wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział 7: I drove by all the places we used to hang out getting wasted


  Justin prowadził samochód, nie odzywając się do mnie ani słowem. Widziałam, jaki był spięty, zresztą nic dziwnego. Może to ja powinnam zacząć rozmowę, przeprosić go, czy coś, ale nie byłam w stanie. Pokłóciliśmy się o Harry'ego, po czym znalazł mnie właśnie z nim. Normalnie świetnie. Teraz już żadne wytłumaczenia by nic nie dały. Pozostało mi tylko czekać, co będzie dalej.
  - Nie gap się na mnie. - Powiedział nagle, nie odrywając wzroku od drogi.
  - Jesteś zły. - Odparłam speszona, nie mając czasu na wymyślenie niczego innego.
  - Zły? -  Zaśmiał się, kręcąc głową.
  Zmarszczyłam brwi.
  - Co cię tak bawi? - Prychnęłam, krzyżując ręce na piersiach.
  - Ty - Spojrzał na mnie w przelocie - Jesteś kurewsko zabawna.
  Westchnęłam, nie siląc się na odpowiedź. Nagle Justin zjechał na pobocze. Gdy wyłączył silnik, odwrócił się w moją stronę. Lustrował mnie spojrzeniem tak, jak tylko on potrafi. Pierwsza opuściłam wzrok.
  - Nienawidzę cię - Powiedział spokojnie.
  - Ja ciebie też. - Odparłam.
  - To dobrze. - Rzekł, na co zdezorientowana podniosłam wzrok. Wyjaśnił - Bo jesteś zajebiście piękna, kiedy się złościsz. Sprawiasz, że najchętniej rzuciłbym cię teraz na łóżko i pieprzył tak, jakbym nigdy cię nie znał.
  Lekko odchyliłam się do tyłu zdziwiona tym, co właśnie usłyszałam. Potarł ręką usta i westchnął.
  - Posłuchaj... - Jego głos był niski i ochrypły, jak dla mnie niesamowicie seksowny, dlatego miałam problem ze skupieniem się nad jego słowami - Myślałem trochę o tym wszystkim dzisiaj...Camille, patrz na mnie, gdy do ciebie mówię.
  Wykonałam polecenie, wtedy kontynuował:
  - Pieprzyłaś się z innymi ludźmi, okej - Podniósł ręce w geście obronnym - robiłem to samo. Może i jesteś dziwką, ale ja nie jestem lepszy. Jesteśmy tak samo źli na swój sposób.
  - Czekaj... - Byłam skołowana - Dlaczego mi to mówisz?
  - Bo żadne z nas nie chciało tego przyznać, bo chcemy mieć się nawzajem na własność. Po prostu - wzruszył ramionami. - Pomyślałem, że najwyższa pora wreszcie ci to uświadomić.
  - Justin, posłuchaj...
  - Nie, to ty mnie posłuchaj. - Podniósł głos, ale chwilę później się uspokoił i kontynuował - Harry cały czas sieje plotki, tworzy oskarżenia na mój temat. Po dzisiejszym dniu możesz być pewna, że będzie to robił też o tobie. Ale nie ma żadnego dowodu, więc dopóki nie będzie go mieć, jesteśmy tylko my dwoje, ty i ja. Nie pozwól mu tego zepsuć.
   Patrzył na mnie z żalem w oczach. Chwycił moją rękę i zaczął bawić się opuszkami palców.
   - Wiesz, że nie byłem do końca szczery, kiedy powiedziałem ci, że idę do Jerome'a, prawda?
  Kiwnęłam głową.
  - Byliśmy w klubie. Trochę alkoholu, przyplątała się jakaś laska - Wzruszył ramionami. - Nie muszę chyba tłumaczyć ci reszty.
  - W ogóle nie musisz mi się tłumaczyć - Sprostowałam - To nie moja sprawa, kogo pieprzysz. Szkoda tylko, że mnie okłamałeś, ale nie jesteś mi nic winny.
  - Rzecz w tym - Kontynuował, przyglądając mi się bacznie - Że każda cizia może ci powiedzieć, że się ze mną pieprzyła. Ale ty żadnej nie uwierzysz, bo wolisz wierzyć mnie. Dlatego, że jesteś obsesyjnie zakochana...
  - Justin, ja nie...
  Uderzył ręką w kierownica, puszczając moją dłoń, na co lekko podskoczyłam.
