sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 12: Without you, I feel broke, like I'm half of a whole.

    Camille's POV:

  Obraz przed oczami miałam ciągle niejasny i rozmazany, ale słyszałam głosy. Najgrubszy Ricka i znacznie cieńszy którejś z dziewczyn. Musieli być w tym samym pokoju, w którym leżałam.
  - Podwiozę was tam na dziewiętnastą. Wszystkie macie mieć stroje i makijaże, bo stylistka ma chorobowe, a ja nie będę zawracać sobie tym dupy - Wyjaśnił szef.
   W tle zabrzmiały ochocze, lecz sztuczne potakiwania. Rozległy się kroki i nagle mocna ręka chwyciła mnie za włosy, przez co pociągnięto całą moją głowę do góry. Pisnęłam z bólu, bo nie miałam już siły krzyczeć.
  - Za parę miesięcy, ty też, gwiazdo, będziesz mogła występować - Obleśny zarost Ricka dotknął mojej twarzy.
   Nie czekał na odpowiedź, zresztą, i tak nie byłabym w stanie mu jej udzielić. Puścił moje włosy, pozwalając głowie z impetem uderzyć w podłogę.

   Justin's POV:

  Słyszę jak drzwi otwierają się z hukiem. Już prawie się przyzwyczaiłem do ciągłych wizyt Stylesa w moim mieszkaniu. Jego obecność tutaj jest tak cholernie groteskowa, więc gdyby nie sytuacja, w jakiej się znajdujemy, pewnie bym się roześmiał.
   Zmierzył mnie długim, wyczekującym spojrzeniem, po czym stwierdził:
   - Musimy ją znaleźć.
   - Co za Sherlock - Przewróciłem oczami.
   Zmarszczył brwi.
   - Nie powinieneś dziwić się, że to mówię. Zachowujesz się, jakby nie obchodziło cię to, co się stało...
   - Bo mnie to, kurwa, nie obchodzi - Wrzasnąłem, patrząc mu prosto w oczy. - Tak! Mam to głęboko w dupie, bo ta wstrętna dziwka po raz kolejny nas testuje!
   Widziałem, że wyczekiwał aż powiem więcej. Albo może aż się uspokoję. Nie wiem, tak czy inaczej, postanowiłem spróbować.
   Usiadłem na kanapie, a on razem ze mną. Nie spuszczał ze mnie wzroku.
   - Dostałem dzisiaj dziwny telefon - Wyznałem, pocierając czoło. - Dziewczyna, mówiła zupełnie bez ładu. Wtedy zrozumiałem, że Cam nas wkręca. Chce, żebyśmy wyrywali sobie włosy z głowy, martwiąc się o nią. Ale dosyć tego, kurwa, nie będę się przed nią płaszczyć.
   - Co ty masz z głową, człowieku? - Styles spojrzał na mnie z wytrzeszczonymi oczami, jakbym własnie wyznał mu, że jestem Szatanem. - Po co miałaby to robić?
   - Bo jest głupią...
   - Przestań! - Warknął. Nadal nie mogłem przyzwyczaić się do tego, że podnosił na mnie głos. - Wiem, co słyszałem. Rozmawiałem z facetem, a potem usłyszałem jej krzyk. Skąd wzięłaby faceta, który zgodziłby się zastraszać przez telefon jedną z najbardziej wpływowych osób na świecie? I czy naprawdę tak by się fatygowała, tylko po to, żebyśmy się martwili?
   - Jak by zrobiła mu laskę, to co się dziwić - Wzruszyłem ramionami. Harry uderzył pięścią w stół i wstał, co również było do niego niepodobne. Chodził przez chwilę po salonie, przeczesując włosy. Nie zamierzałem odzywać się pierwszy, jesteśmy w moim domu, więc może w każdej chwili z niego wyjść, jak mu się coś nie podoba.
   Po kilku długich minutach, oznajmił:
  - Jedziesz ze mną.
 - To nawet nie jest pytanie - Parsknąłem.
 - Bo nie pytam cię o zdanie - Wyjaśnił. - Nie poradzę sobie sam. Możesz nie wierzyć w jej słowa, ale jeśli ją znajdziemy, powiesz jej, co o tym myślisz i wyrzucisz z domu. Ale proszę, nie zostawiaj mnie z tym. Musimy to załatwić.
  Brzmiał tak żałośnie błagalnie, że z trudem stłumiłem śmiech. Spojrzałem na niego; wyraz twarzy miał równie żałosny. Podniosłem ręce w geście poddania:
  - Dobra, już dobra. Od czego zaczynamy?

