodu.
   - Dokumenty - rzucił szorstko.
   - Niech pan posłucha, naprawdę muszę spotkać się z Bieberem. To niesamowicie ważne.
   Zabrzmiałem zdecydowanie zbyt błagalnie, ale to nie miało znaczenia. Ostatnie, czego chciałem, to przepychanka słowna z czymś w rodzaju dozorcy. Przez chwilę wyglądał jakby studiował moją twarz. Chyba znalazł na niej swoją odpowiedź, bo przewrócił oczami i spytał od niechcenia:
  - Na pewno nie przyprowadziłeś ze sobą mediów?
   Skrzywiłem się na to idiotyczne pytanie. W której kieszeniu niby ich schowałem, Panie Inteligenty?
   Jednak grzecznie zaprzeczyłem, zachowując wszystkie uwagi dla siebie. Mężczyzna pokiwał przez chwilę głową, po czym wpuścił mnie do środka. Zostawiłem samochód za bramą, do drzwi doszedłem na nogach. Były otwarte, więc wszedłem jak do siebie.
    To mieszkanie wydawało się takie...puste. Byłem tu nie jednokrotnie i za każdym razem odnosiłem takie samo wrażenie. Wyjątkowo nieprzyjemne miejsce.
    Podążyłem głównym korytarzem, nie napotykając żywej duszy. Wszedłem do salonu.
    Panował tu istny chaos. Wszędzie na podłodze i stole walały się butelki, puste, niektóre do połowy pełne i opakowania, jakby po jedzeniu na wynos. Kanapa była brudna, cała w tłuste plany. Niewykluczone, że ktoś rozlał na niej trunek. Podświadomie wytarłem dłonie o spodnie. Przebywanie w takim miejscu nie należało do moich ulubionych zajęć.
    Czyżby odbywał się tu wczoraj męski wieczór? Pokręciłem głową sam do siebie. Jego-chyba-dziewczyna zostaje porwana a on urządza sobie popijawę? To takie typowo w jego stylu.
    Nagle usłyszałem szelest gdzieś po prawej stronie, na co instynktownie, lekko zdezorientowany, odwróciłem się. W progu pewnych drzwi stał Bieber, zasłaniając się ręką jakby przed słońcem. Wyglądał okropnie, nawet jak na niego. Miał na sobie tylko szorty, zdecydowanie za nisko opuszczone, również całe w tłustych plamach. Włosy zupełnie nieułożone, chciałoby się wręcz powiedzieć, każdy w inną stronę. Na pierwszy rzut oka widać, że nawet nie brał prysznica wczorajszego wieczora. Opierał się o futrynę. Jego widok przyprawił mnie o mdłości, mimo tego starałem się załatwić wszystko jak należy.
    - Posłuchaj, wygląda na to, że mamy problem... - Zacząłem rzeczowo. Nie było mi dane skończyć, ponieważ Bieber podniósł palec drugiej ręki, tej, którą się nie zasłaniał i wydał z siebie niemal szeptem:
    - Ciiiiiiiiiiii
   Po czym przeszedł chwiejnym krokiem w stronę kuchni, zostawiając mnie na kilka sekund samego, zdziwionego w brudnym salonie. No, świetnie.
   Szybko jednak poszedłem za nim. Akurat gdy wszedłem, był w trakcie nieudolnego otwierania butelki z piwem. Ręce mu się trzęsły. Stanąłem z boku, obserwując to z bezpiecznej odległości.
    - Na kaca polecałbym raczej koktajl zamiast tego - Zasugerowałem.
    Bieber patrzył w przestrzeń. Na dźwięk moich słów prychnął lekceważąco i się uśmiechnął, nadal wgapiając się tępo w ścianę. Lecz to nie był jeden z przyjaznych uśmiechów. Bardziej taki mówiący  "Naprawdę próbujesz mówić mi, jak mam żyć?". Wziął dużego łyka i przez chwilę zastanawiałem się, czy nie przykleił się do tej butelki. Odstawił ją po chwili z hukiem na blat, wydając przy tym głuche sapnięcie. Wtedy pierwszy raz na mnie popatrzył.
   - Usiądź - Zaproponował, wskazując głową krzesło barowe naprzeciw siebie, po przeciwnej stronie blatu.
   Posłuchałem. Obserwował mnie przez cały czas, gdy szedłem w tę stronę. Butelka, którą obracał w rękach, zatoczyła za duże kółko i się przewróciła. Złapał ją, zanim trunek całkowicie się wylał, jednakże większa zawartość butelki wylądowała na jego szortach. Jeśli nawet się tym przejął, nie dał nic po sobie poznać.