  - Skończ wciskać mi to gówno. - Warknął. - Okłamujemy się nawzajem, ale to jest piękne, wiesz? Bo naprawdę się kochamy. - Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dał mi szansy - Dlatego walczymy. Żyjemy i jesteśmy dla siebie każdej jebanej nocy!
  Westchnęłam, chwytając jego rękę z powrotem. Zerknął na mnie ze zdziwieniem. Schyliłam się i pocałowałam jego dłoń.
  - Rozumiem - Powiedziałam. - To jasne i nie ulega zmianie. Narastający gniew, który oboje mamy i to, że oboje jesteśmy przyćmieni przez kogoś innego, tak naprawdę nie jest żadnym problemem. Bo tak ja stwierdziłeś - Przysunęłam się bliżej i szepnęłam - Żadne z nas tego nie przyzna, dopóki mamy siebie nawzajem.
  Rozchyliłam wargi. Zrozumiał, od razu złożył na nich pocałunek, kładąc delikatnie jedną dłoń na moim policzku. Całował mnie coraz szybciej, a ja próbowałam dotrzymać mu tępa.
  - Pieprz mnie tutaj. - Poprosiłam nagle, czując się już podniecona do granic możliwości.
  Wtedy odsunął się ode mnie, lustrując każdy kawałek mojej twarzy.
  - Kochasz mnie? - Spytał.
  Boże, Bieber, nie wracaj do tego. Nie odpowiedziałam, więc ponowił pytanie. Westchnęłam i odparłam.
  - Ja...Nie wiem.
  - Więc nie będziemy się pieprzyć. - Odparł z drwiącym uśmiechem, wkładając kluczki z powrotem do stacyjki. Ostatni raz spojrzał w moją stronę. - A szkoda, bo seks jest cholernie dobry.
  Ruszył, a ja przeklęłam się w duchu. Dlaczego po prostu nie przyznam, że coś dziwnego mnie do niego przyciąga? On się mną ewidentnie bawi. Wie, że podoba mi się pod względem czysto fizycznym. Przecież nie przetrwalibyśmy razem w związku, powinien zdawać sobie z tego sprawę. Mamy bardzo podobne charaktery, cięzko tego nie zauważyć.
   - Oboje nie możemy dać za wygraną, co? - Rzucił, kręcąc głową.
  Przytaknęłam.
  Dojechaliśmy do jego posiadłości.
  - Chodź - Polecił.
  - Ostatnim razem jak tu byłam, zostałam wyrzucona. Jesteś pewien...?
  - Cam. - Przerwał mi, wywracając oczami. - Ja już skończyłem ten rozdział. Nie wracaj do tego, okej?
  Pokręciłam głową z rozbawieniem.
  - Kretyn - Rzuciłam.
  - Suka - Odparł, uśmiechając się.
  Chwycił mnie za rękę, prowadząc w stronę domu. Gdy tylko znaleźliśmy się w środku, zamknął drzwi, Rzucił mnie na nie i przyparł swoim ciałem, wpijając się w moje usta. Jęknęłam cicho, otaczając go ramionami. Jego usta muskały lekko moje policzki, szyję...
  Nagle usłyszałam znajomy głos:
  - Widzę, że już się pogodziliście.
  Odepchnęłam od siebie Justina, czując zażenowanie. Moim oczom ukazał się szeroko uśmiechnięty Jerome. Odwzajemniłam uśmiech.
  - Ty idioto - Rzucił brunet.
  - Cześć Camille - Jerome zignorował obelgę.
  - Cześć - Odparłam. - Co robisz w naszym..ee..w jego domu?
  - Właśnie wychodzi. - Odparł Justin ze sztucznym uśmiechem skierowanym w stronę przyjaciela. Ten natomiast zaśmiał się lekko.
  - Dobra, dobra, rozumiem - Otwierając drzwi, rzucił jeszcze: Bawcie się dobrze, miśki.
  - Nienawidzę go - Powiedział Jus, gdy ciemnoskóry chłopak wyszedł.
  - To dobrze, bo jesteś zajebiście piękny, gdy się złościsz - Odparłam szeroko się uśmiechając.
  - To mój tekst, wymyśl sobie własny - Popchnął mnie lekko, śmiejąc się.
  Machnęłam ręką, przyciągając go w moją stronę za koszulkę.
  - Too.. - Na czym skończyliśmy?