  ****

  Zatrzymaliśmy samochód pod klubem, w którym spotkałem Cam po raz pierwszy. Być może, przy odrobinie szczęścia, gdzieś tam znajdziemy Ricka i dostaniemy jakieś wyjaśnienia, a wtedy Styles da sobie spokój z tym całym gównem. Spojrzałem na niego. Widziałem, że jest zdenerwowany, nie umiał się z tym kryć. A im bardziej się starał, tym gorzej mu to wychodziło.
  Złapał mój wzrok, odchrząknął i spytał:
  - Tooo...jaki własciwie mamy plan?
  - Ty tu jesteś szefem operacji - Zażartowałem, na co tak rozszerzył oczy, że miałem wrażenie jakby miały mu wypaść z orbit. - Dobra, wyluzuj. Wchodzimy i szukamy Ricka.
  - Kogo? - Zmarszczył brwi.
  - Duży, obleśny, z zarostem. - Wyjasniłem, przewracając oczami.
  Kiwnął głową i opuścił samochód.
  Wewnątrz klubu było dokładnie tak, jak ostatnim razem: brudno, nieprzyjemnie, dziwnie.
 Miał jakąś wyjątkowo obrzydliwą aurę, której nie mogę wyjaśnić. Wszystko tu świeciło i błyszczało, co bardzo mnie denerwowało.
   Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zauważyłem, że Harry robi to samo.
   - To na nic - Podsumowałem. - Chodź, napijemy się drinka i postaramy nie rzucać w oczy, a może wszystko samo się rozwiąże.
   Kiwnął głową i, o dziwo, od razu za mną poszedł. Jego zachowanie tak diametralnie się zmieniło, a to wszystko za sprawą Cam.  Niesamowite, jak ta dziewczyna miesza w życiu.
   Barman postawił przed nami po kieliszku czystej. Zdążyłem zauważyć krótki przebłysk wahania na twarzy Stylesa. Zaśmiałem się, na co odpowiedział:
    - Któryś z nas musi prowadzić.
   - Nie tłumacz się, stary - Przewróciłem oczami, nadal się śmiejąc.
   Spędziliśmy tam trochę czasu, nie rozmawiając za dużo. Właściwie, prawie w ogóle. Wpatrywałem się w prawie nagie szmaty tańczące na scenie. Gdy muzyka zaczęła cichnąć, wszystkie zeszły z pola widzenia. Na ich miejscu pojawiła się blondynka w czerwonej spódniczce mini z mikrofonem w ręku.
    - A teraz czas na występ, na który pewnie większość z panów czeka z niecierpliwością - Powiedziała sztucznym głosem z jeszcze sztuczniejszym uśmiechem. - DrrrrrrragonGirrrrrrrls!
   Zagrzmiały oklaski i wiwaty, przez chwilę miejsce, w którym się znajdowaliśmy, przestało przypominać klub go go. Na scenę wyszło kilka dziewcząt, rozpoznałem dwie z nich. To grupa, w której tańczyła Cam.
   Styles patrzył na mnie pytająco, najwyraźniej zdziwiony reakcją "publiczności". Nie musiałem odpowiadać; w tym samym momencie rozległo się skanowanie "Fa-rre-lly" przez dobre dwie minuty. Dziewczyny na scenie zaczęły już wyglądać na nieco zmieszane, nie wiedząc, co robić. Krzyki zagłuszały im muzykę.
  - Cam z nimi tańczyła - Rzuciłem do Styla, mimo że było to cholernie oczywiste. - Była najlepsza.
  Posłał mi jedno z tych spojrzeń, które posyłają dziewczyny  do swoich partnerów, gdy są złe. Nie mogłem się nie zaśmiać.
   Wtedy na środek sceny wyszedł Rick. Jego spięte ciało zdradzało zdenerwowanie, mimo że walczył o zachowanie pozorów spokoju twarzą. Wręcz wyrwał blondynie mikrofon.
   - Proszę państwa, nasza gwiazda, niestety, nie mogła się dzisiaj pojawić - Wyjaśnił. - Robi karierę w Hollywood, ale nie martwcie się, wróci do nas w ciągu miesiąca.
  - Co za gówno - Prychnąłem. - Karierę w Hollywood, tak?
  - To ten Ralph, o którym wspominałeś?
  Zmarszczyłem brwi, ale właściwie po co miałbym go poprawiać?
   - No.
  Dragon zszedł z podestu i zniknął gdzieś, a dziewczyny mogły rozpocząć show bez problemów. Minęło dobre pół godziny, gdy zeszły na przerwę. To był ten moment.
  - Czekaj na mnie. - Rzuciłem do Stylesa, odchodząc.
  Nie pytał, nie szedł za mną, za co byłem mu w tym momencie bardzo wdzięczny. Nie cierpiałem jego towarzystwa, bez względu na to, czy uważał, że musimy spędzać czas razem czy nie. Chciałem jak najszybciej skończyć ten teatrzyk.
  Pchnąłem drzwi, na którym widniał dumny napis "Backstage". Dobre sobie. To nie koncert, tylko klub ze striptizem, tu nie używa się takich nazw.
   Jednym z przywilejów bycia rozpoznawalnym jest fakt, że nikt nie ma nic przeciwko, gdy wchodzę w gówniane miejsca, w którym przebywać nie wolno nikomu. Tak było i tym razem.
   Szedłem korytarzem, a ludzie mijający mnie, odwracali wzrok. Dobrze, to było nawet wygodniejsze.
   Zobaczyłem duże wrota z napisem "Garderoba" i bez zastanowienia pchnąłem je i wszedłem do środka. Stałem teraz twarzą w twarz z kilkoma zdziwionymi dziewczynami z Dragongirls.
    Jedna z nich bardzo szybko mnie rozpoznała i zaczęła wydzierać się jak nienormalna. Krzyczała, piszczała. Po chwili dołączyła do niej druga. Nie miałem na to czasu, w każdej chwili mógł przypierdolić tu Rick, tym bardziej,  że laski zaczęły robić niemiłosierny hałas.
   Plułem sobie w brodę, że nie opracowałem wcześniej żadnego planu. Byłoby znacznie łatwiej.
   Ale teraz już było za późno. Chwyciłem jedną z nich, taką cichą, za kawałek materiału, który miała na sobie i wywlokłem z garderoby, zatrzaskując za nami drzwi. Nie protestowała.
   Złapałem jej nadgarstek i biegiem zaprowadziłem do schowka. Był mały, ale to bez znaczenia. Laska zachowywała się cicho i spokojnie, co uważałem w tym momencie za błogosławieństwo. Puściłem ją dopiero, gdy zamknąłem za nami drzwi.
   - Jak ci na imię?
  - Teresa.
  - Tereso, gdzie jest Cam? - Spytałem rzeczowo.
  Dziewczynę wyjątkowo zdziwiło moje pytanie. Dwukrotnie otworzyła i zamknęła usta, po czym spuściła wzrok.
  - Tess, do cholery jasnej...
  - On zrobi z nami to samo co z nią, jesli komukolwiek piśniemy słowo... - Powiedziała takim głosem, jakby miała się zaraz rozpłakać.
  - Mam to w dupie - Syknąłem. Czułem, że powoli zaczynam tracić nad sobą kontrolę. - Gdzie ona, kurwa, jest?!
  - Nie wydasz mnie? - Spytała piskliwie.
  Zacisnąłem ręce w pięści, próbując zachować spokój. Odetchnąłem cicho i zdobyłem się na krótkie:
  - Nie.
  Zawahała się, ale myślę, że zauważyła, jak na mnie działa przeciąganie sprawy. Koniec końców, i tak bym to z niej wyciągnął i oboje o tym wiedzieliśmy.
  - W domu Ricka, ale...
  - Adres - Rzuciłem, wyciągając telefon.
 Łkała podczas podawania mi go, ale była posłuszna.
  - Dziękuję - Powiedziałem. Patrzyła mi smutno w oczy.
  Wtedy usłyszeliśmy komunikat "na scenie za 5 min. Dragongirls"
  Wyciągnąłem ręce, a ona wpadła w moje ramiona, jakbym był oazą na pustyni. Pozwoliłem jej na to. Pamiętam opowieści Cam, o tym, jak Rick je traktował, więc wiem, co żyje wewnątrz tej dziewczyny.
   - Muszę iść - Uśmiechnęła się smutno, odsuwając się. Kiwnąłem głową.
  Otworzyła drzwi i chciałem wyjść tuż za nią, gdy usłyszałem głos, na dźwięk którego automatycznie wręcz się cofnąłem:
  - Teresa, co ty, do kurwy nędzy, robiłaś w schowku?
  Rick. Pierdolony Rick zawsze musi się zjawić w nieodpowiedniej chwili.
  Jeśli mnie zauważy to koniec. Nie pojadę do Cam, nic się nie uda. On nie może mnie znaleźć. Ale z tego miejsca nie ma żadnego innego wyjścia.
  Teresa, jakby czytając mi w myślach, trzasnęła drzwiami, zamykając mnie w środku.
  - Coo? Nie, nic, misiaczku, ja tylko... - Zaczęła najbardziej słodko jak mogła.
  - Spierdoliłaś cały makijaż! - Wrzasnął. Słyszałem jego głos coraz bliżej, niedobrze.
  - Przepraszam, zaraz go...
  Nie mogła dokończyć. Dźwięk płaskiego uderzenia przeciął powietrze, a zaraz potem krzyk Teresy.
  - Rick, jak mam wyjść na scenę z czerwoną twarzą?!
  - Zamknij się, suko. - Warknął. - Tyle dla ciebie robię, a kończy się jak zawsze. Zero pierdolonego szacunku. No dalej, pokaż, co tam kryjesz...
  - Nie! - Krzyknęła, jakby broniła skarbu. Naparła całym ciałem drzwi, próbując uniemożliwić mu wejście do mnie, do schowka. Wiedziałem to, czułem ją po drugiem stronie.
   Wyciągnąłem telefon i najszybciej jak mogłem przesłałem adres Ricka Stylesowi, po czym wyciszyłem dźwięk. Nie było czasu na wyjaśnienia.
   Po druiej stronie drzwi rozległy się odgłosy krótkie walki, krzyk dziewczyny i wtedy do schowka z rozmachem wpadł Rick. Na mój widok wyraz jego twarzy od zdziwienia, szybko przeszedł w zdenerwowane, a chwilę potem w...rozbawienie?
  - Bieber. - Prychnął - Czemu mnie to, kurwa, nie dziwi. Lubisz zabawiać się z moimi dupami, gdy nie widzę, no nie? Chcesz, żeby ta skończyła tak samo, jak moja gwiazda?
  - Dragon. - Odpowiedziałem z uśmiechem. - Jak nie ta, to następna. - Starałem się  brzmieć najbardziej obojętnie, jak potrafiłem.
   Grałem w jego grę, chciałem go pokonać.
   - Bo widzisz, my się chyba nie zrozumieliśmy. - Powiedział, kompletnie zbijając mnie z tropu. - Pokażę ci coś.
  Rzekłszy to, zaczął odchodzić nie oglądając się. Nie miałem inneo wyjścia - poszedłem tuż za nim.
 
 Harry's POV:

     Choć SMS od Biebera wydał mi się co najmniej dziwny, od razu wziąłem samochód i podążyłem pod podany adres. Nie wiem, czego ode mnie oczekuje, czego mam się spodziewać. Do cholery, nawet nie mam pojęcia, gdzie on się podział, przecież nie powiedział ani słowa. Siedzę w tym teraz kompletnie sam i przeraża mnie to coraz bardziej.
    Miejsce, które wskazywał adres w wiadomości znajdowało się na bardzo przyjemnych przedmieściach. Dom z czerwonej cegły, równo skoszony trawnik - imitacja idealnego życia.
   Zatrzymałem samochód na podjeździe. To niezbyt duży, jednopiętrowy dom. Nie zauważyłem w nim żadnego światła, więc pewnie nikogo nie ma w środku.
    Trudno, pomyślałem i już miałem kierować się z powrotem do samochodu, gdy przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Uświadomiłem sobie, że dostałem tę wiadomość nie bez powodu.
     Wejdę do tego domu, choćby nie wiem, co.
     Po naciśnięciu dzwonka, nie dostałem żadnej reakcji. Szarpnąłem za klamkę - oczywiście, zamknięte.
    Trzeba będzie wyważyć.
    Naparłem na nie całym ciałem i pchnąłem, ale nic się nie wydarzyło. Chyba zacząłem tracić zmysły i zachowywać się jak w filmie. Ale to nie film, a ja jestem zbyt chudy, by poradzić sobie z takimi drzwiami.
   Postanowiłem znaleźć coś w samochodzie Biebera. Kto go tam wie, może nosi przy sobie jakiś łom. W końcu nie bez powodu jest nazywany skandalistą.
   Otworzyłem bagażnik, lecz w jego wnętrzu znajdowały się jedynie koszulka i kilka piw w butelkach. Ale żadna z tych rzeczy nie pomoże mi raczej w wyważeniu drzwi.
   Zamyśliłem się.
   Ale pomoże w "otwarciu" okna.
   Wyciągnąłem trzy butelki z bagażnika i ustawiłem się na przeciwko najbliższego okna w odległości kilku metrów.
   Wszystko to było dla mnie takie dziwne, niecodzienne. Harry Styles, najspokojniejszy człowiek na ziemi, miał za moment wybić okno butelką.
   Byłem pełny wahania. A co jeśli włączę alarm? A co jeśli ktoś jest w środku i zrobię mu krzywdę?
   Ale coś w sercu mówiło, że muszę to zrobić. Że to mój obowiązek i muszę go wypełnić. Nie zamierzałem się sprzeciwiać.
   Zamierzyłem się i używając najwięcej siły, jak mogłem, cisnąłem butelką w szybę, która, ku mojemu zdziwieniu, od razu popękała.


******************


   Wybicie szyby poszło dużo łatwiej niż się spodziewałem. Znacznie trudniejszym zadaniem okazało się wejście przez to okno do środka bez pokaleczenia się. Nie udało mi się to, rzecz jasna, gdy już znalazłem się w pomieszczeniu, miałem rozdarte ubranie w dwóch miejscach, z jednego leciała powoli krew. Przeklęty Bieber.
   Wnętrze domu było równie przyjemne, jak się wydawało od zewnątrz. Bardzo przytulnie urządzone miejsce. Jedyne co, to w powietrzu unosił się nieładny zapach. To pewnie pies albo kot.
   Było tu tak cicho, że w pewnym momencie nawet przestałem się czuć jak intruz.
    W przedpokoju stała jedynie komoda, na której leżały klucze. Od razu postanowiłem je wypróbować i ku mojemu zadowoleniu, pasowały do drzwi frontowych. Szedłem więc dalej, od pokoju do pokoju. Nic nie wzbudzało we mnie większego zainteresowania. Dochodząc do salonu nagle usłyszałem ciche kwilenie. Zamarłem.
    Ktoś był tu obecny razem ze mną.
    Nie byłem na to kompletnie przygotowany.
    Zacząłem panikować, wciąż jednak stojąc w miejscu. Gdy dziwne dźwięki ucichły, postanowiłem, mimo wszystko, wejść do pomieszczenia.
   Tutaj smród był jeszcze bardziej odrzucający niż w pozostałych. Na środku stała wielka czerwona kanapa, a kawałek za nią blat, na którym stał telefon stacjonarny.
    Ponownie usłyszałem jęk, tym razem znacznie głośniejszy, jakby bliżej. Dochodził zza kanapy.
    Sparaliżowany zdobyłem się jednak na podejście bliżej.
    Mijając czerwony mebel moje oczy urzeczywistniły obraz najgorszych koszmarów.

1 komentarz:

  1. Oł je bejbi! Styles uratuje Cam, ale za to Justinowi się oberwie :(

    OdpowiedzUsuń