   Usiadłem tuż na przeciwko niego, żebyśmy mogli spotkać się twarzą w twarz. Przyglądał mi się chwilę bez słowa, a i ja nie zamierzałem ponownie zaczynać rozmowy. Choć było to poniekąd niezręczne, dał mi czas na przeanalizowanie swojej postawy. Zapijaczony gwiazdor, jak to typowo brzmi.
    Nagle pokręcił głową i na jego twarzy pojawił się uśmiech pogardy. Skrzywiłem się lekko, nie wiedząc, co chodzi mu po głowie. Sekundę później spojrzał mi w oczy i podzielił się swoimi myślami:
   - Tylko spójrz na nas - Nakazał, machając dramatycznie ręką przed moimi oczami - Jesteś taki...idealny. A ja...wyciągnąłem ją z gówna, a wsadziłem w jeszcze większe. Jesteśmy jak dwa pierdolone światy. Nic dziwnego, że wybrała ciebie.
   I choć, powinienem uznać to za komplement, coś w tonie jego głosu wywołało we mnie poczucie winy. Był...smutny? To nie podobne do Biebera. Nie bywał smutny, tylko wściekły. A wtedy nie ucinał sobie pogawędek z wrogiem, tylko okładał się pięściami.
   - Zaraz... - Wróciłem na ziemię - Co mówiłeś na temat "wyciągnięcia jej z gówna"?
   Przyglądał mi się tępo. I wtedy zrozumiałem. On nie tylko był pijany. On był na haju.
   - Posłuchaj... - Podjąłem rozmowę.
   - Nazwałem ją dziwką - Przerwał mi. Podniosłem ze zdziwieniem brwi. Już wiem, że dziś nie dojdę z nim do porozumienia.
   - Dlaczego jej nie bronisz? - Spytał, przekrzywiając nienaturalnie głowę w lewo. Nie spuszczał ze mnie oka.
   Wzruszyłem ramionami i położyłem ręce na blacie.
   - Nie będę rozliczał cię z twoich przewinień, ale... - Zawahałem się - W takiej chwili musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy naprawdę ją kochasz.
   Widziałem jak lekko się wzdrygnął na dźwięk słowa "kochasz". Chwilę potem jednak się wyprostował i rzekł stanowczo:
   - Więc i nie ty będziesz mnie rozliczał z pierdolonego sumienia.
   - Słuchaj, musisz ze mną porozmawiać...
   - Ja naprawdę nigdy nie miałem zamiaru jej skrzywdzić - Zaskomlał, ujmując moją dłoń - Proszę, uwierz mi, Dom.
   Uwolniłem rękę z jego uścisku, który wydawał mi się co najmniej niezręczny. Pomijając fakt, że nazwał mnie imieniem kogoś innego, zesztywniałem. Nie to był teraz największy problem:
   - Co masz namyśli mówiąc, że ją skrzywdziłeś? - Wycedziłem przez zęby.
   Justin nerwowo kręcił głową, przecierając oczy.
   - Ja naprawdę nie chciałem, żeby do tego doszło...Ja naprawdę.
   - Dosyć! - Krzyknąłem, na co Bieber powoli zasłonił dłońmi uszy jak dziecko podczas kłótni rodziców. Doskoczyłem do niego, nie mogąc dłużej kontrolować emocji - Camille jest w poważnym niebezpieczeństwie, a ty nawet nie próbujesz jej pomóc! Nie masz prawa posądzać jej o to, że wybrała mnie.
   Jego oczy złagodniały, choć nadal były nieobecne. Ciężko oddychał. Zorientowałem się, że trzymam go za ramiona, co było kompletnie nie w moim stylu. Odsunąłem się o krok. Ta rozmowa i tak nie miała już sensu.
   - Idź się połóż - Poleciłem. - I nie ćpaj więcej.
   Pokiwał głową. Na wszelki wypadek odprowadziłem go do sypialni. Położył się na łóżku i znieruchomiał, zupełnie bez powodu.
   Wychodząc, uświadomiłem sobie, że całe przedstawienie, jakie miało miejsce przed chwilą, było bezcelowe. Bieber nie wie więcej ode mnie, a nawet jeśli, to niespecjalnie się tym przejmuje. Jestem zdany tylko na siebie i na nadzieję, że zdążę coś wymyślić, zanim Camille zostanie skrzywdzona.

2 komentarze:

  1. Tylko 3 ? :'( Biedna Cam. Śmiać mi się chce z Biebera :') xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko 3 ? :'( Biedna Cam. Śmiać mi się chce z Biebera :') xd

    OdpowiedzUsuń