Justin'ss POV:

  Gdy obudziłem się rano, Camille jeszcze spała. To była wyjątkowo udana noc, biorąc pod uwagę, jak zniszczony miałem dzień. Może nie powinienem zabierać tej dziewczyny z powrotem do domu. Zdrowy rozsądek kazał mi o niej zapomnieć w momencie, gdy znalazłem ją ze Stylesem, ale, jakkolwiek naiwnie to brzmi, coś jednak nie pozwalało mi jej zostawić, choć byłem totalnie sfrustrowany. Czułem się za nią odpowiedzialny. Przyciągała mnie czymś, czego żadna inna dziwka do tej pory mi nie dała, darzę ją jakimś dziwnym, zupełnie obcym uczuciem. Nie chcę tego, czuję się jak pieprzony schizofrenik, bo jakaś część mnie chce ją kochać, a inna na to nie pozwala. To wszystko jej wina, bo to ona zarzeka się, że nie potrafi.
   Odgarnąłem jej kosmyk włosów z twarzy. Jęknęła cicho przez sen, na co się uśmiechnąłem. Jakkolwiek udaje być twarda, jest przeurocza. Przeurocza i do tego dobra w łóżku.
   Pokręciłem głową. Mimo wszystko, wcale mnie to nie satysfakcjonowało. Jerome miał rację, to dziewczyna ideał dla mojego trybu życia. Jednak aż mnie skręca na samą myśl, że nie daje mi tego, czego oczekuję. Mam w dupie przyjaźń połączoną z seksem! Normalnie pewnie by mi to odpowiadało.
  Przetarłem oczy. Boże, co się ze mną dzieje?
  Ogarnij się, Bieber.
  Jeśli każda z nocy będzie taka, jak ta, to żyjesz w raju człowieku.
  Przybiłem piątkę mojej podświadomości. Wreszcie jakaś sensowna myśl.
  Camille zaczęła mruczeć coś głośniej i się przeciągać.
  - No wreszcie - Uśmiechnąłem się.
  Spojrzała na mnie dziwnie. Wyglądała komicznie.
  - Nie mogłem wstać wcześniej - Wyjaśniłem drwiąco - Za mocno się do mnie przytulałaś.
  Uniosła wysoko brew, delikatnie się rumieniąc. Przeczesała ręką swoje włosy.
  - Ja...co? Poważnie?
  - Tak - Odparłem z kamienną twarzą - Chyba miałaś dobry sen, bo krzyczałaś przy tym moje imię.
  Wzruszyłem niewinnie ramionami, na co ona przewróciła oczami.
  -  Kretyn - Skwitowała.
  - Suka - Odparłem, próbując ją pocałować. Ku mojemu zdziwieniu, odsunęła się ode mnie, wymykając się z łóżka. Choć nie zadowolił mnie fakt, że się sprzeciwiła, zobaczyłem teraz, że jest zupełnie naga, a to od razu przepędziło mój gniew. Lustrowałem każdy jej ruch, gdy chodziła po pokoju szukając czegoś w mojej szafie. Zagwizdałem cicho, na co od razu się odwróciła.
   - Boże, zachowujesz się jak dzieciak - Westchnęła, po czym dodała - Muszę wziąć prysznic.
   - Chcę cię teraz - Powiedziałem szybko, co zabrzmiało trochę ostrzej niż chciałem. Camille uśmiechnęła się lekko i udała w stronę łazienki. Zatrzymała się w progu i rzuciła jeszcze:
   - No to zapraszam - Skinęła głową w stronę prysznica, rzucając mi to uwodzicielskie spojrzenie, na co tylko pokręciłem głową.
  - Cam, to ja powinienem cię uwodzić, a nie na odwrót - Zaśmiałem się.
  - Tak, ale ty jesteś totalną ciotą jeśli o to chodzi - Zmarszczyłem brwi, więc szybko dodała - No co? To prawda.
 - Idź już, zanim naprawdę mnie zdenerwujesz, frajerko.
 Jeszcze przez jakiś czas idiotyczny uśmiech nie schodził mi z twarzy. Uwielbiałem z nią przebywać, nawet jeśli nasze rozmowy koncentrowały się wokół wyzwisk. Camille jest kochana, słodka, seksowna, cholera, idealna. Chcę ją mieć na zawsze.
  Usłyszałem charakterystyczną dla mojego telefonu melodię. Chwyciłem urządzenie, które na wyświetlaczu pokazało mi tylko "numer nieznany". Bez zastanowienia, odebrałem.
  - Posłuchaj mnie uważnie, ty mały skurwysynu - Głos w słuchawce nawet nie pozwolił mi zacząć mówić. Był niski i gardłowy. Po tonie wywnioskowałem, że próbował mnie wystraszyć. Zupełnie, jakby myślał, że da się mnie zastraszyć byle gównem - Masz ostatnią szanę, aby uratować swoją dupę.
  - Mhm - Mruknąłem.
  - Za to, że nie wniosłem oskarżenia za pobicie, powinieneś mnie całować po stopach. A mogłem, wiesz, że byłbyś skończony.
  Wywróciłem oczami.
  - Cześc Rick, miło cię znowu słyszeć.
  - Nie pogrywaj sobie ze mną, gnoju. - Zdążyłem go już wyraźnie zdenerwować. - Nadal nie jest za późno. Jeśli w ciągu dzisiejszego popołudnia nie dostanę mojej dziwki z powrotem, udupię cię do końca życia, rozumiesz? Nie będziesz mógł wyjść na ulicę. - Nagle jego głos nieco złagodniał - Poważnie, Bieber, bądźmy ludźmi. Oboje znamy ten biznes, no nie? To moja gwiazda. Jeśli chcesz, możesz ją pieprzyć ile chcesz, ale na moich warunkach.
  - Niesamowita sprawa - Odparłem niezainteresowany.
  - Kurwa, zamknij mordę! - Wrzasnął, co wywołało drwiący uśmiech na mojej twarzy - Zniszczę cię, słyszysz?! Jedyne, co...
 - Ty mnie chyba nie rozumiesz - Przerwałem mu, marszcząc brwi tak, jakby mógł to zauważyć - Stary, mam totalnie wyjebane na to, co o mnie mówią. A wiesz, że do więzienia mnie nie zamkną, mam za dużo forsy. - Uśmiechnął się ponownie, na samą myśl, jaki musi być teraz czerwony z gniewu. Uwielbiałem tę niecierpliwość u idiotów. Dość powszechna cecha, dzięki której zawsze jest najlepsza zabawa.
 - Zrobimy inaczej. - Powiedział nagle dość spokojnie, zadziwiając mnie tym  - Nie oddasz mi mojej gwiazdy, to sam ją sobie wezmę.
  - Powodzenia - Zaśmiałem się na głos.
  - Bieber, zachowujesz się jak dzieciak - Gdy to powiedział, poczułem lekki skurcz w brzuchu. Camille użyła dosłownie taki samych słów zaledwie kilka minut temu. No tak, spędzała z nim całe trzy lata, na pewno zna go..i on zna ją. Zna każdy centymetr jej ciała lepiej niż ktokolwiek inny.
  Mentalnie się spoliczkowałem i skupiłem na tym, co mówił dalej.
   - Dobrze wiesz, że mam pod sobą ludzi. - Podniósł trochę głos - Dużo ludzi. Chcę ją mieć z powrotem, więc jeśli nie oddasz mi jej tak, jak cię proszę, to wezmę ją sobie sam. Ale, musisz wiedzieć, że to się nie skończy dla niej dobrze.
  Mimowolnie zacisnąłem pięści, czując wzbierający się we mnie gniew. Nikt nie będzie groził mnie ani mojej...ani Camille, a już na pewno nie ten chory sukinsyn. Zebrałem w sobie wszystkie siły, aby nie wybuchnąć.
  - Wiesz, że to się nie uda - Starałem się brzmieć lekceważąco.
  - Więc zginę próbując - Odparł ostro. - Do zobaczenia, Bieber.
  Rozłączył się. Nie myśląc za wiele o tym wszystkim, wybrałem numer. Po kilku sygnałach usłyszałem znajomy głos:
  - Halo?
  - Musicie wzmocnić mi ochronę - Powiedziałem rzeczowo - I załatw również ochronę dla mojej dziewczyny.
  - Co...czekaj - Chwila ciszy. - To ty masz dziewczynę? Musisz pogadać z Samanthą, kiedy masz powiedzieć o tym mediom i...
  - Dzwonię do ciebie, bo chcę więcej pierdolonych ochroniarzy! - Wybuchłem - Moja dziewczyna to nie twój zasrany interes!
  Cisza. Usłyszałem, jak po chwili odchrząknął.
  - Czy stało się coś, o czym powinienem wiedzieć?
  - Moje życie, to nie twoja sprawa - Warknąłem. Jeśli miałem się na kimś wyładować, to George był idealną osobą - Jeszcze jakieś pytania? Bo bardzo chętnie zatrudnię na twoje miejsce kogoś innego, kto działa zamiast bezczynnie gadać!
  - Wyluzuj - Usłyszałem. - Wszystko załatwię.
  Rozłączyłem się i od razu opadłem na łóżko. Boże, jedyne o co proszę to chociaż jeden spokojny dzień. Bez nerwów, bez problemów, żeby się niczym nie przejmować.
  - Od kiedy jestem twoją dziewczyną? I czemu chcesz, żebym miała ochroniarza? - Damski głos wyrwał mnie z zamyślenia.
  Spojrzałem w stronę drzwi do łazienki. Camille stała, oparta o futrynę, a na jej ciele szkliły się jeszcze kropelki wody. Kurwa. Zacząłem się zastanawiać, jak dużo słyszała. No tak, z tą dziewczyną dzień bez żadnych komplikacji jest nierealny.
   Westchnąłem.
   - Chodź tutaj - Poklepałem miejsce obok mnie. Od razu wykonała polecenie.
   Przyglądała mi się, jakbym był wygranym losem na loterii, co wyglądało dziwnie.
   - No wiesz - Objąłem ją ramieniem - Teraz, kiedy spędzamy cały czas razem, fanki prędzej czy później zorientują się, że coś jest na rzeczy. Na pewno będą ci grozić, straszyć, więc - Wzruszyłem ramionami - Pomyślałem, że przyda ci się ochroniarz.
  Przyglądaliśmy się sobie nawzajem. Szukałem na jej twarzy chociażby cienia zwątpienia, ale ku mojej radości, nie znalazłem. Chwyciłem ją za podbródek i lekko musnąłem wargami jej usta. Zamknęła oczy, czekając na więcej, ale tego nie dostała.
  - Życie z tobą nie będzie łatwe, prawda? - Spytała
  Pokręciłem głową, uśmiechając się.
  - Nie oceniaj mnie, jesteśmy równo pojebani - Zaśmiałem się.
  Camille wstała i, wychodząc z pokoju, ostatni raz puściła mi oko, na co pokręciłem głową.
  Nie mogłem powiedzieć jej prawdy. Czułem się cholernie winny, że ją okłamałem ale..Kocham widzieć ją w tak dobrym nastroju. Gdy tylko pomyślę, co zobaczyłbym na jej twarzy, gdybym chociaż wypowiedział "Rick" przy niej, to od razu kipię od środka. Jest mi z nią tak dobrze. Moim zadaniem jest, aby ją chronić, więc tak właśnie będę postępować.
   A ona wcale nie musi o tym wiedzieć.

  Camille's POV:

  Zakładałam właśnie szorty w pomieszczeniu, które początkowo miało być moją sypialnią, gdy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Związałam jeszcze  szybko włosy i chwyciłam urządzenie. Zerkając na wyświetlacz, mimowolnie się uśmiechnęłam i odebrałam:
  - Halo?
  - Dzień dobry - Harry powiedział miło, mogę przysiąc, że na pewno też się wtedy uśmiechał - Nie obudziłem cię?
   - Nie, a nawet jeśli, to miło byłoby się obudzić, słysząc twój głos - Odrzekłam zalotnie.
   - Niewątpliwie - Zaśmiał się. Usłyszałam szelest w słuchawce, po czym jego głos nagle spoważniał - Jak po wczoraj?
   Zdziwiłam się.
  - Co masz na myśli?
  - No, Justina - Słyszałam, że jest speszony - Czy on cię...no wiesz...nie skrzywdził?
  - Harry! - Warknęłam, za co szybko przeklnęłam się w duchu, w obawie, że Jus mógł usłyszeć - Ile razy mam ci tłumaczyć, że on nie jest taki? Naprawdę, to dobry człowiek.
  - No jasne - Prychnął. - Czyli wszystko w porządku?
  - Żyję i mam się dobrze - Zapewniłam, kładąc się na łóżko.
  - W takim razie, może dasz się zaprosić na kolację?
  - No nie wiem, sprawdzę w kalendarzu - Odrzekłam drwiąco.
  Harry zaśmiał się.
  - Dzisiaj, godzina dziewiętnasta mam wolne - Powiedziałam po chwili, również się śmiejąc.
  - Mi pasuje. - Odpowiedział - Mogę po ciebie podjechać?
  Nie odpowiedziałam, nie byłam do końca pewna co powinnam powiedzieć. Nie chciałam, by Justin wiedział, że wychodzę, ale z drugiej strony wolałabym, żeby Harry nie zorientował się...
  - Oh, myślę, że rozumiem - Stwierdził - To gdzie się spotkamy?
  - Ej, chwila, przecież jeszcze nic nie powiedziałam - Zauważyłam słusznie.
  - Twoje milczenie było wystarczającą odpowiedzią - Odparł - Nie wiem, czemu ciągle ukrywasz przed nim to, że się znamy. Boisz się, że wykopie cię z domu? Wiesz, moje drzwi będą zawsze otwarte dla ciebie. Z tą różnicą, że ja nigdy bym cię nie wyrzucił, bo...
  - Wystarczy - Westchnęłam. - Wcale się go nie boję. Możesz po mnie przyjechać, nie ma z tym żadnego problemu.
  - Świetnie - Powiedział promiennie, na co się uśmiechnęłam - No to do zobaczenia, Camille.
  - Mhm
  Rozłączyłam się. Perspektywa spotkania się z Harrym bardzo mi się podobała, ale jak mam powiedzieć o tym Justinowi, żeby nie wpadł w szał?
  Pokręciłam głową sama do siebie. Nie ma takiego sposobu. Ale poradze sobie z nim, jak zawsze. Co by się nie stało, jedno wiem na pewno: nie pozwolę mu mną rządzić.
   Wstałam z łóżka i udałam się do salonu. Justin siedział na kanapie, gapiąc się tępo w telewizor. Miał przekrwione oczy. Zmarszczyłam brwi.
   - Ćpałeś? - Spytałam.
  Nawet na mnie nie zerknął, pokazując palcami, że "tylko troszkę". Spojrzałam na niego z pogardą, gdy tyko złapałam jego spojrzenie. Jego twarz wyrażała zdziwienie:
  - O co ci chodzi?
  - Staczasz się - Stwierdziłam.
  Prychnął.
  - Mówisz tak, jakbyś sama nie była na dnie.
  - Słucham?! - Nie wierzyłam własnym uszom, że naprawdę to powiedział.
  Wstał i podszedł do mnie nieco chwiejnym krokiem.
  - No proszę cię - Uśmiechnął się szeroko - Pracowałaś dla alfonsa, gdy byłaś jeszcze gówniarą, więc nie udawaj teraz, że jesteś z tych lepszych sfer.
  - Odsuń się - Poleciłam spokojnie.
  Pokręcił głową. Cały czas wyszczerzał zęby w uśmiechu, a jedynym, co w nim wtedy widziałam. był Rick. Przeraziła mnie ta myśl.
  Zrobił jeszcze jeden krok do przodu i objął mnie rękoma w pasie. Odepchnęłam go, na co sapnął z niezadowoleniem i ponownił próbę. Sytuacja się powtórzyła.
  - Kurwa, co jest z tobą? - Wrzasnął
  - Nie krzycz na mnie -Zażądałam.
  Uniósł ręce w górę z rozbawieniem.
  - Zapomniałem jaka jesteś delikatna, moja dziwko.
  Nim się zorientowałam, co robię, spoliczkowałam go. Uśmiech momentalnie zszedł z jego twarzy. Patrzył na mnie przez chwilę bez słowa, po czym mocno pchnął. Przewróciłam się.
  Kucnął przy mnie, aby móc spojrzeć mi prosto w oczy.
  - Zrobiłaś to pierwszy i ostatni raz, suko. - Przytaknęłam ruchem głowy. Naprawdę się go wtedy bałam.
  Uśmiechnął się.
   - To dobrze - Rzekł i pocałował mnie szybko w czoło, po czym wstał i wrócił do oglądania telewizji, jakby zupełnie nic się nie stało.
  Wstałam oszołomiona z ziemi. Już miałam udać się do pokoju, bo w tamtym momencie naprawdę nie miałam ochoty spędzać z nim ani minuty dłużej, kiedy zadzwonił jego telefon.
  - Odbierzesz? - Poprosił, choć zabrzmiało to bardziej jak rozkaz.
  Posłusznie wykonałam polecenie.
  - Halo?
  - Czy mogłabym porozmawiać z Justinem? - Usłyszałam sztucznie miły, damski głos po drugiej stronie słuchawki.Pokręciłam głową, przypominając sobie, do kogo należy.
  - Cześć Samantha. - Uśmiechnęłam się drwiąco, zapominając przez chwilę o tym, co się właśnie stało - No nie wiem, jako jego dziewczyna mogę chyba wiedzieć, co masz mu do powiedzenia, prawda?
  - Jesteś...jego..kim? - Spytała oszołomiona.
  Zaśmiałam się cicho.
  - Dobra, nieważne - Podałam Justinowi telefon i zwróciłam się do niego - Chyba mnie nie lubi.
  Uśmiechnął się do mnie.
    - Co jest, Samantha? - Zapytał.
  Nie rozumiałam słów po drugiej stronie, ale uśmiech Biebera zaczął powoli słabnąć, więc wiedziałam, że nie podoba mu się, to co słyszy.
  - To nie jest twój zasrany interes - Warknął.
  Czekał w skupieniu, aż ona skończy mówić . Chyba powinnam już stąd iść. Powoli wycofałam się, kiedy nagle dom wypełniły wrzaski Justina:
   - Jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia, to wypierdalaj z mojego życia, bo mam serdecznie dość wszystkich twoich pieprzonych rad, rozumiesz?! - Wstał - To moje życie i przeżyje je tak, jak mi się podoba!
  Kopnął stolik, który pod tego wpływem przewrócił się.
  - Mam w dupie to, że jesteś starsza - Krzyknął ponownie, po chwili milczenia. Ku mojemu zdziwieniu, nagle jego głos się uspokoił - Zaczynasz mi coraz częściej działać na nerwy. Powiedz jeszcze jedno słowo o Camille i cię zwolnię, rozumiesz?
  Cisza.
  - Nie jesteś moją przyjaciółką - Sprostował.
  Nie chciałam słuchać tego ani chwili dłużej. Wyszłam.
 

   Była już prawie siedemnasta, gdy Justin wszedł do mojego pokoju. Akurat rozczesywałam włosy. Przez chwilę stał w progu, nic nie mówiąc i studiował każdy mój ruch.
  - Jesteś taka piękna - Rzekł nagle i podszedł do mnie.
  Wstałam, aby móc patrzeć mu prosto w oczy.
  - Czego chcesz? - Spytałam.
  Zmarszczył brwi. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął.  Patrzył na mnie, szukając odpowiedzi. Tylko, że ja nawet nie znałam pytania.
Nagle widocznie coś zrozumiał. Pokręcił głową, przyglądając mi się.
   - Nadal jesteś zła? - Spytał, ale zabrzmiało to jak stwierdzenie.
   - Na co? - Prychnęłam - Nie przejmuj się, jestem przyzwyczajona.
   Zdrętwiał. Przestraszyło mnie to trochę, ale starałam się tego nie okazywać. Stałam wyprostowana, przez cały czas utrzymując kontakt wzrokowy.
   - Co ty właśnie powiedziałaś? - Chciał się upewnić, zaciskając przy tym pięści. Nie podobało mi się to.
  - Justin, wyjdź. - Poprosiłam.
  - Zamierzasz rozkazywać mi w moim własnym domu? - Zaśmiał się i chwycił mnie za nadgarstki.
  Próbowałam się oswobodzić, ale był dla mnie za silny. Miałam sedecznie dość wszelkich kłótni z nim, więc odpuściłam. Nie odpowiedziałam.
  Wpatrywał się przez chwilę we mnie, ale nie mógł dostrzec na mojej twarzy żadnych emocji. Jego uścisk rozluźnił się trochę.
  - Kochanie... - Zaczął. Choć nienawidzę związków, miłości, ani nic z tym związanego, w tamtej chwili zabrzmiało to tak słodko, że dziwne uczucie ciepła wypełniło mnie od środka.
  - Posłuchaj - Podniósł lekko mój podbródek - Wiem, że jestem nie do zniesienia. Nie martw się, ty też. Ale jakkolwiek nie bylibyśmy źli, nigdy - Przysunął swoją twarz bliżej mojej - Nigdy nie porównuj mnie do Ricka, jasne?
  Przytaknęłam. Położyłam ręce na jego biodrach.
  - Jesteś cholernie seksowny, wiesz?
  Uśmiechnął się uwodzicielsko, na co zmiękły mi nogi. Przyciągnął mnie do siebie i zaczął składać wolne i namiętne pocałunki na mojej szyi. Jęknęłam. Zacisnęłam dłonie na jego pośladkach.
  - Justin...
  - Hm? - Wydał z siebie dźwięk, oznaczający pytanie, jednak nie przerwał czynności.
  - Czy możesz...
  Zrozumiał. Podniosł mnie, a ja wskoczyłam na niego, oplatając nogi wokój jego bioder. Przyparł mnie do ściany i wsunął język do moich ust. Całowaliśmy się tak przez długi czas, dopóki nie postanowiłam, że potrzebuję więcej, znacznie więcej.
   Zaczęłam rozpinać jego spodnie, co w obecnej pozycji było bardzo trudne. Zorientował się, ile mam z tym kłopotu, więc postawił mnie na nogach i poprowadził w kierunku łóżka. Zdjął moją bluzkę, odwdzięczyłam mu się tym samym.
  - Połóż się - Polecił. Jego głos był niski i niesamowicie seksowny. Właściwie wszystko w nim było seksowne i gdybym mogła, pieprzyłabym się z nim całymi dniami.
  Nawet nie wiem, w którym momencie zsunał ze mnie szorty i to samo uczynił ze swoimi spodniami. Nie przerywając pocałunków, jedną ręką zaczął masować moją lewą pierś, a drugą dotykał mojego policzka.
  - Justin... - Powiedziałam zniecierpliwiona na jednym wydechu - Wejdź we mnie.
  Uśmiechnął się.
  - Jak sobie życzysz
  Poczułam się jak w niebie. Wszystko inne przestało istnieć, w tamtym momencie byliśmy tylko ja i on. Synchronizowaliśmy oddechy, a biodra Justina poruszały się coraz szybciej.
  Nie wiem, ile czasu to trwało, ale czułam się niesamowicie. Przez cały czas na mnie patrzył. Jego spojrzenie było spragnione, widziałam to. Oboje tego potrzebowaliśmy. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem i musieliśmy pogłębiać naszą więź, która trzymała się na ostatnim włosku.
  - Kocham cię - Wyszeptał.
  Doszłam, krzycząc jego imię, on chwilę później. Opadł na mnie. Leżeliśmy tak przez chwilę, próbując uspokoić oddechy. Był niesamowity.
  Słyszałam, że mój telefon dzwoni, ale nie miałam teraz głowy, żeby go odebrać. Napawałam się chwilą, chciałam czerpać z niej jak najwięcej.
  Gdy oboje się uspokoiliśmy, Justin podniósł głowę i pocałował mnie jeszcze raz.
  - Jesteś nieziemska - Stwierdził.
  Uśmiechnęłam się i odwzajemniłam pocałunek.
  - Zaraz jadę do Samanthy - Powiedział nagle, wstając. Zaczął zbierać części garderoby z ziemi i zakładać je na siebie - Wkurzyła się na mnie, chce pogadać o czymś ważnym podobno. Twoja ochrona będzie dopiero jutro, więc najlepiej się stąd nie ruszaj, dobrze?
  Cmoknęłam z niezadowoleniem.
  - Miałam nadzieję, że zobaczę się z Amandą - Skłamałam.
  - Wykluczone. Poczekaj do jutra, z ochroniarzem będziesz mogła iść wszędzie.
  Zamarłam. Jeśli załatwi mi ochroniarza, nigdy nie będe mogła się spotykać z Harrym . Bo wtedy Justin by się o wszystkim dowiedział.
  - Przesadzasz - Odparłam - Co może mi się stać, jeszcze nikt nie wie, że u ciebie mieszkam.
  - Camille - Rzucił ostro i rzeczowo, a mój organizm od razu ogarnęło niesamowite uczucie. Uwielbiałam ten ton. Najchętniej pieprzyłabym się z nim ponownie. - Koniec dyskusji, ok?
  Wzruszyłam ramionami. Posłał mi ostatni uśmiech i skierował się w stronę drzwi. Odchrząknęłam:
  - Justin?
  - Hm? - Odwrócił się.
  - Ja ciebie też.

3 komentarze:

  1. 'Ja ciebie też' Aww... uwielbiam jak się kłócą, a potem godzą na SWÓJ SPOSÓB (taniec brewek)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale to jest słodkie, czekam na next i zapraszam do siebie joeandjustin.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział słodki bardzo mi się podoba.
    Nie mogę się doczekać kolejnego.
    Może również będzie słodki.
    Jestem ciekawa co dalej będzie.
    Weny :*
    I zapraszam do siebie na:
    http://sorry-what-do-you-mean-baby.blogspot.com/
    Oraz na:
    http://lovemeharder-justin.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń