piątek, 6 listopada 2015

Rozdział 4: Help me clear my clouded mind.

Camille's POV:

   Rozmawiać zaczęliśmy dopiero, gdy doprowadziliśmy organizmy z powrotem do stosunkowo normalnego stanu. Przyglądał się mojej twarzy, tak jak miał w zwyczaju robić dosyć często. Uśmiechnęłam się sztucznie.
   - To mówisz, że jestem twoją tancerką? - Zagadnęłam.
   Uderzył się dłonią w czoło.
  - Kurwa, nie chciałem.. - Przeczesał ręką włosy, niesamowicie seksownie - Mogę ci to wyjaśnić...
  - Kiedy zaczynam? - Spytałam.
  Wyglądał na nieco zdezorientowanego. Użyłam wszystkich sił, aby nie wybuchnąć śmiechem. Zauważył moje rozbawienie.
   - Myślałem, że będziesz wściekła.
   - Taniec to całe moje życie - Powiedziałam, siadając na nim okrakiem - Jak najbardziej cieszę się z tej propozycji.
   Położył ręce na moich biodrach, bezceremonialnie gapiąc się na moje cycki. Wiedziałam o czym teraz myśli i napawało mnie to wielką satysfakcją. O nie, Bieber, nie dostaniesz tego.
   - Za ile wyjeżdżamy? - Wybiłam go z zamyślenia.
  Spojrzał na zegarek i zaklął cicho. Leżeliśmy już tak prawie dwie godziny. Wstałam, a on rzekł, pośpiesznie zdejmując koszulkę:
  - Jeśli nie wyjedziemy w ciągu dziesięciu minut, to się spóźnimy. Załóż coś wygodnego, w twojej szafie powinny być już ubrania.
  Idąc, odwróciłam się jeszcze na chwilkę, podziwiając tors Justina. Był naprawdę imponujący, cholera, to najprzystojniejszy mężczyzna jakiego w życiu widziałam. Nie chciałam rozstawać się z nim ani na sekundę, móc cały czas wpatrywać się w jego piękne ciało. Ale w tym momencie musiałam spoliczkować się w podświadomości i wykonać jego polecenie. W końcu to wychodzi mi najlepiej - własnie wykonywanie cudzych żądań.

   Przez całą drogę praktycznie nie rozmawialiśmy. Justin kierował samochodem, a ja tępo wgapiałam się w szybę. Nie musieliśmy przecież gadać bez przerwy, zresztą, nawet mi to pasowało. Z reguły nie przepadam za towarzystwem ludzi, dlatego cisza była błogosławieństwem. Mimo że całe życie pracowałam w grupie, nigdy nie wdawałam się w kontakty z innymi, tylko robiłam swoje. Dlatego nikt nigdy za mną nie przepadał.
   Zaparkował samochód przed wielkim budynkiem, który widziałam pierwszy raz na oczy.
   - Idź - Rozkazał nagle bezceremonialnie.
   Słucham? , chciałam zapytać, ale darowałam sobie. Doskonale rozumiem, w czym tkwi jego problem, zresztą, słyszałam jak rozmawiał rano z tlenioną blondyną. Byliśmy tylko współlokatorami, więc plotki o romansie były mu jak najbardziej niepotrzebne.
   Wysiadłam. Ledwo zdążyłam zamknąć drzwi, a on już odjechał. Zaparkuje gdzieś dalej i sam przyjdzie. Byłam trochę zła, że stawia mnie w takiej sytuacji. Mam tak po prostu wejść do pomieszczenia pełnego obcych ludzi i co dalej? Powinnam powiedzieć, że przyjechałam z Justinem? Pomyśleliby, że to żart i pewnie wyleciałabym stamtąd szybciej niż weszłam.
   Po prostu nie będę mówić nic, jak zwykle. Sprawdzało się to zawsze najlepiej, niech mają mnie za dziwaczkę. Jednak muszą być świadomi tego, co potrafię. Nie miałam problemu ze wstydem, właściwie to pojęcie było mi całkowicie obce. Pracując dla Ricka nie miałam nawet na to czasu i możliwości...
   Weszłam na salę. Drzwi zamknęły się za mną trochę głośniej, niż zamierzałam. W pomieszczeniu znajdowało się co najmniej dwadzieścia osób na oko, i kilkoro z nich od razu odwróciło głowę w moją stronę. Omietli mnie spojrzeniem jak jakiś przedmiot, lecz na mojej twarzy mogli dostrzec tylko obojętność. Nie zatrzymałam się ani na chwilę, podeszłam do trybun i położyłam tam torbę, z której od razu wyjęłam telefon. To dobry moment by wreszcie odezwać się do Amandy, przy okazji pozwalając tym ludziom podziwiać moje ciało w obcisłych szortach i topie. Napisałam krótkie "Wreszcie jestem wolna!" i wysłałam, odwracając się. Zebrało się wokół mnie kilkoro ludzi, utworzyli coś w rodzaju kręgu. Okeeey, zaczyna się robić dziwnie. Miałam nadzieję, że moja twarz nie wykazywała wtedy żadnych emocji. Właściwie, prawda jest taka, że nie przywiązywałam do tego wszystkiego wielkiej wagi. Miałam tu przyjść, odwalić moją część i wrócić do domu. Jednakże, spojrzenia tak dużej grupy ludzi zaczynały robić się nieco żenujące.
   Na szczęście, ciszę przerwał nagle jakiś niski mężczyzna, wypychając się przed szereg. Wyciągnął w moim kierunku rękę.
   - David Dempsey - Przedstawił się uprzejmym, lecz konkretnym tonem.
  - Farrelly - Odpowiedziałam, wsuwając swoją dłoń w jego.
  - Samantha wspominała mi o nowej dziewczynie w zespole - kontynuował. - Jednak, wiesz...Obowiązują pewne zasady. Musisz pokazać, co potrafisz. Ja daję muzykę, a ty pokazujesz improwizację.
   Zaśmiałam się w myślach. Co za kretyn, mógłby chociaż wysilić się na bardziej profesjonalną składnię. Starałam się jednak traktować to wszystko obojętnie, co widocznie działało im na nerwy. Związałam włosy w niestaranny kucyk.
   - Zaczynajmy - Rzuciłam.
  Ludzie przyglądający się mi, rozstąpili się, robiąc przejście. Rozejrzałam się po sali. Po prawej stronie zobaczyłam to, czego chciałam.. To jest to, pomyślałam. Co może wychodzić najlepiej striptizerce, niedoszłej dziwce? Taniec na rurze.
  Podbiegłam do obiektu i od razu dałam się ponieść muzyce. Wykonywałam każdy ruch z taką precyzją, jak zawsze. Uwielbiałam to, więc robiłam co w mojej mocy, żeby wyszło jak najlepiej. Czułam jak moje mięśnie miarowo się napinają i rozluźniają. Tańczyłam, do momentu, w którym muzyka ucichła. Stanęłam wtedy na nogach i podniosłam ręce w górę, tak, jak kazał mi robić Rick.
   Nie zdziwiło mnie to, że ludzie wgapiali się we mnie. Nie wyglądali na zbyt elokwentnych, co zresztą prezentują cały czas. Przetarłam czoło dłonią, lecz nie zamierzałam pierwsza się odzywać. Skoro Justin powiedział im, że będę w zespole to nikt inny nie ma znaczenia.
   Udałam się w kierunku trybun, lecz po chwili usłyszałam za sobą krzyk Dempseya:
   - Czekaj!
   Stanęłam i odwróciłam się. Podbiegł do mnie.
   - Twoje możliwości są...imponujące - Rzekł. Na jego twarzy malowało się zmieszanie. - Jesteś drobna, ale ładnie umięśniona i wygimnastykowana...Tylko...No wiesz...Próbujemy utrzymać dobry wizerunek Justina.
  Zerknął szybko na moją twarz, po czym znowu opuścił spojrzenie. Widziałam, że sprawdzał moją reakcję. Czy ten facet się mnie bał? Zaśmiałam się w duchu. Bóg się pomylił, to definitywnie powinna być kobieta. "dobry wizerunek Justina", taa, dobre sobie. Ci ludzie nie mieli o nim bladego pojęcia.
  - Jeśli jedyne, co masz do zaoferowania to taniec na rurze, to będziemy musieli ci niestety podziękować... - Ponownie szybkie zerknięcie. Uniosłam w górę jedną brew. - Bo nie chcemy, żeby Bieber był kojarzony z klubami ze striptizem.
  Zaśmiałam się, tym razem na głos i przesadnie głośno.
  - Wiesz co, Dempsey? - Podniósł głowę - Wal się, cioto.
  Spoliczkowałam go. Na sali zapadła głucha cisza. Mężczyzna, kilkanaście centymetrów wyższy ode mnie, nie potrafił nade mną zapanować. Uwielbiałam ten typ. Żałosne ścierwa. Teraz, stał tylko i trzymał dłoń na obolałym miejscu. Kątem oka zauważyłam, że jakiś czarnoskóry fagas szybkim krokiem zmierza w moją stronę.
  - E, Farrelly! - Krzyknął. Stanęłam wyprostowana, lecz gotowa do ataku. Patrzyłam na niego ze skupieniem. Gdy znalazł się dostatecznie blisko, wyciągnął wielkie łapsko w moją stronę.
  Błąd, kolego.
  Chwyciłam tę dłoń i szybkim ruchem pociągnęłam do siebie, uginając lekko nogi. Nie spodziewał się mojej siły, wiem o tym, bo poleciał do przodu. Od razu wykorzystałam sytuację i podłożyłam mu nogę. Pod wpływem tego, runął na ziemię z hukiem. Poczułam ból w kostce.
  - Ktoś jeszcze?! - Wrzasnęłam. - No, dalej!
  Na poczatku wszyscy się we mnie wgapiali, a teraz nie mogłam złapać kontaktu wzrokowego z nikim. Uśmiechnęłam się, nawet nie próbowałam już kryć rozbawienia. Wszystko szło po mojej myśli, lecz nagle usłyszałam za sobą znajomy głos, który zrujnował wszystko:
  - Co jest, kurwa...?


  Justin's POV:


   To był długi wieczór. Oddelegowałem Camille do samochodu, a sam musiałem zostać i posprzątać bałagan, który narobiła. Starałem się uspokoić znajomych, ale nie wyszło to tak, jak chciałem.
  Gdy słuchałem od Davida, co ona wyprawiała, moje ciało coraz bardziej ogarniała wściekłość. Nie było mnie jebane dziesięć minut. Dziesięć minut, a ona już musiała wszystko zepsuć.
   Nie odzywaliśmy się przez całą drogę powrotną. Trening został odwołany, nie miałem już głowy do myślenia o tym wszystkim. Teraz musiałem bardziej zastanowić się nad tym, co dalej z nią. Mam tak po prostu dołączyć ją do zespołu bez względu na szopkę jaką odstawiła przez moimi kumplami? No, dzięki. To byłoby nie w porządku wobec nich.
   Dopiero, gdy weszliśmy, zaczęliśmy rozmawiać.
   - Co ty sobie, kurwa, wyobrażałaś?! - Krzyknąłem.
  Może ciężko nazwać to rozmową. Bardziej trafnym stwierdzeniem byłaby "nieprzyjemna wymiana zdań".
  - Obraził mnie - Rzuciła oschle
  - Obraził? Bo co? Bo robiłaś z siebie dziwkę?!
  Patrzyła mi prosto w oczy. Jej wzrok był zimny, ale nie zły. Chyba tym wkurwiła mnie jeszcze bardziej.
  - Jak ja cię, kurwa, nienawidzę - Mówiąc to, uderzyłem ręką w ścianę.
 - Wzajemnie - Odpowiedziała, wkładając sobie papierosa do ust. Odpaliła go. Mi by się to bardziej przydało na uspokojenie. Podszedłem do Camille i wyciągnąłem jej go z ręki. Zdziwiła się, ale nic nie powiedziała.
  Chodziłem przez chwilę po pokoju, zaciągając się fajką. Ona tylko się przyglądała oparta o ścianę z założonymi rękoma na piersiach.
   Dobra, Bieber, uspokój.
   Podszedłem do niej i swoim ciałem przyparłem ją mocniej do ściany. Zamknęła oczy. Czułem jej zapach, był piękny. Chciałem w tym momencie odwrócić ją tyłem do siebie, zatopić twarz w jej włosach i pieprzyć ją, aż zeszłaby ze mnie cała złość.
   Opanuj się, człowieku.
   Zorientowałem się, że patrzy na mnie wyczekująco. Miała zaciśniętą szczękę i spięte ciało. Dobrze, niunia, bój się mnie. Chociaż, nie byłem do końca pewien, czy to strach przed moją złością, czy bardziej przed moimi niewypowiedzianymi głośno pragnieniami. Wiedziałem, że zna moje myśli. Ta dziewczyna wie wszystko.
  - Dlaczego musisz taka być. - Szepnąłem - Taka, kurwa...
  No właśnie, jaka? Pozostawiłem resztę jej wyobraźni. Nie widziałem w oczach Camille żalu ani skruchy. Zupełnie tak, jakby sytuacja sprzed niespełna pół godziny była przez nią zaplanowała. Nie żałowała tego.
   - Jedyne, czego od ciebie oczekiwałem - Mówiłem cicho, prosto do jej ucha - prosiłem, łudziłem się...to żebyś nie była zbyt widoczna dla moich przyjaciół. Żebyś, kurwa, nie rzucała się w oczy. A ty przychodzisz i odpieprzasz taką scenę na samym początku? Jesteś zbyt pewna siebie, Camille, ale w jakiś dziwny sposób mnie to pociąga.
   Nie chciałem wymówić ostatniego zdania na głos. Jesteś idiotą, Bieber. Nie dała po sobie poznać, że robi to na niej jakiekolwiek wrażenie. Ona jest nienormalna. Mógłbym mieć każdą, a mimo tego siedzę tu z nią, a ona udaje, że nie jest mną zainteresowana? Dobrze wiem, że jest, ale jestem prawie pewien, że interesuje ją tylko seks. Normalnie powinno mi to odpowiadać, ale coś dziwnego nie pozwala mi wykorzystać tej dziewczyny. Oblizałem wargi.
  - To jest ten moment, Camille, nie będę dłużej czekać - Powiedziałem - Musisz mi opowiedzieć wszystko. Jak się znalazłaś u Ricka, po cholerę dla niego pracowałaś...I lepiej, żeby ta historia była dobra, bo wiele mnie kosztuje.
  Przyparłem ją mocniej do ściany. Czułem jej piersi rozlewające się lekko pod wpływem mojego ciała. Miałem nadzieję chociaż poczuć jej przyspieszony oddech dla satysfakcji, ale się przeliczyłem. Odsunąłem się od niej zrezygnowany i poprowadziłem do kanapy. Kiedy usiedliśmy, zaczęła:
  - Chyba nie rozumiesz do końca, czego ode mnie wymagasz - Powiedziała wolno, a we mnie od razu się zagotowało. Czy nie możemy chociaż jednej rozmowy przeprowadzić bez zbędnych niedomówień? - To jest całe moje życie. Całe cierpienie, całe. - Głos się jej załamał - Ja nie mogę tak po prostu...
  Camille jest mistrzynią udawania, przekonałem się tego w tamtej chwili. Cały czas udaje, że jest twarda i nic jej nie obchodzi, a w środku jest dobrą dziewczyną, tylko zniszczoną przez los. Trochę przygnębiła mnie ta myśl, chociaż właściwie poniekąd ją rozumiałem. Ująłem rękę dziewczyny.
  - Nie znam twojej historii, więc nie wiem o tobie nic - szepnąłem. - Po prostu pozwól mi się poznać.
  Wzięła głęboki wdech. Minęło kilka długich minut, zanim zaczęła mówić.
   - Mój ojciec jest prezesem ważnej firmy, a matka zmarła, gdy miałam czternaście lat. To wszystko zaczęło się...jakoś...tuż po moich szesnastych urodzinach. Wtedy pierwszy raz sięgnęłam po używki. Ojciec rzadko bywał w domu, ale raz mnie przyłapał. Powiedział, że posiadanie takiej córki bardzo przeszkodziłoby mu w robieniu kariery. - Chwila ciszy. Słyszałem jak mocno wciąga powietrze. - Wyrzucił mnie z domu. Musiałam sama zacząć na siebie zarabiać, a gdzie, do cholery, można przyjąć szesnastoletnią dziewczynę?
  - Znalazłam ogłoszenie - Kontynuowała. - Nabór do grupy tanecznej. To spadło na mnie jak błogosławieństwo. Poszłam na rozmowę, Rick był niesamowicie miły. Opowiedziałam mu moją historię, zaproponował, że mogę u niego mieszkać, jak zresztą pozostałe dziewczyny. Doszliśmy do układu, że on mi nie płaci, ale kupuje mi wszystko, co chcę. Rozumiesz? - Spojrzała pytająco, kiwnąłem głową, więc mówiła dalej - Nadal nie miałam żadnych pieniędzy, ale miałam dach nad głową, zapewnione jedzenie, papierosy i ubrania. Właściwie to mi pasowało. Dragon był opiekuńczy, troskliwy. Po pewnym czasie zaczęłam go traktować jak ojca. Aż do momentu... - Urwała.
  W jej oczach zaszkliły łzy. Nie, nie, nie płacz kochanie, chciałem powiedzieć, ale pozostawiłem to dla siebie. Nie będę jej przytłaczać tym bardziej, że teoretycznie nic nas nie łączy.
   - Naprawdę trudno jest mnie zdominować - Powiedziała po chwili - Przekonałeś się zresztą o tym. Owszem, jestem pewna siebie, może i masz rację, że za bardzo, ale nienawidzę, gdy ktoś próbuje sobie mnie podporzadkować. Znam swoją wartość. - Wbiła spojrzenie w podłogę - Rick katował mnie za każdym razem, gdy sprzeciwiłam się jego zdaniu. Najczęściej o drobnostki, na przykład, gdy zasugerowałam, że stroje, które wybrał na występ, są beznadziejne. Potem robiło się coraz gorzej...
   Myślę, że resztę historii już znam. Bardzo pragnąłem, żeby przestała mówić, widziałem, jak się męczy. Chciałem przytulić ją, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogłem. Kurwa, ja tak nie traktuję kobiet. Nic się nie zmieni przez tę jedną..
   - Dziewczyny zgadzały się, gdy kazał im się puszczać. Bały się go najbardziej, bo widziały, co mnie spotykało za przeciwstawianie się mu. Ale to mnie przerosło. Dołączając do zespołu, nie pisałam się na prostytucję. Chciałam tylko tańczyć...Ale to już było bez znaczenia. Gdy pierwszy raz odmówiłam seksu z klientem...Rick...on mnie zgwałcił. Za karę, tak po prostu, nie wiem. Powiedział, że jeśli nie chcę pieprzyć się za pieniądze, to będę jego darmową dziwką.
   Łzy spływały jej po policzkach, lecz mimo tego miała bardzo spokojny ton głosu. Niepokojąco spokojny, biorąc pod uwagę wagę słów, które wypowiadała. Zacisnąłem pięści. Poczuła to, ale nie zareagowała.
  - Z czasem straciłam rachubę, ile razy mnie zgwałcił. Po prostu.. - Wzruszyła ramionami - Wiesz, w pewnym momencie, już nawet się nie opierałam, nie miałam sił, żeby z nim walczyć. - Spojrzała szybko w moją stronę, badając reakcję - I tak przez okrągłe trzy lata, aż do teraz.
  - Zapierdolę go, przysięgam - Szepnąłem prosto do jej ucha. - Nie pozwolę mu...Nie...
  - Justin - Dotknęła mojego policzka. - Uratowałeś mnie. I jestem ci za to cholernie wdzięczna. Nie chcę niszczyć naszej znajomości przez to, co dzisiaj zrobiłam, ale... - Zawahała się - Demsey zasugerował, że jestem dziwką. Ta obelga boli najbardziej, biorąc pod uwagę, że trzy lata przechodziłam tortury tylko po to, aby właśnie nią nie być.
   Widziałem jak walczy, żeby nie płakać. Udawanie silnej wychodzi jej niesamowicie. Ale już zdążyłem przejrzeć ją na wylot. To prawda, Camille była konfliktowa i denerwująca, ale w pewien sposób kochana. I dobra. Ona nie chciała tego wszystkiego, a została zmuszona. Przez los, przez ojca, przez Ricka..
   Poczułem niekontrolowany gniew na Davida. Złośliwość Camille nie bierze się znikąd. Jeśli wiedział od Samanthy, że ona przyjdzie na moje życzenie, nie miał prawa się tak do niej zwracać. Mam serdecznie dość zespołu, śpiewania...Całej tej pieprzonej kariery.
   Wstałem. Zaczęłem nerwowo przechadzać się po pokoju, odpalając przy tym papierosa.
   - Uważasz, że to wszystko ma mu ujść na sucho? - Spytałem, trochę zbyt pogardliwie - Zapłaci za to, co ci zrobił.
  - Ale...
  - Dosyć! - Niekontrolowanie podniosłem głos. Podszedłem  do niej - I ty mi, kurwa, mówisz, że znasz swoją wartość? Ten człowiek to powtór,a ty nie chcesz go posłać za kratki?
  - Jedyną osobą, która może mieć w tej chwili problem, jesteś ty! - Wstała. Ona również krzyczała - Słyszałam jak rozmawiałeś z blondyną, Justin, ludzie myślą, że to własnie ty jesteś tym złym, bo to ty go pobiłeś! Rozumiesz?!
   Dobrze wiem, co zrobiłem. Zdawałem sobie sprawę, że ma rację, ale miała tak strasznie idiotyczne spojrzenie na całą tę sprawę, że od razu podnosiła mi ciśnienie.
   - Posłuchaj mnie - Poleciłem, a ona od razu spojrzała mi w oczy - Mam ludzi, którzy zajmują się moim wizerunkiem. To nie mój problem, ani tym bardziej twój. Mam pieniądze, dużo pieniędzy, więc właściwie znajduję się poza prawem.
   Uśmiechnąłem się drwiąco, licząc, że odwzajemni uśmiech. Nie zrobiła tego.
   - Poczekamy jakiś czas, zobaczysz, że w końcu wszystko się ułoży - Zapewniłem.
   Wtedy Camille zupełnie niespodziewanie, przytuliła się do mnie. O tak, kochanie, też tego potrzebowałem.

1 komentarz: